"Chcesz iść?
Idź. Nie jestem
zdziwiony.
Ponoć nie ma ludzi
niezastąpionych."
Piękną
brunetkę obudziły dzisiaj promienie słońca, które wdarły jej się przez kotarę
do łóżka. Mimo, że było to miłe uczucie, to jednak ktoś ją obudził, a każdy
dobrze wiedział, że nie wolno wyrywać ze snu Evallyn Black. Czekaj, czekaj…
Przecież w lochach nie świeci słońce, to co do diaska? I w tym właśnie momencie
rozchyliła powieki, a światło latarki natychmiast uderzyło w jej oczy, więc
natychmiast je zamknęła. Co za idiota świeci jej po oczach? Czy tylko dla niej
wydaje się to narażeniem życia lub zdrowia? No, ale cóż… Na powrót otworzyła
swoje błękitne oczy, które patrzyły wrogo w stronę roześmianej blondynki.
Prawdziwie i niezaprzeczalnie Narcyza Black chciała zginąć.
— Mogę
wiedzieć co ty odpieprzasz? — warknęła na starcie zaspana dziewczyna,
przeciągając się mocno. — Czy ty zdajesz sobie sprawę co teraz robisz?
Narcyza
przełknęła ślinę, patrząc na kuzynkę z przestrachem. Cóż mogła poradzić na to,
że uwielbia ją denerwować? Przecież bez tego byłaby głupim Gryfiakiem.
— Budzę
cię — powiedziała z błyskiem w oku, uśmiechając się wesoło.
Brunetka
prychnęła zirytowana. Ona jej da, ona jej zaraz pokaże! Co ta wredna kobieta sobie
wyobraża? Że będzie wyjątkiem i nie dostanie wpieprzone za pobudkę? O nie, tak
nie będzie!
— Aż
tak życie ci niemiłe? — zapytała spokojnie, za spokojnie. Coś musiało się za
tym kryć, przecież to była Ślizgonka. — W takim razie, mogę ci je skrócić.
Panna
Black prychnęła pogardliwie, jednak w dalszym ciągu się uśmiechała. Mimo iż
Narcyza była typową uczennicą Slyterinu – nienawidziła Gryfonów, mugoli i
szlam, była arystokratką i uważała się za lepszą od innych – to pokazywała
swoje uczucia i chyba za to niektórzy jej nie tolerowali. To co ktoś miał do
powiedzenia na jej temat miała gdzieś, bo nie było jej to potrzebne. Chociaż
jej imię było trafne do zachowania, to bywała czasami typową blondynką, a nawet
często zachowywała się jak Gryfiak. Była piękną szarooką blondynką, która miała
powodzenie u chłopców już od pierwszego roku. Dobrze pamięta chwilę, w której
jej kuzyn Syriusz, gdy jeszcze przyjaźnili się przed przyjściem do szkoły, dał
jej czarną różę, żartując przy tym, że większej pesymistki to on nigdy nie
spotkał. Uwielbiała jego towarzystwo, zresztą Bella, Andi i Leen też, mimo, że
nie chciały się do tego przyznać. Zawsze je rozśmieszał, a co za tym szło,
również pocieszał. To był ich najlepszy kuzyn, ale cóż… Trafił do Gryffindoru i
zaczął trzymać z szlamami i zdrajcami krwi, więc ich drogi się rozeszły. Przez
to przepłakała kilkanaście nocy, a potem przyszło przyzwyczajenie, bo nigdy się
z tym nie pogodziła.
— Jakie
to było śmieszne — zakpiła z wrednym uśmieszkiem, przeczesując ręką włosy i
świecąc przyjaciółce prosto w oczy. — Normalnie się posikałam.
Evallyn
uniosła wysoko brwi z drwiącym uśmiechem na ustach.
— Jeśli
nie dajesz rady wstrzymać moczu, to kup sobie pampersy albo specjalne gatki —
powiedziała lekceważącym tonem, który zaraz potem zmienił się na warknięcie. —
Weź mi nie świeć tym gównem po oczach!
Cyzia
zaśmiała się przyjaźnie, a zaraz potem wyłączyła latarkę i usiadła z
westchnieniem na łóżku zdenerwowanej Ev, którą zaskoczyło to, że ona tak szybko
uległa. Jednak trzeba czerpać korzyści, więc tylko wzruszyła ramionami i opadła
z powrotem na poduszki.
— Mogę
wiedzieć po jaką cholerę budzisz mnie w środku nocy i to do tego w piątek? —
zapytała z przymrużonymi powiekami, uśmiechając się delikatnie. — Chyba nie po
to, żeby siadać na moje łóżko, bo zrobiłabyś to gdybym spała.
Kolejne
westchnięcie blondynki, które teraz lekką zmartwiły Evallyn. Narcyza zawsze
mówiła wprost co ją trapi, męczy czy denerwuje, bo było to łatwiejsze. Teraz
jednak siedziała i tępo patrzyła się w zasuniętą kotarę łóżka, więc było to
zupełnie do niej niepodobne.
— Jak
zwykle to samo! — syknęła w końcu z nienawiścią w oczach, a brunetka czekała
teraz na długi wykład, który zawsze pojawiał się w takich sytuacjach. —
Przyrzekam, że kiedyś powieszę za jaja tego pawiana! Co on sobie do cholery wyobraża?!
Jeśli jeszcze raz mnie zdenerwuję, to go zabiję, słowo. Czy ja dużo oczekuję od
tej imitacji mężczyzny? Dużo?! Bo mi się wydaję, że tylko tego by zachowywał
się jak człowiek. Ach, no tak… Przecież to jest niemożliwe do wykonania. On
zacznie być normalny jak świnie zaczną latać. A wiesz co mi dzisiaj powiedział?
Żebym się do niego nie zbliżała, bo jak mnie widzi to mu się same oczy
zamykają, a ja mu na to, ze to jest mruganie i nazwałam go potem kretynem.
Obiecuję ci, Ev, że go zabije i gówno mnie obchodzi czy będzie to Avada, czy
zwykłe morderstwo za pomocą noża, ale mu coś zrobię, bo nie mogę wyrobić w
jednym miejscu z tym kretynem.
Evallyn
wzniosła oczy ku niebu. Zawsze, gdy dochodziło do potyczki Lucjusza i Narcyzy,
to ona kończyła się tak samo. Każdy musiał słuchać ich długich monologów, jak
to oni bardzo by chcieli się nawzajem zabić. Wszyscy więc byli przyzwyczajeni
do takiej sytuacji, a wręcz powoli już ich to nudziło. Teraz też tak było, nie
zdziwiła się w ogóle wywodami przyjaciółki.
— I po
to budzisz mnie w środku nocy?! — warknęła na nią z furią, patrząc złowrogo w
stronę Narcyzy, która lekko się spięła. — Kurwa, Cyzia! Kumam, nienawidzicie
się i w ogóle, ale to nie powód, żeby drzeć mordę w półgodzinnym wywodzie o tym
jaki Malfoy bywa wkurwiający!
