Bolał ją każdy
mięsień ciała, każdy skrawek skóry. Jej usta stały się ciemniejsze i bardziej
wydatne, oczy pociemniały i zrobiły się większe. Jej nos minimalnie się
zmniejszył, a twarz pobielała. Zresztą całe jej ciało było bledsze i bardziej
kobiece? Jej biust zwiększył się o parę centymetrów, a jej kształty się
zaokrągliły. Uśmiechnęła się zalotnie, odsłaniając swoje zęby. No tak… Pomiędzy
nimi pojawiły się kły, które dodawały jej jeszcze więcej uroku. Jej włosy się
wydłużyły i lekko zakręciły. Na dotąd nagim ciele pojawiła się krótka czarna
sukienka, pełna małych brylancików, które mieniły się srebrem w blasku
księżyca. Dekolt był sercowaty, a od bioder suknia opadała luźno na jej długie
nogi. Nawet jeden powiew wiatru poruszał dolną częścią ubrania. Na szyi powstał
długi łańcuszek z wisiorkiem przedstawiającym półksiężyc – fioletowe
wypełnienie z granatowym oczkiem u góry.
Jak zniewolenie… Znak, że przynależę do nocy, czy co?
Na stopach kolejny
raz utworzyły się wysokie szpilki, które wyglądały jakby stworzył je jakiś
wielki projektant. Wtedy to poczuła… Na jej ciele pojawiła się bielizna, co
prawda cholernie skąpa, ale jednak. Jeszcze nigdy podczas Przemiany coś takiego
się nie zdarzyło, zwykle miała na sobie po prostu tą sukienkę. Co z tego, że
teraz miała pod nią tylko stringi i ledwo zakrywający piersi stanik, jeśli
władało nią pożądanie krwi już teraz. Czuła jak jej własna w tym momencie
zastyga, a serce wydaje ostatnie bicie, by po sekundzie się zatrzymać.
Paznokcie się przedłużyły i ostro zakończyły. Jej dotąd delikatne, dziewczęce
rysy zamieniły się w mocne i kobiece. Oczy zalśniły zimnym błękitem, a ona
poczuła znamię po ugryzieniu się powiększa, potem pulsuje, a na koniec pali
jakby Rogogon Węgierski właśnie teraz zionął w nią ogniem, by po chwili ustało.
Spojrzała na to swoimi bystrymi oczami i z przestrachem zauważyła, że wokół
tych dwóch kropeczek wiodą różnorakie fale, kreski i linie, które połyskiwały
fioletową poświatą. Zmysły się wyostrzyły, a ona poczuła w sobie niewyobrażalną
siłę i energię i może wszystko byłby w porządku, gdyby teraz nie wyczuwała
pulsu i nie czuła cudownego zapachu swoich przyjaciółek, które stały przed
jaskinią. Wyglądała teraz inaczej… Piękna, zmysłowa, seksowna, a wręcz
erotyczna. Wiedziała, że zazdrościłby jej teraz inne dziewczyny, gdyby ją
ujrzały. Była jak ogromna wyprzedaż w ulubionym sklepie, czy prezent od
ukochanego. Jak najpiękniejsza kobieta świata, która do tego kocha piłkę nożną,
piwo i tarzanie się w błocie. Taka niegrzeczna, uwodzicielska, ideał kobiety…
— Możecie wejść! —
zawołał „swoim” uwodzicielskim głosem.
Do jaskini
oświetlonej blaskiem księżyca weszły cztery piękne dziewczyny i o mało nie
zabiły się o wystający zbyt mocno próg skalny. Na ich twarzach widniało
zaskoczenie i swego rodzaju duma.
— Cholera jasna, Ann!
Ty masz tam tatuaż! — krzyknęła podniecona brunetka. — Szczęściara! Mi matka
nie pozwoliła… Głupia krowa. Nie dość, że muszę się ubierać jak pierwsza lepsza,
to nie mogę robić tego co chcę.
