W
poprzednim rozdziale:
Ogółem dzień z życia Ślizgonek, ale pokazany
oczami Evallyn Black. Była kłótnia Evallyn-Narcyza-Bellatrix-Andromeda.
Pojawiła się impreza w Pokoju Wspólnym Slytherinu (ogólnie libacja alkoholowa,
rozpierducha i nie dawanie ludziom spać). Rozmowa z Edwardem Zabinim, która da
trochę do myślenia naszej Ev.
*Pokój Wspólny Slytherinu*
—
Pieprzona szlama! — warknął rozdrażniony brunet, chodząc, w tą i z powrotem, po
PW Ślizgonów. Przypomniał sobie zdarzenie z przed dwóch dni i strasznie się
zdenerwował. — Zasrana Evans i jej ciągłe wpierdalanie się wszędzie gdzie
jestem!
Wszyscy
zebrani przewrócili oczami. Za każdym razem, kiedy Lily Evans pojawiała się,
gdy on realizował swoje niecne plany, które ściśle mówiąc nigdy nie wypalały,
to on odchodził z niczym, zawsze tak samo wkurzony. Jak on nienawidził, gdy ta
mała szlama, uważała się za wysoce sytuowaną arystokratkę. Większość
mieszkańców Domu Węża śmiało się z zaistniałej sytuacji, a Wspaniały i
Niepokonany Regulus Black dostawał białej gorączki. Nie znosił, kiedy ktoś był
od niego lepszy, a taka właśnie była Lily. Zawsze wiedziała co powiedzieć i jak
mu dopiec, bo wtedy on nie miał zielonego pojęcia, jak jej na to odpowiedzieć.
Niechętnie musiał przyznać, że ta głupia Gryfonka zawsze umie mu dopiec, a to
go najbardziej irytuje.
—
Czyżby panna Evans znowu zgasiła niezniszczalnego Regulusa Blacka? — Brunet
usłyszał, dobrze znany mu, głos za sobą, więc natychmiast odwrócił się w tamtą
stronę. Nie, no jeszcze zakonnicy tu brakowało!
— Jak
miło cię widzieć, Snape — Regulus uśmiechnął się kpiąco, patrząc z wyższością w
oczy Severusa. Jak on nienawidził tego brudasa. — Szkoda, że mój nos nie może
powiedzieć tego samego… Kiedy ty się ostatnio myłeś, człowieku?
Nozdrza
drugiego Ślizgona niebezpiecznie zadrgały, a on sam wyprostował się jak struna.
Nie znosił, kiedy ktoś obrażał jego wygląd, mimo że był w Slytherinie to nie
należał do zamożnych ludzi. Nienawidził, kiedy ktoś patrzał tylko na jego
stronę zewnętrzną, bo to było co najmniej niestosowne. Matka kiedyś mu mówiła,
że „nie ocenia się książki po okładce”, a tak właśnie większość ludzi robi.
Zwykle na sam koniec przejeżdżają się na tej swojej wysoce inteligentnej
opinii, a ta brzydka czy gruba osoba okazuje się naprawdę wartościowym
człowiekiem, przynajmniej to zauważył w jakichś głupich mugolskich filmach.
Pokręcił lekko głową, odganiając myśli, a potem spojrzał w oczy swojemu wrogowi.
— Wiesz
co, Black? — parsknął drwiąco. Już on, Severus Snape, mu pokaże, gdzie jego
miejsce. — Nadawałbyś się bardziej na Gryfiaka, bo zachowujesz się jak taka
cipa, a nie jak prawdziwy facet. Kto by pomyślał, że ty jesteś arystokratą…
Tego
było już za wiele dla biednego Regulusa, który w tym właśnie momencie wyciągnął
swoją różdżkę z wewnętrznej kieszeni szaty. Był wściekły, a rzadko kiedy tak
było, bo na ogół ten chłopak tryskał spokojem. Tyle że nie teraz, miarka się
przebrała. Żaden pół-krwisty brudas i śmierdziel nie będzie mu zarzucał takich
rzeczy. Myślał, że ujdzie mu to płazem? Jeśli tak, to grubo się pomylił. Co ten
frajer od siedmiu boleści sobie wyobraża? Myśli, że jak jest Ślizgonem, to może
mu się stawiać? Dobre sobie… Szkoda tylko, że gdy Lucjusz jest w pobliżu, to
ten siedzi jakby mu ktoś usta zaszył. Szkoda, że mu nie jest tak wesoło jak
Snape’owi.