Narcyza
tylko przewróciła oczami, bo co innego mogła zrobić zirytowana dziewczyna? No
więc, zaraz potem palnęła przyjaciółkę poduszką w łeb, twierdząc, że to tak na
zmądrzenie.
—
Przestań pleść głupoty, Leen! — syknęła już poważnie zdenerwowana, zadając
kolejny cios miękkim przedmiotem. — To jest ważna sprawa!
Kiedy
brunetka otrząsnęła się z szoku, to natychmiast złapała za nadgarstek
blondynki, która teraz zbladła. Wyglądała jak jakiś dziki zwierz z wścieklizną,
który właśnie dostał w łeb i szuka zemsty, a w tych słowach nie ma żadnego
przegięcia, bo właśnie tak było.
— Ważna
sprawa? — zapytała szeptem, ale nie obyło się bez sarkazmu. — Ważna sprawa?!
Czy ty się do cholery jasnej słyszysz?!
Lekko
speszona blondynka przełknęła ślinę, dobrze wiedząc co zaraz ją czeka. Leen,
gdy ktoś ją budził była jak rozwścieczony hipogryf i nie pomagały przeprosiny,
bo to było naruszenie jej spokoju i opanowania. Nie dało jej się wtedy wmówić,
że nie chciało się tego zrobić, po prostu trzeba było kupić sobie naprawdę
dobre zatyczki, bo kazanie, które zaraz miało się odbyć mogło trwać nawet
wieczność, a że Evallyn była ogólnie rozgadaną osobą to, to działało teraz na
niekorzyść Narcyzy.
— To
wszystko wina Malfoya! — warknęła oburzona dziewczyna, patrząc na przyjaciółkę
spod byka. Jednak to tylko jeszcze bardziej zdenerwowało brunetkę.
— Chuj
mnie obchodzi Malfoy i wasze kłótnie! — krzyknęła zdenerwowana do granic
możliwości. — Czy ty myślisz, że chcę być budzona w środku nocy, bo pieprznięta
Narcyza chcę się trochę wyżyć?! Zaraz chyba wyjdę z siebie… Tyle razy ci do
jasnej cholery powtarzam! „Nie budź mnie, bo cię zabiję!”, a ty co? Za każdym
razem robisz to samo! Czy ty myślisz, że lubię być budzona o… — Tu spojrzała na
swój zegarek, ale to był zły pomysł, bo gdy tylko zobaczyła gdzie położone są
wskazówki, to jeszcze bardziej się wkurzyła. — Czy ty wiesz, która jest
godzina?! Kurwa mać, budzisz mnie o trzeciej nad ranem, bo Lucek cię
sprowokował. Kobieto, ja cię kiedyś naprawdę zabiję! Trzecia w nocy do cholery,
a ja nie śpię!
— Nie
tylko ty! — usłyszały głos Belli, która obudziła się na krzyki przyjaciółek.
—
Wszystkie zażalenia proszę do swojej kochanej siostry! — warknęła Ev,
opatulając się kołdrą i przymknęła powieki. — Kto normalny nie śpi o tej porze.
— Nikt
nie powiedział, że jesteśmy normalne! — zawołała w swojej obronie blondynka,
unosząc do góry brew.
—
Zamknij ryj, bo osobiście ci go zaszyję! — odwarknęła w jej stronę Bellatrix
Black, która zdążyła się już lekko rozbudzić, ale w dalszym ciągu była
zdenerwowana. — I nie myśl, że ja żartuję.
Narcyza
tylko przewróciła oczami, żeby to pierwszy raz siostra groziła jej w ten
sposób. To było jak słuchanie tego samego w kółko i to nie miałoby się nigdy
skończyć. Parsknęła więc rozbawiona, co przywitało się z oburzonym prychnięciem
siostry.
— Jak
już zszyjesz to mi powiedz — wyszczerzyła się do dziewczyn, które zabijały ją
wzrokiem. — Mówisz mi już to od dziecka i jakoś jeszcze nic takiego mi nie
zrobiłaś.
Bellatrix
uniosła z rozbawieniem brwi.
— No
właśnie, jeszcze… — Uśmiechnęła się po ślizgońsku, patrząc na malejący uśmiech
siostry. — A teraz zamknij tą rozgadaną gębę i idź spać.
— Nie
mogę…
—
Czemu?! — warknęła już lekko zirytowana brunetka o rozczochranych włosach.
— Bo to
wszystko przez Malfoya! — wysyczała z pogardą, patrząc ze złością w oczy
przyjaciółek, które teraz się porządnie wkurzyły.
— Chuj
mnie obchodzi Malfoy! — usłyszała głośne warknięcia dziewczyn, emanowała od
nich czysta furia. — A teraz spieprzaj do łóżka i śpij!
— Czyli
nie interesuje was co o was mówił? — zapytała z błyskiem w oku, a na jej twarzy
pojawił się wredny uśmieszek.
— Nie!
— Bo
nic nie gadał… — mruknęła, a one uniosły brwi. — …ale gdyby coś mówił to byście
się nie dowiedziały.
— Idź
do cholery jasnej spać! — warknęły zakrywając głowy pierzyną, przy okazji
mrucząc coś o tym jaka jest okropna.
—
Dobra, dobra… — sarknęła Narcyza i wskoczyła do swojego ciepłego łóżeczka,
opatulając się kołdrą i rozmyślając, jak tu się zemścić na blond gnidzie.
~*~
Stałam razem z Bellą, Cyzią i Andi, wesoło
rozmawiając. Tylko czemu mi się wydawało, że zaraz tą sielankę szlak trafi?
Och… Oczywiście, te moje pieprzone przewidzenia tak mi podpowiadały, ale jak
zwykle miały rację. Kiedy zaczęłyśmy się głośno śmiać z tej szlamowatej Tylor,
to wbiegł we mnie jakiś walnięty Krukon, który od razu pomógł mi wstać i
przeprosił. Zaraz potem zaczepił mnie Zabini… Och, jak ja nie znoszę tego
palanta! Rozmawiałyśmy, ignorując chłopaka aż w końcu sobie poszedł. Jednak
jeśli myśleliście, że to miały na myśli moje przeczucia to jesteście w błędzie.
— Czy tylko mnie on irytuje? — zapytałam
lekkim tonem.
Dziewczyny zaśmiały się wesoło i z
rozbawienia uniosły brwi.
— Tak, Ev! — powiedziała wesoło Andi,
uśmiechając się do mnie z lekką wyższością. — Ty
chyba od zawsze go nie lubiłaś, prawda?
Uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie
dnia, w którym zaczęłam nie znosić tego bruneta.
— To zaczęło się, gdy miałam pięć lat. Moja
matka organizowała bal, a państwo Zabini przybyli na niego wraz z synem.
Wszystko by było dobrze gdyby ten „inteligentny” człowiek nie podłożył mi nogi
i ze śmiechem nie patrzył, jak ląduję twarzą w ponchu.
Wytrzeszczyły na mnie oczy, a potem zaczęły
się niekontrolowanie śmiać. Oczywiście… Jak mogłam zapomnieć, że one też tam
były.
— To było dobre! — zawołała rozbawiona Bella,
mimo, że z jej oczu wiało chłodem. — Byłaś największą atrakcją wieczoru,
skarbie.