— Spokojnie Czarna,
bo się zapowietrzysz! Każda z nas wie jaką masz powaloną matkę i że na każdym
kroku denerwuje cię to iż w ogóle egzystuje w twoim życiu. Słońce, ona by mogła
robić za bryłę lodu, gdyby się tak często nie opalała! — odezwała się
rozbawiona Marlena.
— W wakacje chodziła
co dwa dni na solarkę, ale potem stwierdziła ni z gruchy ni z Pietruchy, że to
„mugolskie badziewie nienadające się do niczego”, więc odwiedza to miejsce co
trzy dni. Ogarniacie?
— Petunia jest
gorsza, uwierz! Kojarzycie jak wam mówiłam, że jest czirliderką? —zapytała
Ruda.
— I ty wtedy
powiedziałaś, że „niemożliwe, by taki koń jak ona dostał się do drużyny”.
— No właśnie Ann! I
miałam rację, za darmo jej tam nie wzięli.
— Jak to? — zapytała zdezorientowana
Alie, zupełnie zapominając o tym co wydarzyło się poprzedniego dnia.
— Normalnie. Puszcza
się z każdym zawodnikiem… To jest obleśne! Może i jej nie znoszę, ale jest moją
siostrą i muszę uświadomić tej bezmózgiej istocie, że zachowuje się jak dziwka.
— O Kuźwa! — zawołały
wszystkie zaskoczone. — Skąd to wiesz?
— David jej byłby
przyjaciel mi powiedział. Martwi się o nią, a ta idiotka odprawiła go z
kwitkiem kiedy próbował jej to uświadomić. Tak po prostu go olała… Nie, no ja z
nią zrobię porządek!
— To ten
przystojniak? — zapytała z uwodzicielskim uśmiechem Dorcas. — To ciasteczko?
— Noo…
— Jak skończę z
Blackiem, to chyba się nim zajmę.
— Uuu! Czarna
szaleje! — zaśmiała się wesoło Lily. — Oto chodzi. On się w niej zabujał, tak
wiem, że to dziwne, ale byłam tak samo zdziwiona jak wy. A ona woli się
pieprzyć z jakimiś bezmózgimi idiotami, żeby tylko być latającą wariatką z
pomponami. Dave jest serio spoko, a teraz przez nią cierpi. Można z nim
pogadać, zwierzyć się, bo jest wart zaufania. Innymi słowy… Moja posrana
siostra nie ma ani krzty rozumu, pozwalając odejść komuś takiemu — powiedziała
to z błyskiem w oku.
— Czy my o czymś nie
wiemy? — padło kolejne pytanie od Meadowes.
— A ty już swoje… —
mruknęła zrezygnowana. — Tak byłam z nim.
— Zarąbałaś siostrze
chłopaka?! — krzyknęła oburzona Alie, a Evans posłała jej zdumione spojrzenie.
— Nie, oni nie byli
razem! O co ci chodzi? Od wczoraj rana masz do mnie jakiś problem. Zrobiłam coś
nie tak, czy jak?
— Nie, wszystko w
porządku. Jesteś przewrażliwiona, a ja nic nie robię!
— Tsa… Jasne, samo
się robi — prychnęła Ruda. — Co znowu zrobiłam.
— Nie wiem o co ci
chodzi Lily.
— Boże, po prostu
powiedz!
— Nie!
— Czemu?!
— Bo nie zrozumiesz!
— Skąd możesz to
wiedzieć?!
— BO CIĘ ZNAM! —
ryknęła zdenerwowana.
— Jak widać nie —
powiedziała to tak lodowatym głosem, że pozostałe dziewczyny przeszły ciarki, a
ona sama poczuła ukucie bólu. — Jak się czujesz, Ann?
— Na razie jest
dobrze, ale wiesz jak będzie później. Chociażby za godzinę… — odpowiedziała
„swoim” melodyjnym głosem.