Prychnęłam pogardliwie w jej stronę, mrużąc
przy tym oczy. Czasami ta dziewczyna denerwowała mnie bardziej niż wszystkie
szlamy razem wzięte.
— Taa… — mruknęłam z obrzydzeniem. — A potem
przez dwa dni smarkałam na zielono.
Kolejny wybuch śmiechu z ich strony, dlaczego
mnie to nie dziwi?
— Przynajmniej każdy wiedział, że jesteś
Ślizgonką! — roześmiała się Cyzia, a na jej twarzy wykwitł wielki uśmiech. —
Taka słodka, Leen!
Nagle obok nich pojawił się Lucjusz, a
blondynce natychmiast uśmiech zniknął z twarzy, a zastąpił go wyraz obrzydzenia
i pogardy. Wyprostowała się jak struna i omiotła go chłodnym spojrzeniem,
uśmiechając się cynicznie.
— Czego tu szukasz, Malfoy? — zapytała
obojętnym tonem, a na jego twarzy pojawiła się drwina. — Schronisko dla
zwierząt jest gdzie indziej.
Podniósł brwi ze zdziwienia, zwykle to on
rzucał w jej stronę docinki, a teraz taka odmiana. Roześmiał się szyderczo, a
ona wywróciła oczami.
— Jaka wyszczekana się zrobiłaś ostatnimi
czasy, Black — powiedział z kpiącym uśmieszkiem. — Trzeba cię trochę
wytresować.
Spojrzała na niego pobłażliwie, a on tylko
się zaśmiał.
— Pff…
— Nie prychaj na mnie! — warknął w jej stronę,
irytując się. — Pewnie nie wiesz co odpowiedzieć i walisz po prostu tylko
zwykłe „Pff…”.
— Nie… pff… — powiedziała jedyne, co była w stanie, a ja
zaczęłam się śmiać.
W tym momencie na korytarzu pojawiła się
mgła, jakby przyszła z nikąd. Opierając się o ścianę patrzałam jak zbliża się w
naszą stronę, a z nią głośny syk. Było to naprawdę dziwne, a że nawet Malfoy i
Cyzia przerwali kłótnię to musiało ich również zaskoczyć. Obok nas znalazł się
Edward Zabini i Rudolf Lestrange, słysząc krzyk tej pieprzniętej blondynki obok
mnie, która miała na imię Narcyza. I nagle to usłyszeliśmy, przerażający i
chłodny głos, wyłaniający się z ów mgły.
— To właśnie wy zostaliście wybrani do
służenia mi. Będziecie robić co wam każę, w każdej godzinie, minucie i
sekundzie dnia, do końca waszego życia. Jam jest alfa i omega, początek i
koniec. Zostaniecie Pragnącymi Śmierci, Śmierciożercami, którzy będą pod moją
władzą. Tak jak ja nienawidzicie szlam i mugoli, dzięki mnie się ich
pozbędziecie. Nie jestem Tomem Riddle, który zawiódł i nie wykonał zadania,
które mu powierzyłem. Teraz wypalę wam Mroczne Znaki i coś dzięki czemu będę
mógł rozpoznać właśnie was. Będzie to wasz znak rozpoznawczy.
Piękna
brunetka z głośnym krzykiem gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej, wytrzeszczając
z przerażeniem. Była zalana potem i trzęsła się ze strachu, zresztą nie tylko
ona. Dziewczyny siedziały w tej samej pozycji i miały takie same miny,
wszystkie były przestraszone. Machinalnie uniosły rękawy rąk i o mało nie
dostały zawału, kiedy zauważyły tatuaż w miejscu, gdzie najczęściej dziecko
dostaje szczepionkę. Był to mały pająk z zielonymi oczami. Teraz ich
przerażenie przeobraziło się w załamanie, znowu wpieprzyły się w coś
niebezpiecznego, jak zwykle zresztą. Spojrzały na przedramiona drugiej ręki i w
tym samym momencie krzyknęły z przerażeniem, które wymalowane było na ich
twarzach. Widniał tam niewypełniony Mroczny Znak, czaszka z której wychodzi
wąż. Ślizgonki dobrze wiedziały co to oznacza, przez tyle lat rodzice im to
wpajali, że całą definicję słowa Śmierciożerca znały na pamięć. Malfoy i jego
kuple mówili na nich Śmierciojadaki, a jakoś oni nie mieli teraz wypalonych
tatuaży na rękach. I one teraz mają pomagać jakiemuś pieprzniętemu szaleńcowi
wytępić te ścierwy? Jak jest taki fantastyczny to sam by sobie poradził, a nie
je bierze do tego zadania. Biorąc to na logikę, od razu wyjdzie wam, że one się
do tego nie nadają, bo mimo, że są wrednymi sukami, to w gruncie rzeczy to ich
rodzice je tak wychowali. O nie, nie, nie! Nie będą pieskami na posyłki, na
pewno nie będą słuchać się jakiegoś kretyna. Pierwsza z nich odezwała się
Evallyn, starając się by głos jej nie zadrżał.
—
Dobra… — syknęła z furią, a one spojrzały na nią ze zdziwieniem. — …jeśli to
kolejny żart Zabiniego i jego spółki kretynów to osobiście ich zapierdolę, ale
przedtem wykastruję!
Wytrzeszczyły
na nią oczy. Na ten pomysł by nigdy nie wpadły, ale to by się zgadzało, bo ta
cała banda idiotów nie na darmo była tak nazywana. Teraz na miejscu szoku
pojawiła się czysta furia, chęć zemsty.
—
Przyrzekam, że jeśli w tym maczał palce ta tleniona gnida, to go zabiję… —
wysyczała wściekła Narcyza.
— Tym
razem się z tobą zgodzę… — powiedziała przez zaciśnięte zęby Bellatrix, a przez
chwilę w jej oczach zobaczyć można było szaleństwo. — Jeśli te skurwiele
maczali w tym swoje brudne łapska to powybijam każdego z osobna i będzie to
bardzo długa i powolna śmierć.
Andromeda
przewróciła swoimi bystrymi oczami z lekkim rozbawieniem, jakby to co zrobili
ci kretyni było codziennością.
— Czy
nie wydaje się wam, że oni są za głupi żeby użyć i zaklęć, i eliksirów w tym
samym momencie? — zapytała spokojnie, ale jej oczy wesoło błyszczały.
Pozostałe
dziewczyny na to pytanie uśmiechnęły się wrednie, co miało znaczyć, że się z
nią zgadzają. Dalej im coś podpowiadało, że tu chodzi o coś poważniejszego niż
jacyś dziecinni Ślizgoni.
—
Racja, Andi — zgodziła się z przyjaciółką Narcyza, która uśmiechała się teraz
szatańsko. — Czyli znaczy to, że nie tylko my jesteśmy tymi naznaczonymi
debilami.
Spojrzały
na nią zdziwione, a potem pokiwały głowami jakby coś sobie nagle uświadomiły.