— Wiem, wiem… Martwię
się o ciebie… — wyszeptała. — Twoja wampirza postać się zmienia, widzę to.
Wiesz… To chyba przez nas i to, że jesteśmy tu z tobą podczas twojej Przemiany.
— Wątpię. Tu chodzi
raczej o nagrodę od Nyks za moją wytrwałość.
— Ny…co? — zapytały
zdumione dziewczyny, no może z wyjątkiem Lily, która uśmiechnęła się
zniewalająco.
— Nyks to grecka bogini nocy. Powinnyście
ją kojarzyć z Historii Magii. Dawno temu pomagała Założycielom stworzyć Hogwart
i jego okolice, dając im siłę, energię i ochronę nocą. Poza tym obroniła ich
przed Zeusem, kiedy chciał uwięzić ich w Hadesie za złamanie praw natury. Mało
kto wie, że podzięce Hogwart nosi imię właśnie jej. No wiecie… „Szkoła Magii i
Czarodziejstwa Hogwart im. Nyks”
— Ech… Uwielbiam mitologię!
— zawołała wesoło Dorcas.
— Ja też, siostro! —
poparła ją Evans. — To ona naznaczyła cię na wampira?
— Jej sługa, Shon… —
szepnęła zamyślona. — …ugryzł mnie i dupa, a nie naznaczenie.
— To normalnie jak w
tej mugolskiej książce… sadze. No wiecie, Dom Nocy, te sprawy. Nie chodzi mi tu
o naznaczenie tylko o ten tatuaż — powiedziała po chwili Alie.
— Czytałam. Świetna
książka! — zawołała Ruda z wielkim uśmiechem.
— Co nie? — zaśmiała
się głośno Stace.
Zapomniały o kłótni w
ułamku sekundy, a teraz po prostu się śmiały. Właśnie oto chodzi w przyjaźni…
Kłócisz się niewiadomo ile, ale jedno spojrzenie, jeden uśmiech powoduje, że
zapominacie, a przyjaźń jest przez to jeszcze silniejsza.
— Tylko zastanawiam
się… Dlaczego ja?
— Głupie pytanie!
Jesteś najmądrzejszą, najinteligentniejszą i najbardziej agresywną wampirzycą
jaką znam! — zawołała z dumą Mary.
— Bo jestem pierwszą
poznaną?
— Oj tam… To tylko
maluteńki szkopuł, taki mało ważny. To może inaczej? Jesteś najmądrzejszą,
najinteligentniejszą i najagresywniejszą dziewczyną na ziemi.
— Co wy macie z tą
„agresywną”?
— A co? Może nie
jesteś?
— Nie. Ja po prostu
bardzo szybko się denerwuję, więc się zamknij — uśmiechnęła się wesoło. — Ale
jak widzę te Sweet Bitches, to aż mnie bierze…
— Nie tylko ciebie! —
zawołały pozostałe, a potem wszystkie jak jeden brat wybuchły głośnym śmiechem.
— A właśnie! —
krzyknęła nagle Dorcas z wielkim uśmiechem. — Mam coś co ci pomorze.
— Co?
— To! — zaśmiała się
i wyciągnęła z wnętrza bluzy butelkę Ognistej Whisky.
— O! Nawet o tym nie
pomyślałam.
I właśnie tak zaczęła
się pełniowa popijawka.
*Przenieśmy się teraz do Wrzeszczącej Chaty i Huncwotów*
Poczuł przerażający
ból, a obraz się rozmazał. Pęce, które miał przywiązane do łóżka zaczęły się
łamać, powodując porwanie się jego ulubione koszulki i dzięki temu teraz
wyglądał bardziej zwierzęco. Tak samo stało się z resztą jego ciała, a ból stał
się nie do zniesienia. Po jego policzkach popłynęły łzy zmieszane z krwią, a
twarz wykrzywił grymas cierpienia. Wyrósł mu ogon, a uszy się dwukrotnie
zwiększyły i wygięły charakterystycznie wilkowo. Zaczęła wyrastać paszcza, a
jego ciałem wstrząsnął potężny dreszcz i ból nie do wyobrażenia. Paznokcie
zamieniły się w ostre pazury, a on nie miał już na sobie ani kawałka ubrania.