— Cyzia
ma rację! — zawołała podekscytowana Evallyn, której oczy świeciły się teraz z
podniecenia. — W moim śnie oni też przy tym byli, więc to gówno również ich
naznaczyło.
Spojrzały
po sobie, a potem jak na komendę rzuciły się w stronę łazienki, którą jako
pierwsza zajęła dzisiaj Ev. Gdy już wszystkie się ubrały, założyły bluzki z
długimi rękawami, żeby zakryć Mroczne Znaki, wyszły ze swojego dormitorium.
~*~
Szły żwawym
krokiem w stronę sali, gdzie miały eliksiry, rozmawiając i obrzucając
wszystkich pełnym wyższości spojrzeniem. Gdy były same w dormitorium czy
gdziekolwiek indziej, to zachowywały się zupełnie inaczej – były miłe i miały
uczucia. Każdy myśli, że Ślizgoni są tacy okropni i bezuczuciowi, ale to nie
prawda. Mają uczucia, ale skrywają je pod maskami obojętności, bo tak ich
nauczono. W domu nie mieli lekko, za byle jaką drobnostkę dostawali
Cruciatusem, byli bici, bo się sprzeciwili, gwałceni dlatego, że nie chcieli
iść do łóżka z pierwszym lepszym czarodziejem Czystej Krwi, nie okazywano im
miłości – tak właśnie wygląda życie arystokraty. I to szlamy mówią, że mają
źle, gdy oni je wyzywają… Oni po prostu ulegają rodzicom, którzy mogliby ich
zabić bez mrugnięcia okiem. Panny Black były pełne podziwu, gdy widziały co
wyczynia Syriusz, mimo iż nie chciały się do tego przyznać. On jako jedyny
postawił się rodzinie, miał głęboko w dupie wydziedziczenie i inne duperele,
ale najważniejsze było to, chciał być wolny i osiągnął swój cel. Nie jest już
zależny od Walburgi i Oriona Blacków, których one nie znosiły. Mimo, że dalej
tam mieszkał to każdy dobrze wiedział, że gdyby uciekł to niemiałby nic do
stracenia, bo życie jako arystokrata było zjebane i z nim, i bez niego. Chciał
pokazać, że nie tylko ona jest zdolny do tego by uciec. I to właśnie ich
różniło – on był zdolny do wszystkiego – one były zbyt wielkimi tchórzami, żeby
zrobić to co kuzyn. I właśnie teraz nadarzyła się kolejna okazja by podręczyć
jakąś szlamę, a teraz była nią Lilyanne Evans. Evallyn, widząc spojrzenia
przyjaciółek, jęknęła w duchu – nie chciała jej wyzywać, bo była naprawdę
spoko. Czekaj! Czy ona właśnie pomyślała to co pomyślała? Jeszcze tego brakuje,
żeby polubiła szlamę. Podeszły do rudowłosej, która stała teraz pod klasą od
eliksirów wraz ze swoimi czterema przyjaciółkami. Kiedy zobaczyła zbliżające
się Ślizgonki od razu wyczuła kłótnię, która miała między nimi zaistnieć.
Nadchodzące dziewczyny uśmiechnęły się z wyższością, podnosząc wysoko głowy,
natomiast Gryfonki spojrzały na nie z nieukrywaną pogardą.
— A
kogo my tu mamy? — Narcyza zadała retoryczne pytanie ze ślizgońskim
uśmieszkiem. — Gryfońskie dziwki, cóż za zaszczyt.
Na
ustach Evallyn mimowolnie pojawił się wyraz rozbawienia.
—
Black, nie oceniaj się tak surowo — powiedziała ze słodkim uśmiechem Dorcas. —
Poza tym… Spotkanie ciebie nie jest zaszczytem.
Lily
cicho parsknęła, gratulując w myślach przyjaciółce.
— A ty
ci się tak szczerzysz, szlamo? — warknęła w jej stronę z obrzydzeniem
Bellatrix. — Powinnaś teraz klęczeć na kolanach i czyścić językiem korytarz
żebyśmy mogły przejść po czystej podłodze.
Rudowłosa
podniosła wysoko brwi, a jej przyjaciółki szykowały się na jakąś ripostę z jej
strony.
— Aż
tak nisko nie upadłam, żeby klękać przed jakimś skurwiszonem — powiedziała z
pogardą, uśmiechając się do niej wyniośle. — Już wolałabym pocałować Malfoya w
dupę niż zniżać się do twojego poziomu.
Uśmiech
zszedł z twarzy Evallyn, a na jego miejscu pojawił się gniew.
— Nie
obrażaj moich przyjaciół, Lily… — powiedziała chłodno, przeczesując ręką włosy.
— …bo następnym razem źle się to dla ciebie skończy.
Dziewczyny,
Ślizgonki jak i Gryfonki, wytrzeszczyły na nią oczy w niemym zdziwieniu. Sama
rudowłosa była na tyle zaskoczona, że nie zwróciła nawet uwagi na drugą część
zdania, patrząc się tępo w Evallyn. Tego jeszcze nie było… Żeby Ślizgonka,
która na dodatek jest Czystej Krwi i nienawidzi szlam, właśnie do jednej
zwróciła się po imieniu bez żadnego obrzydzenia i pogardy w głosie. To tak
jakby Hagrid zaczął hodować miluśkie i słodziutkie stworzenia, które nikomu by
nie przeszkadzały.
—
Wybacz, Ev, ale nie dam się bezkarnie obrażać — stwierdziła równie ozięble,
uśmiechając się ironicznie. — A poza tym… Przecież mówiłam prawdę.
Po tych
słowach po prostu weszła do pustej klasy z iście ślizgońskim uśmieszkiem, który
zaskoczył nawet samą Bellatrix Black, która wpatrywała się oniemiała w miejsce,
gdzie przed chwilą stała Ruda. Zresztą… Pozostałe dziewczyny patrzały w to samo
miejsce, co Bella, równie zdziwione. Oczywiście, nie było dla nich zdziwieniem
zachowanie rudowłosej, tylko to, że nazwała wredną, popieprzoną i zidiociałą
Ślizgonkę po imieniu, a nawet to zdrobniła. Pierwsza otrząsnęła się z szoku
właśnie brunetka, która patrzała wściekła na Evallyn.
—
Zwolnię nas u Slughorna, bo musimy zamienić słówko — powiedziała wesoło, a w
jej oczach było widać spokój.
Kurwa, ale z niej dobra aktorka… - pomyślała Dorcas.
Leen na
te słowa głośno westchnęła, znowu szykuje się cholernie długa gadka o tym, że
to szlamy powinny zwracać się do arystokratów z szacunkiem, a nie na odwrót.
To, że Evans była szlamą nie miało nic do rzeczy, przecież mimo to była dla
niej miła i życzliwa. Evallyn, mimo tych wszystkich uprzedzeń co do mugoli,
mugolaków i charłaków, polubiła Lily i nic nie mogła z tym zrobić. Dobrze
wiedziała, że dziewczyny też by ją polubiły gdyby chociaż rozwinęły rozmowę,
ale nie… Między nimi była tylko wymiana słów, a właśnie taka była wojna szlama
przeciw arystokratce. Pokiwała więc tylko ze zrezygnowaniem głową, patrząc na
swoje przyjaciółki, jednak nie dało się niczego z ich min wyczytać.
— Skoro
chcesz… — mruknęła i ruszyła w stronę jednej z opuszczonych klas z wysoko
uniesioną głową.
W jej
ślady poszły jeszcze dwie inne Ślizgonki, które zaraz po niej zniknęły za
zamkniętymi drzwiami. Drzwi sali do eliksirów się otworzyły, a przed uczniami
pojawił się Horacy Slughorn, który miał dziś na sobie fioletową szatę i wielki
uśmiech na twarzy.
—
Witaj, klaso! — zawołał dziarskim tonem, zapraszając wszystkich do środka
ruchem ręki. Gdy wszyscy weszli, na korytarzu została jedna Ślizgonka i sam
opiekun Slytherinu. — Czy coś się stało, panno Black?
Dziewczyna
zrobiła zbolałą minę i pokiwała głową, przytakując mu.
— Tak,
profesorze… — potwierdziła niepewnym głosem, a w jego oczach zabłysło
zmartwienie. — Moja kuzynka, Evallyn, dostała Smoczej Grypy i pozarażała resztę
mojego dormitorium. Dlatego nie ma dzisiaj dziewczyn, a ja chciałabym prosić o
zwolnienie z lekcji dzisiejszego dnia, żeby zająć się przyjaciółkami.
Mężczyzna
uśmiechnął się serdecznie.
—
Oczywiście, panno Black — powiedział, klepiąc ją po ramieniu. — Nie musisz iść
na dzisiejsze lekcje.
—
Dziękuję — powiedziała z wdzięcznością, uśmiechając się promiennie do
nauczyciela.
Mistrz
Eliksirów odpowiedział jej tym samym, a w jego oczach zabłyszczały wesołe
ogniki. Brunetka już się odwracała, kiedy zatrzymał ją jego głos.
— Panno
Black… — zaczął, a ona spojrzała na niego z zainteresowaniem. — …proszę
pozdrowić ode mnie dziewczynki.
Bellatrix
westchnęła przeciągle, uśmiechając się miło do profesora Slughorna.
— Jasne
— stwierdziła, obrzucając mężczyznę wesołym spojrzeniem. — Ma to pan jak w
banku!
Bez
pożegnania ruszyła korytarzem, a starzec wszedł do klasy, wygwizdując najnowszą
piosenkę Żywych Duchów. Nawet nie odzywając się słowem, weszła do opuszczonej
klasy, spoglądając na swoje przyjaciółki z wyraźnym zdenerwowaniem.
— Jakby
co macie Smoczą Grypę... — zaczęła wolno, wpatrując się w Evallyn z furią. — …a
teraz może przejdę do konkretów?
Ev,
dobrze wiedząc co się szykuje, kiwnęła tylko głową. Narcyza i Andromeda
patrzały na nie niepewnym wzrokiem, w każdej chwili gotowe by wyciągnąć
różdżki, bo kłótnie tych dwóch upartych Ślizgonek kończyły się darciem mord na
cały Hogwart i miotaniem w siebie najróżniejszymi zaklęciami.
— Co
tym razem takiego zrobiłam? — zapytała zaczepnie Evallyn.
Bellatrix
prychnęła pogardliwie.
— Nie
udawaj głupiej! Dobrze wiem, że nie wiesz! — warknęła na nią wściekła. —
Trzymasz ze szlamami i zdrajcami krwi!
Błękitnooka
spojrzała na swoją kuzynkę jak na kosmitkę.
— Czy
ty gdzieś widziałaś, że „trzymam” z nimi? — Była spokojna, a nawet bardzo i to
strasznie teraz zdenerwowało Bellę.
— Nie,
kuźwa — stwierdziła z drwiną, a w jej oczach było widać tylko chłód. — To przecież
ja okazuję szacunek jakimś szmatowatym szlamą.
W
oczach Evallyn zabłysła wściekłość i oburzenie.
— Ja
pierdzielę, Bella! — syknęła, bo nic innego nie wydostałoby się z jej ust. —
Czy wypowiedzenie imienia to szacunek?! Nie. Czy ty masz coś z mózgownicą? Tak.
Brunetka
prychnęła jak rozjuszona kotka.
—
Zawsze była dla ciebie tą Szlamą Evans! — zawołała zdenerwowana. — I teraz
chcesz mi wmówić, że wcale się z nią nie trzymasz?!
— A
nawet jeśli, to co? — zapytała z wrednym uśmiechem na ustach. — Zrobisz mi coś?
Nie boję się ciebie. Zakażesz mi? W dupie to mam.
Bellatrix
wyciągnęła swoją różdżkę.
— Nie
spodziewałam się tego po tobie, Evallyn — powiedziała chłodnie, ale z jej oczu
nie dało się nic wyczytać. — Ty pieprzona zdrajczynio krwi… Wypierdalaj do swoich
szlam i charłaków, a do mnie się już nie zbliżaj, bo nie jesteśmy już ani
przyjaciółkami, ani rodziną.
Evallyn
uniosła wysoko brwi, chociaż w środku te słowa ją cholernie zabolały i nic nie
mogła z tym zrobić, ale niczego nie dała po sobie poznać. Była spokojna i
wyniosła, emanowało od niej chłodne opanowanie.
— A ty
stawaj sobie po jego stronie! — warknęła nienawistnym tonem Ev, podciągając
rękaw swojej czarno-granatowej koszuli, ukazując niewypełniony Mroczny Znak. —
Spierdalaj mu służyć jak posłuszny baranek, ale powiem ci jedno. Nie przychodź
do mnie potem ze spuszczoną głową i nie mów mi wtedy, że miałam rację, bo
odpowiem ci, że to ty wybrałaś własną ścieżkę, a ja cię przed tym ostrzegałam.
Poza tym… Nie trzymam z mugolakami i mugolami, tylko zaczęłam ich tolerować.
Jeśli…
—
Jesteś jak brat Regulusa! — krzyknęła w pewnym momencie Narcyza, a w jej oczach
widać było tylko ból i cierpienie. — Dlatego proszę cię żebyś stąd wyszła, bo
nie mamy już ze sobą niczego wspólnego, dla nas już nie istniejesz.
Przepraszam, Leen, ale to prawda i nie zmienimy swojego zdania.
Brunetce
oczy rozszerzyły się z zdziwienie. Były przyjaciółkami i kuzynkami od zawsze, a
teraz, jak toleruje Evans to, zaprzepaszcza to to? W takim razie Narcyza ma
rację, bo ona nie miała zamiaru wysłuchiwać obelg w swoją stronę dalej. Mimo,
że czuła ból i smutek, to już wybrała.
—
Jestem jak Syriusz? — zapytała Evallyn z wesołym uśmieszkiem. — I dlatego mam
sobie iść? Nie, no zajebiste argumenty! Szkoda tylko, że jak wy będziecie
wybijać szlamy i mugoli to ja będę dumna, że nie mam z tym nic wspólnego, bo
nigdy nie chciałam zabijać i nie będę tego robić — Po tych słowach spojrzała w
oczy Andromedy. — Ty też stoisz po ich stronie, prawda?