Jego męskość męskość zwiększyła się o parę centymetrów, oczy stały się dzikie i
nie przeniknione. Na jego ciele pojawiła się sierść, a z pyska zaczęła lecieć
ślina. Przemiana się zakończyła. On nie był już człowiekiem i głośno zawył.
— Spokojnie Lunio… —
powiedział wolno Syriusz i poklepał go delikatnie po owłosionym ramieniu, na co
ten zawarczał. — Eee tam! Damy radę.
— Bo jak nie, to
wsadzimy ci kleszcza w dupę! — zaśmiał się James.
Kolejne warknięcie ze
strony wilkołaka.
— Gorzej niż z Ann… —
mruknął rozbawiony Peter, a reszta wybuchła śmiechem. — Tylko warczy i warczy.
Że mu się to jeszcze nie znudziło!
— Trzeba coś zrobić,
bo to przywiązywanie do różnych rzeczy robi się coraz bardziej niebezpieczne —
powiedział nagle Frank.
—Wiem, ale ty chyba
zdajesz sobie sprawę, ze nie zostawimy go nawet jeśli mięlibyśmy zginąć.
— Nie, serio James? —
zakpił lekko zirytowany. — Wyjdę i trzasnę tymi pieprzonymi drzwiami, a potem
wszystkim powiem, że nie mają się
zbliżać, bo jest tu powalony wilkołak – mój przyjaciel.
— Dobra, dobra.
Sorry… — mruknął lekko zmieszany okularnik. — Ja mam pomysł!
— Jaki? — zapytali
przyjaciele, a Remus kolejny raz warknął, ale tym razem z swego rodzaju
zainteresowaniem.
— Taki — wyszczerzył
się w uśmiechu i wyciągnął różdżkę. — Expecto
Animagus!
Na miejscu Pottera
pojawił się dumny i piękny jeleń, a jego przyjaciołom szczęki głośno uderzyły o
ziemię i nie chciały wrócić na swoje miejsce. Wilkołak zawył z uciechy i się
uspokoił. Syriusz poszedł do czarnowłosego zwierzęcia i ze zdziwieniem dotknął
jego wielkich rogów. Ten głośno prychnął i na nowo stał przed nimi w swojej
ludzkiej postaci, na co wilkołak warknął.
— Ale czad! — zawołał
podniecony Peter.
— Skąd ty to umiesz,
stary? — zapytał z dumą Frank.
— Nie mam czego
robić! — wyszczerzył się w uśmiechu.
— A lizanie się z
Evans to co? Pies?
— Ona to co innego,
Łapo — powiedział z błyskiem w oku. — Nienawidzę jej.
— Taa. Sama się
całuje, co?
— A kto powiedział,
że nie lubię i tego nie robię?
— Lubisz? — zapytał
zaskoczony.
— A kto, by nie
lubił?
— Weź! Jesteś jeszcze
głupszy ode mnie.
— W końcu przyznałeś
się do własnej głupoty?
— Uczę się od ciebie!
— zaśmiał się.
— Pewnie nikt o tym
nie pomyślał, ale… — Peter wyciągnął z torby butelkę Ognistej Whisky.
— Uuu! — zawył
Syriusz, a Lupin na niego wrogo. — Dobra, dobra!
I tak właśnie zaczęła
się kolejna pełniowa popijawka.
*W magiczny sposób z powrotem pojawimy się u Huncwotek*
Piły już od dobrej
godziny, bo dziwnym trafem Lily, Alie i Mary również przyniosły coś
mocniejszego. Jednak te wesołości i szczęście nie trwały za długo, zakłóciły je
dzikie rządze Annabell. Głośno warknęła i rzuciła butelką Lodowatej Whisky o
ścianę, a potem z seksownym uśmiechem zbliżyła się do przyjaciółek.