Andi
uśmiechnęła się równie sztucznie jak Ev, posyłając jej rozbawione spojrzenie.
—
Oczywiście, bo nie mam nic innego do roboty jak zabijać ludzi! — wykrzyknęła
rozmarzonym głosem, a Leen cicho parsknęła. — A teraz wypad z mojego życia po
tylu latach przyjaźni!
Teraz
już obie nie wytrzymały i parsknęły głośnym śmiechem, na co dwie siostry
spojrzały na nie z nienawiścią. I tak właśnie skończyła się wieloletnia
przyjaźń.
~*~
Głośna
muzyka. Alkohol. Ciemność. Tańczący uczniowie. Impreza. Godło Slytherinu.
Ślizgoni. Litry Ognistej. Krzyki.
Evallyn
siedziała na jednym z wolnych foteli z zadziornym uśmiechem na ustach i
szklanką do napełnioną Lodową Whisky, jednym z najmocniejszych alkoholi w
magicznym świecie. Miała już dość tej całej sytuacji, ale o co chodzi? Może o
tą kłótnię sprzed kilku godzin, która definitywnie zakończyła przyjaźń między
czteroma Ślizgonkami. To Bella i Cyzia wybrały, nie ona i Andi. Szkoda, że
panny Black nie rozumiały, że to oznacza również koniec rodzinnej więzi. Chyba
już cały Hogwart zdążył się dowiedzieć, że Cztery Wiedźmy nie są już razem.
Plotki roznoszą się szybciej niż smród po gaciach. Wszystkie wredne spojrzenia,
drwiące uśmiechy, docinki, które na każdym kroku im towarzyszyły. Co dziwne,
Bellatrix i Narcyza dalej zachowywały się tak jak zawsze, a co jeszcze
dziwniej, Evallyn i Andromeda tak samo. Wewnątrz Slytherinu trwała wojna, a
wygra ten, który nie przegra. Niby wcale się nie przejmowały i miały głęboko w
poważaniu to co inni mają do powiedzenia w tej sprawie, ale za każdym razem gdy
usłyszały „Wiedźmy z piekła rodem nie są już razem? Przyznajcie się… Która
spała z Diabłem?” to miały ochotę zabić tą osobę, która wypowiadała te słowa.
Wszystkie dobrze wiedziały, że była to iluzja, która dotyczyła Evallyn. Na
Edwarda Zabiniego mówią powszechnie Diabeł, a wiadome jest również to, że panna
Black nie znosi go z całego serca. Nie trudno więc zrobić z tego plotkę, która
mówiła, że przespali się w jego dormitorium, nie prawdaż? Nie tylko ją
doprowadzały te głupoty do białej gorączki, bo sam Zabini wyglądał na równie
zdenerwowanego, gdy w jego stronę leciały słowa „Każdy wie, że lubisz ogniste
dziewczyny, Diable. Nikt jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, że preferujesz
raczej czarne.” Tyle, że Edward umiał poradzić sobie z natrętami bardzo łatwo.
Nie uwierzycie, ale wystarczy tylko złamać komuś nos! Tak więc Evallyn
zatapiała problemy w alkoholu, co nie było dziwne, rzecz jasna. Kolejny raz
dzisiaj napełniła swoją szklankę Lodową Whisky, a następnie opróżniła ją z
dziecinną łatwością. Na sam koniec tylko lekko się skrzywiła, co świadczyło, że
jest już naprawdę wstawiona, skoro nie wzdryga się z zimna. Ten alkohol nie na
pokaz nosił taką nazwę, normalnie mroził mózg. Brunetka pokręciła głową i
gwałtownie stanęła na nogi, co sprawiło, że zaraz potem opadła na fotel z
powrotem. Czuła jak zbiera jej się na pawia i kręci się w głowie, oj niedobrze!
Zdecydowanie przesadziła z alkoholem, ale to nie miało najmniejszego znaczenia.
Spróbowała wstać, tym razem o wiele wolniej i spokojniej, a gdy jej się udało
to od razu ruszyła w stronę przystojnego bruneta. Musiała odreagować, a co było
najlepszym sposobem? Oczywiście, że jakiś przystojniak, który miał ochotę się z
nią całować. Tony Crualle był Ślizgonem z siódmego roku, za którym uganiały się
wszystkie dziewczyny w szkole. Oczywiście nie dorównywał Huncwotom, ale
dziewczyny wolały baraszkować z kimś bardziej doświadczonym. Mniejsza z tymi
porównywaniami… Kiedy stanęła przed chłopakiem, uśmiechnęła się zalotnie.
Ślizgon od razu ją zauważył, a w jego oczach pojawiły się iskierki pożądania, co
sprawiło, że pijana dziewczyna stała się jeszcze pewniejsza. Tony uniósł brew,
uśmiechając się do niej zadziornie.
— Co
sprowadza do mnie Evallyn Black? — zapytał lekko zachrypniętym głosem, mając
nadzieję, że dalszą rozmowę zakończą u niego w dormitorium.
—
Pewnie to samo co Tony’ego Crualle — wymruczała, zarzucając mu ręce na szyję z flirciarskim
uśmiechem.
W tym
momencie wszystkie zgromadzone tutaj dziewczyny miały ochotę rzucić się na nią
z pięściami, jednak zdecydowały się tylko na mordercze spojrzenia. Każda jedna
oddałaby teraz wszystko, by znaleźć się na jej miejscu. Tyle, że Tony już
wybrał dziewczynę, z którą dzisiaj chciałby „spędzić czas”. Przyciągnął
brunetkę do siebie, obejmując ją w talii. Pocałował ją namiętnie, patrząc
głęboko w oczy. Dziewczynę uderzyła fala rozkoszy i poczuła jak wszystkie jej
problemy uciekają. Oddała pocałunek z lubością, obejmując go nogami w pasie.
Tony dobrze wiedział, że Evallyn nie zrobiłaby tego gdyby była trzeźwa, więc
skorzystał z okazji, która mu się nadarzyła. Od jakiegoś już czasu pożądał tej
małej, wrednej Ślizgonki i teraz mógł spokojnie ją przelecieć w swoim
dormitorium. Włożył swoją rękę pod jej spódniczkę i zjechał ustami na jej
szyję. Teraz już wszyscy dobrze wiedzieli, co będzie dalej, więc tylko patrzyli
na to całe zdarzenie z rozwartymi ustami. Oczywiście Andromeda chciała coś
zrobić, ale niestety powstrzymywało ją przed tym dwoje masywnych przydupasów
Cruallea. Co chwila łypała na nich i próbowała się wyszarpnąć, ale na marne.