— Było trochę mdłe,
nie uważacie? — zapytała z zimnym błyskiem w oku. — Zastanawiam się jak dzisiaj
smakuje wasza krew, bo ostatnio była cholernie dobra.
O dziwo dziewczyny
się nie przestraszyły tylko głośno zaśmiały. Dobrze wiedziały, że blondynka nic
im nie zrobi i strasznie je to bawiło.
— To było mocne! —
roześmiała się wesoło Alie. — Nasza krew?
— Ty myślałaś, że ja
żartuję — stwierdziła, tym razem chłodno. — Ale niestety Alicjo. Mówię prawdę!
—No chyba coś cię
pieprzy.
— Jestem wampirem,
Lilyanne, a wampiry żywią się krwią. Nie zmienisz ani tego ani mnie.
— Nie chcę cię
zmieniać, tylko tą twoją powaloną rządzę, Annabell — powiedziała tak samo
chłodno jak przyjaciółka.
— Nie mów tak do
mnie! Wiesz, że tego nie znoszę! — syknęła, robiąc krok w jej stronę.
— A ja nienawidzę,
gdy mówi się do mnie per „Lilyanne”. To jest takie powalone i denerwujące.
— To twój problem, Lilyanne, ja się ciebie słuchać nie
będę.
— Nie. To twój
problem, kochana. Będę robić co chcę, a ty mi tego nie zabronisz – nawet jako
wampir.
— Tego jeszcze się
przekonamy — syknęła oburzona. — Jeśli będę chciała to zrobisz, to czego chcę!
— Kpisz sobie ze
mnie?
— Ja? No coś ty.
Irytujesz mnie, Evans.
— Jak większość
innych ludzi na świecie — prychnęła Lily.
— Że też można z tobą
wytrzymać.
— Nie można, wszyscy
wkładają sobie zatyczki do uszu.
— Ty to jednak jesteś
głupia…
— Dziękuję i vice
versa.
— Jestem mądrzejsza
od ciebie! — warknęła zdenerwowana.
— Wcale nie!
— Jesteś suką!
— Sama jesteś!
— Pierdziel się —
wysyczała i w jednym susie stykała się z przyjaciółką ramionami. — Nikt nie
będzie mnie obrażał!
Bez zastanowienia
wbiła swoje kły w jej szyję i zaczęła pić jej krew mocno trzymając jej ramiona.
Dosłownie się do niej przyssała i coraz mocniej naciskała na jej ręce. Przerażona
Lily nawet się nie ruszyła, obraz zaczął się jej lekko zamazywać. Czuła ból,
przeraźliwy i straszny. Jednak Ann nie mogła przestać – chciała, ale nie mogła.
Zatracała się w tym rozkosznym smaku krwi, strasznie raniąc przyjaciółkę.
Pozostałe dziewczyny stały jak skamieniałe i nie mogły się ruszyć. Znowu
poczuły ten strach, tak podczas ostatniej wspólnej pełni. Nagle Lily z całej
siły odepchnęła ode siebie Lorenh, a wkurzona wampirzyca wymierzyła jej
policzek. Panna Evans spojrzała na nią z pogardą, a później głośno się
zaśmiała.
— Słabe masz to
uderzenie, słońce.
— Mogę poprawić — ostrzegła
z wrednym uśmiechem.
— No to dawaj. Nie
boję się ciebie!
— Założymy się?
— No! Tu i teraz.
Ann kolejny raz
uderzyła przyjaciółkę, ale tym razem ta spojrzała na nią chłodno.
— Wygrałam —
powiedziała beznamiętnie. — Widzę jutro u siebie na stoliku butelkę Kremowej
Ognistej.
— Chyba śnisz… —
prychnęła blondynka.
— Nie. W śnie już
dawno miałabym ją w ręce — syknęła zdenerwowana.
— Życie to nie bajka,
a ty nie jesteś księżniczką.
— No łał, Amerykę
odkryłaś!
— Wcale nie.
— To nie wymyślaj
żadnych niestworzonych głupot, które nie mają żadnego sensu.
— No, co ty nie
powiesz, Evans. Co ty w ogóle możesz wiedzieć o mnie i moim wampiryzmie?
— Jestem twoją
przyjaciółką i…
— Gówno wiesz! —
warknęła zdenerwowana. — Wkurwiasz mnie i to bardzo! Myślisz, że jeśli jesteś
ładna i mądra, to możesz wszystko? Jesteś wredną, nieczułą i nic nie wartą,
rudą wiewiórką.
— Cieszę się, że
powiedziałaś mi to teraz, a nie kiedy mogłabyś dodać coś miłego. W końcu wiem,
co o mnie myślisz… — powiedziała z lekkim uśmiechem, choć w środku coś w niej
pękło – zabolało, bardzo. — Może wy też tak sądzicie?
— Nie — odpowiedziała
natychmiast Dorcas, a chwilę później te same słowa powtórzyła Marlena. Alicja
siedziała cicho.
Lily z obojętnością
wytarła ręką krew z swojej szyi, a potem spojrzała znudzonym spojrzeniem na
Alie.
— Miło mi wiedzieć
jakie mam przyjaciółki.
Kiedy Stace spojrzała
jej w oczy zauważyła rozpacz i rozczarowanie, ale nie była pewna czy naprawdę
to zobaczyła, bo jak pojawiło się, to tak znikło. Strasznie głupio się poczuła.
Były przyjaciółkami odkąd pamięta, a obwiniała ją o coś co zdarzyło się dawno i
nawet nie była pewna czy kochała tego idiotę.
— Lily, ja… — zaczęła
ze smutkiem, ale rudowłosa jej przerwała.
— Nie kończ, Alicjo.
Nie mam zamiaru słuchać więcej, tyle mi wystarczy — odpowiedziała i opuściła
grotę.
— Czyście
zwariowały?! — warknęła oburzona Meadowes.
— Nie — odpowiedziała
spokojnie Ann. — Powiedziałam to co wszystkie myślałyśmy.
— Ja tak wcale nie
myślę! — warknęły zdenerwowane Dor i Mary.
— A ja… — zaczęła
niepewnie. — …nie wiem co myślę.
— To się lepiej
zastanów! — syknęły wszystkie.
— Jestem… z… z Ann —
te ostatnie słowa wypowiedziała z, nawet dla siebie, niespotykaną pewnością.
— Współczuję Lilce,
że ma takie przyjaciółki.
— Jesteśmy też twoimi
przyjaciółkami, Meadowes.
— Tak, Lorenh. Tylko,
że dla mnie jesteście dobrymi, a inaczej jest względem Lily.
— Wcale, że nie!
— Tak, Alie. Wcale,
że tak… — mruknęła zirytowana Mary.
— Super! — zawołały
Alie i Ann.
— Ekstra! — pozostałe
dwie warknęły.
Do końca pełni
siedziały cicho, nawet się nie odezwały. Były na siebie złe, czuły zawód
względem siebie. W tej chwili do jednych doszły wyrzuty sumienia, a do drugich
duma z tego, że stanęły po stronie Evans.
*Przenieśmy się z powrotem do Huncwotów, którzy w
najlepsze pili alkohol i nie przejmowali się niczym oprócz właśnie tego trunku*
— Ej, James… —
wybełkotał Syriusz.
— Co?
— Rogi.
— Jakie rogi?
— No twoje…
— O co ci chodzi?
— No o rogi…
— Po co ci moje rogi?
— Po nic. Co ty masz
z tymi rogami?
— To ty zacząłeś temat.
— Nie. Czemu
kłamiesz?
— Kpisz sobie ze
mnie, Black?
— A ty ze mnie,
Potter?