Krzyczała nawet w stronę Bellatrix i Narcyzy, by pomogły Ev, ale te tylko
obrzuciły ją chłodnym spojrzeniem i wyszły z Pokoju Wspólnego, nie chcąc
oglądać tego całego przedstawienia. Gdy już biedna dziewczyna nie wiedziała co
zrobić i przygotowywała się na to, że jutrzejszego dnia zastanie zaryczaną,
zasmarkaną i załamaną przyjaciółkę, stało się coś naprawdę zaskakującego i to
zdarzenie zostanie jej w pamięci do końca życia. Brunet podbiegł do całującej
się pary i oderwał Evallyn od Tony’ego, a potem zarzucił sobie dziewczynę na plecy
i wszedł z nią do swojego dormitorium, mimo jawnych sprzeciwień. Wszyscy stali
jak spetryfikowani, patrząc na miejsce, w którym zniknął Edward Zabini z
Evallyn Black na plecach. Sam chłopak stał już w swoim dormitorium i obserwował
dziewczynę, która siedziała teraz obrażona na jego łóżku.
—
Black, ja wiem, że ty jesteś skończoną idiotką, ale nie sądziłem, że z tobą
jest aż tak źle! — warknął zirytowany po chwili ciszy, a ona łaskawie obrzuciła
go zaskoczonym spojrzeniem. — Czy ty zdajesz sobie sprawę jaką z siebie
zrobiłaś dziwkę na oczach całego Slytherinu?!
— O
kurwa… — wyszeptała, zakrywając sobie dłonią usta. Tak jakby nagle uświadomiła
sobie co właśnie zrobiła.
— To
też… — mruknął już spokojniej, siadając na swoim łóżku obok niej. — Teraz myśl
jak to odkręcić, Black.
Brunetka
wytrzeszczyła na niego swoje błękitne oczy.
—
Czekaj, bo czegoś tu nie rozumiem… — zaczęła, ostrożnie dobierając słowa. — Czy
ty właśnie chcesz mi pomóc?
— A co
cię to tak dziwi? — zapytał ze śmiechem, a znowu spojrzała na niego ze
zdumieniem. — Chyba logiczne, że ci pomogę, przecież z tobą spałem!
Ev
prychnęła pogardliwie.
— Ja z
tobą nie spałam! — zawołała oburzona, kiwając głową na boki.
Brunet
głośno się zaśmiał, a ona zrozumiała, że żartował i zrobiło jej się głupio.
Pierwszy raz zmieszała się w jego towarzystwie, ba! Pierwszy raz zmieszała się
w kogokolwiek towarzystwie.
— Oj
już nie wkurzaj się tak, Black, bo ci żyłka pęknie — parsknął rozbawiony, a
zaraz potem oczy mu pojaśniały. — Już wiem!
— Niby
co?
— Oj
już nie udawaj głupiej, bo ja wiem, że ty wiesz — powiedział z wesołymi
iskierkami w oczach. — Wszyscy są nawaleni w trzy dupy, a więc jeśli się jutro
im nie poda eliksiru na kaca, to nie będą niczego pamiętać. Tylko mamy jeden
problem… Musimy się dowiedzieć kto zawsze kołuje zbawienny płyn, bo inaczej nam
to się nie uda. Wiesz kto to, Black?
— Tak
się składa, że wiem kim jest ta osoba, Zabini — stwierdziła z zadziornym
uśmieszkiem. — Mogę ci powiedzieć jeśli chcesz.
Na jego
ustach wykwitł zwycięski uśmiech.
— Mów!
— wykrzyknął zniecierpliwiony, ale zadowolony. — Chcę wiedzieć kto jest tym
mistrzem, bo chyba będę musiał ucałować jego stopy!
Dziewczyna
uśmiechnęła się z satysfakcją, a w jej oczach zatańczyły wesołe ogniki.
—
Mistrzynią, Zabini, mistrzynią… — powiedziała lekko rozbawionym tonem. Ten
Ślizgon wcale nie jest taki zły, jakby się mogło wydawać.
— To
zmienia postać rzeczy! — ucieszył się jeszcze bardziej. — Jeśli będę wiedział
kim ona jest, to chyba ją pocałuję!
— To
ja, Zabini — zaśmiała się Evallyn, a on stanął jak wryty.
— O ja
pierdziu… — mruknął zaskoczony, a potem zrobił coś czego żadne z nich się nie
spodziewało.
Pocałował
ją delikatnie w policzek, a ją przeszedł miły dreszcz. Było to najdziwniejsze
uczucie jakie w życiu miała, ale to nie znaczy, że jej się nie spodobało.
Patrzyli sobie w oczy, myśląc, że ta chwila może trwać wiecznie. W pewnym
momencie dziewczyna przerwała to magiczne połączenie, spuszczając głowę. On
natomiast uśmiechnął się niezauważalnie.
— No to
sprawa załatwiona — powiedziała niepewnym głosem, spoglądając mu w oczy. Nie
przerwał połączenia wzrokowego, tylko zagłębił się w jej oczach.
— O
kurde! — wykrzyknął nagle zaskoczony, a ona aż podskoczyła. — Zawsze myślałem,
że masz brązowe oczy. No wiesz… Bo to taki zasrany kolor.
Dziewczyna
zaśmiała się rozbawiona, a potem uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
—
Dzięki, Zabini… — mruknęła, kolejny raz spuszczając głowę.
— Nie
ma sprawy, Black… — szepnął, kolejny raz zatapiając się w jej pięknych oczach.
Patrzyli
tak na siebie i ze zdziwieniem stwierdzili, że znajdują się naprawdę blisko
siebie. Między nimi znowu zapanowała ta dziwna, ale miła magia. Patrzyli sobie
w oczy, zbliżając się do siebie z każdą sekundą. Im bliżej byli siebie, tym
szybciej ich serca zaczynały bić, a oddechy przyśpieszyły. Edward pocałował ją
delikatną i czule, a ona rozpłynęła, gdy jego słodkie, miękkie usta dotknęły
jej warg. To nie był jej pierwszy pocałunek, była doświadczona jeśli chodziło o
całowanie, ale w tamtym momencie czuła się zupełnie zielona w tych sprawach.
Prawdziwie i niezaprzeczalnie Edward Zabini całuje najlepiej spośród wszystkich
chłopaków. Bez zastanowienia oddała tą pieszczotę, kładąc mu rękę na klatce
piersiowej. Mimo, że obydwoje byli pijani, to zdawali sobie sprawę, że nie
powinni tego robić i przez ten jeden mały incydent zmienią do siebie stosunki.
Oderwali się od siebie po jakimś czasie, zupełnie zapominając jak się oddycha.
W pierwszej chwili nie mogli wydobyć siebie ani jednego słowa, a zaraz potem
panna Black gwałtownie wstała. Podchodziła już do drzwi, żeby wyjść, ale
powstrzymała ją dłoń Edwarda zaciśnięta na jej nadgarstku. Odwrócił ją w swoją
stronę i spojrzał głęboko w oczy.
— Muszę
już iść — powiedziała niepewnym głosem, próbując wyswobodzić rękę z jego
uścisku.
—
Proszę, zostań… — wyszeptał i pociągnął ją w stronę łóżka, a ona posłusznie
usiadła na jego kolanach.
— Jeśli
myślisz, że uda ci się mnie przelecieć po pijaku, to jesteś…
— Taa…
Po to ci pomagam, żeby teraz cię przelecieć — zadrwił, a jej zrobiło się
głupio. Mimo nienawiści do niej chce jej pomóc, a ona oskarża go o coś przed
czym ją uratował. Walnęła się ręką w czoło i uśmiechnęła się do niego
przepraszająco.