— To ty kłamiesz.
— Nie ty!
— Nie ty!
— Nie, bo ty!
— Nie, bo…
— Oboje kłamiecie! —
warknął Peter.
— Zamknij się!
— Nie, ty się
zamknij!
— Nie, ty się
zamknij!
— Ej, Peter! Masz
jeszcze Ognistą? — zawołali oboje, patrząc z nadzieją na przyjaciela.
— Może mam… —
powiedział konspiracyjnym szeptem. — Może nie mam…
— Dawaj! — krzyknęli
z wielkimi uśmiechami.
Pettigrew wyciągnął z
torby kolejną już butelkę alkoholu i rzucił przyjaciołom.
— Macie! — zaśmiał
się, a oni od razu zaczęli pic. — Tylko nie wszystko na raz…
— My? — zapytał
James, udając zdziwionego. — Jak byśmy mogli?
— Po prostu was znam.
— No i tej wersji się
trzymajmy, stary… — mruknął Syriusz, a potem rozejrzał się po pomieszczeniu. —
Ej… GDZIE JEST LUNIO?!
Wszystkie spojrzenia
momentalnie padły na łóżko i rozerwane sznury, a potem na rozbite okno.
Przerażeni spojrzeli po sobie.
— Kurwa… Jest źle,
jest naprawdę źle… — powiedział wystraszony Potter.
— I mi to mówisz?
— Nie, Łapo! —
warknął. — Do jasnej cholery! Po Zakazanym Lesie biega wilkołak. Co jeśli ktoś
tam jest?!
— Dramatyzujesz… —
mruknęli w tym samym momencie Peter i Syriusz.
— Weźcie mnie ludzie
trzymajcie, bo ich zabiję! — warknął wściekły do ściany i ruszył w kierunku
drzwi. — Na co czekacie, debile? Na lepszą pogodę czy co? Musimy ujarzmić
wilczka!
— Już, już…
James kolejny raz
tego dnia zamienił się w jelenia i wybiegł z Wrzeszczącej Chaty, lecąc
przyjacielowi na ratunek. Naprawdę był
przestraszony, że komuś coś mogłoby się stać. W końcu nie codziennie ma się do czynienia
z rozwścieczonym, pijanym wilkołakiem… Potter bał się bardziej o przyjaciela,
że go wyleją, gdy komuś coś zrobi, niż o kogoś innego. Biegł, coraz bardziej
zagęszczając się w lesie. Co chwila mijał inne zwierzęta i stworzenia, które
wybierały się na nocne łowy. Było ciemno i wiał lekki wiaterek, dzięki któremu
znalazł trop. Był coraz bliżej Remusa, coraz bliżej spokoju. Niestety… Jeśli
James Potter myślał, że wilkołak latający w lesie to jedyne jego zmartwienie,
to grubo się mylił. Zrozumiał to dopiero w chwili, kiedy zatrzymał się przed
ogromnym wilkiem, który z rządzą mordu wypisaną na twarzy pochylał się nad
rudowłosą pięknością. To zauważyłby z kilometra… Laska była niewyobrażalnie
piękna, idealna i ociekająca seksem. Do tego wyglądała na pewną siebie, ale
także wrażliwą. Spojrzał na jej szyję, potem piersi, biodra, tyłek i długie
zgrabne nogi. W końcu skierował swój wzrok na twarz owej dziewczyny i o mało,
by się nie zabił o własne kopyta. Prawie wrzasnął „Evans?!”, ale w porę się
powstrzymał, bo nie wiadomo jak zareagowałby wilkołak. Jak mógł uważać, że ta
idiotka jest ładna, co najmniej ładna. Jedna jedno musiał jej przyznać –
zajebiście całuje. Chwilę później pojawiła się reszta Huncwotów, nie odezwali
się jednak ani słowem sparaliżowani tym co zobaczyli.
— Może ruszyłbyś w
końcu swoją osraną dupę i zabrał się do ratowania Rudej — warknął w końcu Syriusz.