—
Wybacz, Zabini… — szepnęła zmieszana, a on przytulił ją lekko do siebie, co
chyba znaczyło, że już się na nią nie gniewa. Odetchnęła więc z ulgą i wtuliła
się w jego umięśniony tors.
Przy
nim czuła się bezpieczna, pierwszy raz od dawna. Mimo tej nienawiści, to nawet
fajny z niego chłopak i zasługuje na prawdziwą miłość. Położyli się na jego
łóżku i ostatnie co zarejestrowali to ich wspólne mruknięcie.
—
Dobranoc, Black.
—
Dobranoc, Zabini.
----------------------------
Lumos, skrzaciory *0*
Wiecie co? Pojawił się nowy rozdział :D
Kiedy kolejny? Może za tydzień, jeśli zdążę. Przepraszam, że teraz rzadko dodaję, ale szkoła i pięć blogów to jest troszeczkę c:
Pozdrawiam pewną osobę, która ma bilety na koncert... Edwarda Christophera Sheerana :* ♥ *mam nadzieję, że mnie zabierze ze sobą, bo jest taka fajna :D*
Dedykuję ten rozdział mojej kochanej Weronice, Eveneth *kuźwa... prawie napisałam Evallyn*, Adzie <3
I co myślicie o Edzie (Zabinim!) i ogólnie o rozdziale? :3
Kocham, kocham, kocham was *0*
Pierwsza! *o*
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację, skarbuniu!
TAK, BĘDĘ SUPER I POWIEM! TO JA JADĘ NA TEN KONCERT! XDXDXD Ale niestety bilet od samego początku kupiony dla Agatki :c Przepraszam... Jak już uwiodę Sheerana, to zdobędę autograf dla Ciebie! <3
A teraz... SAJONARA, idę czytać :D
Powiem jedno...
UsuńUmarłam z zachwytu dzięki ostatniej scenie z Zabinim. Kocham to! <3
Resztę wypiszę ci na fb, bo teraz nie jestem w stanie poukładać moich myśli... :')
Normalnie sytuacja idealna. Chciałabym tak :')
Pozdrawiam!
Twoja Ev Sheeran :*
Już Ci pisałam, że nie umiem się na Ciebie złościć, więc jest spoko *przynajmniej na razie :D* Kurde... Czekam na ten autograf i nie myśl, że się wykręcisz, bo przyjadę do Ciebie i osobiście zabiję :*
UsuńNawet jeśli komentarz jest nie najdłuższy, to i tak go kocham <3 Rozpiernicza mnie jak opisujesz, że Ci się podoba. Nigdy nie spodziewałam się, że zajdę tak daleko, że wgl będę miała jakiekolwiek wyświetlenia, a tu takie zaskoczenie. Ed :') Też go kocham, a może raczej ich :')
Dziękuję za taki uroczy komentarz *0*
Świetny rozdział. Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńDziękuję <33
UsuńBardzo fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńPodobały mi się te wszystkie dialogi. Zwłaszcza ten pomiędzy Ślizgonkami, a Gronkami.
Dziękuję, Gabi <3
UsuńEch... Ten pomysł o Ev i wgl o tej akcji z Gryfonkami&Ślizgonkami wpadł mi niespodziewanie, tak jakoś w ostatniej chwili, kiedy pisałam z prawdziwą Ev c:
Muszę jeszcze nadrobić u Ciebie, więc strzeż się :*
Tutaj sie pojawi kom, na dniach xD
OdpowiedzUsuńEd Zabini <3 <3 Awww *-*
UsuńCo ja ma ci powiedzieć zgredku ^^
Jak zwykle odwaliłś kawał dobrej roboty :D
Czekam na wiesz jaką parę :D
Przepraszam za tak krótki kom, ale ja nie umie pisać dłuższych, a reszte wrażeń przekaże ci jak cię w końcu złapię na priv :D
Pozdrawiam i weny
Nieogarnięta PaKi :*
Kocham twoje komentarze, pokręcona siostrzyczko :*
UsuńWiem na jaką parę, ale na razie będzie tylko nienawiść, więc mnie nie zabijaj! :3
Pierdzielisz... Kawał dobrej roboty. Tsa XD Jak zwykle całą robotę wykonał mój mózg, który chciał się wpierniczyć i mu się udało :D
Eee tam, pisałaś już krótsze, sanszajn <3 XD
Dziękuję, PaKi :*
Super!!! A najlepsza końcówka, będzie ciekawie. Tylko jedyne czego mi zabrakło to zbyt mało Lili i Jamesa. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Życzę weny. Kocham ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję <3
UsuńLily i James, ach... Mój ulubiony parring *0*
Ja też nie mogę się go doczekać :D Tyle, że... Wiesz co i nie zabijaj mnie XD
Dziękuję, skarbie :*
Super <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział :)
~Wikkusia
Aww, dziękówka <3
UsuńPiernik chce następny rozdzialik <3
OdpowiedzUsuńJest przepiękny i strasznie mi się podobał.
Czekam na następny ;-)
Trzymaj się Tynka ;*
M.
Piernik zaraz dostanie kopa na księżyc <3
UsuńDziękuję, kochanie :3
Trzymaj się Piorunie ;**
Och, jakie przyjemne zakończenie <3 Mroczne Znaki? :O Coraz bardziej się gubię XD Jeju! Znowu napisałaś taki długi rozdział <33333333333333 Super był :D Ciut przegięłaś z przekleństwami, ale wybaczam :* Niech no się Evallyn obudzi na drugi dzień rano XD Już się doczekać nie mogę :D
OdpowiedzUsuńOch! Dziękuję za dedykację *_*
Pozdrawiam i garść weny przysyłam! :*
Dziękuję <3
UsuńMroczne Znaki! :D
Ej, kiedyś się w tym odnajdziesz XD
Jakoś tak... Chyba nie umiem już krótkich ;p
Ups... No cóż, ty wiesz, że przeklinam. Ale cicho, uznajmy, że Zgredek nie wie co to jest i jest cholernie grzeczny *cholera to choroba!* :D
Ja pierdziu. To będzie chyba najdziwniejszą i najmilszą pobudką w życiu ^^
Nie ma za co, sanszajn :*
Jak zrymowałaś i dziękuję <3
Fajny rozdział :D To zakończenie było takie słodkie *-*
OdpowiedzUsuńCzemu ja nie umiem pisać tak zarąbiście jak ty? Nie dość,że treść zajebiaszcza to jeszcze cholernie długi *-*
Wiesz co? Uważasz,że Zgredek i Gollum są spokrewnieni? XD W sumie sa trochę podobni... Ale ja cię Zgredziu nie obrażam! Przecie ja Gollumek nie? Dobra,pitolę bez ładu i składu. Idę szukać tego cholernego pierścienia!
Bajo! ;3
Ładniutko, tylko szkoda mi Leen. A Zabini był słodki.
OdpowiedzUsuńCałusy!
Luna