— Czemu ja? — zapytał
James, już w ludzkiej postaci.
— Bo, czekaj jak to
było… Jesteś jeleniem, idioto!
— Ale muszę?! —
warknął.
— Tak!
— No, ale nikt nie będzie
za nią tęsknił.
— Potter…
— No dobra, przesadziłem…
— mruknął. — Prawie nikt nie będzie za nią tęsknił.
— Masz jej pomóc, czy
ci się to podoba czy nie.
— No, ale Łapo…
— Kurwa mać, James! —
warknął. — Masz to zrobić, kumasz?
— A jak nie to co?!
— Przypierdolę ci.
— Już się boję. Na
pewno tego nie zrobisz…
— Założymy się?
— Pff… Jasne! —
powiedział z wyższością James.
Zdenerwowany do
granic możliwości Syriusz podszedł do przyjaciela i z całej siły uderzył go z
pięści w twarz. Był to tak mocny cios, że okularnik aż się przewrócił.
— Teraz jej
pomożesz?!
— No dobra… — mruknął
oburzony, ale przemienił się w jelenia. — Robię to tylko i wyłącznie dla
ciebie.
— Wiesz co? — zapytał
nagle Syriusz. — Walić to.
— Serio?
— Tak — odpowiedział
poważnie Black. — Expecto Animagus!
Na miejscu bruneta
pojawił się wielki czarny pies, który z wyglądu przypominał książkowego
ponuraka. Kompletnie zaskoczony jeleń stał jak wryty i gapił się na
przyjaciela. Mu opanowanie tej przemiany zajęła parę miesięcy, a jemu sekunda.
Zdziwiło go to bardziej niż ten strzał w pysk. Jednak Animag nie stał obok
niego, tylko natychmiast podbiegł do dziewczyny i wilkołaka, rozdzielając ich natychmiast.
Lily miała wielką ranę na dłoni i odciśnięty ślad od łapy na twarzy. Poza tym
na szyi dwie kropki z których dalej ciekła krew. Przerażona patrzała na
czarnego psa, który podszedł do niej i położył głowę na jej nogach. Powoli zaczęła
go głaskać i uspokajać się. Natomiast wilkołak uciekł gdzieś do lasu, głośno
wyjąc. Jamesowi zrobiło się głupio. Nienawiść przysłoniła mu rozsądne myślenie
i przez niego mogła zginąć przyjaciółka Syriusza. Łapa odsunął się od panny
Evans i przemienił w człowieka.
— Syriusz?! —
zawołała zaskoczona.
— A widzisz tu kogoś
innego? — zapytał z lekkim uśmiechem.
— Jelenia w okularach…
— mruknęła rozbawiona.
— Eee tam! To tylko
taki idiota! — zaśmiał się wesoło, by rozładować napięcie.
— Ej! — zawołał ktoś,
a oni nagle podskoczyli jak oparzeni.
— Potter?
— Nie. Hagrid w
sukience.
— Spieprzaj stąd i
nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy… — wysyczała i już wstawała, by rzucić
się na niego z pięściami, ale Syriusz są powstrzymał.
— To będzie trudne
zważywszy, że chodzimy do jednej szkoły.
— Ale ja ci nie życzę
śmierci, nawet jeśli cię nienawidzę — odpowiedziała mu chłodno i odeszła.
---------------------
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale nie miałam jakoś weny.
Kolejny rozdział postaram się dodać w następnym tygodniu.
Dedykacja dla Piernicka <3
Pierwsza, tu na dniach pojawi się kom xD
OdpowiedzUsuńA ja druga!! Komentarz pojawi się... jutro :D
OdpowiedzUsuńJestem trzecia!!! <3
OdpowiedzUsuńTutaj zostawię jutro rozdział ^^
Ślicznie, tylko jestem zła na Jamie'ego, za jego brak uczuć.
OdpowiedzUsuńCałuję!
Luna