—
Słuchaj ty… — zaczął Black, ale przerwało mu głośny krzyk pewnej brunetki,
która właśnie weszła do Pokoju Wspólnego. Obydwoje spojrzeli na siebie ze
strachem, wiedząc co się zaraz szykuje.
— Czy
wyście do końca zdurnieli, durnie jedne?! — krzyczała na nich Evallyn Black,
stojąc naprzeciwko nich i patrząc z przyganą na obydwóch. — Co wy sobie w ogóle
wyobrażacie?! Mówiłam wam przecież, że nie macie się do jasnej cholery kłócić,
więc ty chowaj różdżkę, a ty w tej chwili masz przestać go kopać! Zachowujcie
się gorzej niż w Magarcie*! Powinniście się za siebie wstydzić, bałwany jedne!
Teraz kara dla was, durnie! Ty masz iść pocałować Dorcas Meadowes, a ty marsz
do łazienki umyć włosy! I bez żadnego „ale”! Czy ja mówię po chińsku?! MIGIEM!
*Dormitorium numer 12, pokój Huncwotek*
Panna
Evans szła właśnie w stronę swojego dormitorium, miała zwieszoną głowę w dół.
Była załamana i smutna, ale mimo tego mówiła, że jest dobrze. Nie chciała
pokazać nikomu, jak bardzo jest jej źle z powodu kłótni z Syriuszem. Zawsze
trzymali się razem, od początku pierwszej klasy, już w pociągu do Hogwartu.
Dobrze pamiętała jak zaczęła się ich wspólna przygoda, a miało to miejsce w
znanym wszystkim przedziale Huncwotów. Weszła tam, bo James zabrał jej na
peronie chustkę, którą tak lubiła. Była naprawdę wściekła w tamtej chwili i,
pierwsze co jej przyszło do głowy po wejściu do środka, uderzyła okularnika w
twarz. Dzięki niej zyskał ślad, który nie zniknął mu z twarzy przez trzy dni.
Za to Syriusz miał z tego taką polewkę, że spadł ze swojego siedzenia i
podskakiwał jak jakiś oszalały orangutan na podłodze. Następnym co pamiętała,
to było jej kpiące pytanie.
— Z
cyrku się urwałeś czy co?
Black
wtedy spojrzał na nią zaciekawiony, ale dalej tarzał się po ziemi ze śmiechu.
— Nie
wiem co to jest za rodzaj smyczy, ale tak. Preferuję jednak te mięciutkie, żeby
nie obtarły mojej delikatnej szyi.
Rudowłosa
dziewczynka parsknęła wtedy cicho, patrząc na niego z identyczną ciekawością,
co on przedtem.
— Cyrk
to takie miejsce, gdzie występują zabawni i utalentowani ludzie, czy zwierzęta
— powiedziała z wesołym uśmiechem, obserwując go swoimi zielonymi oczami. —
Pierwszy raz spotkałam się z psem, który gada.
Syriusz
przewrócił swoimi szarymi oczami, uśmiechając się promiennie.
—
Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Ruda — zaśmiał się, wyciągając rękę w
jej stronę. Lily uniosła wysoko brwi.
— Jeśli
myślisz, że pomogę ci wstać, to jesteś w błędzie.
Brunet
tylko się zaśmiał. Mimo że panna Evans nie wiedziała o co mu chodzi, to
uśmiechnęła się wesoło.
— Eee,
tam! Nie o to mi chodzi! — parsknął głośno, ukazując szereg białych zębów. —
Syriusz Black jestem!
— Lily
Evans — wyszczerzyła się dziewczynka, podając mu rękę. Chłopiec miał jednak
inne plany, pociągnął więc zielonooką w swoją stronę, a sama rudowłosa
wylądowała obok niego zdezorientowana.
—
Bardziej pasuje ci Ruda — zaśmiał się, szturchając ją ręką.
Uwielbiała
go i jego żarty, kochała tego idiotę jak brata, którego nigdy nie miała.
Niestety, życie było dla niej okrutne, bo miała siostrę tak głupią, że szkoda
gadać. Nie znosiła Petunii, oczywiście ze wzajemnością. Mimo że były siostrami,
to nie znosiły się jak najwięksi wrogowie. Świetnie pamiętała każdą jej i
Syriusza z Końską Tunią. On umiał jej dopiec jak nikt, tak samo było z nią i
Regulusem. Panna Evans zawsze wiedziała co mu powiedzieć, żeby siedział cicho.
Ona i Syriusz razem świetnie się dopełniali, byli najlepszymi przyjaciółmi.
Bardziej od Petunii, Lily nienawidziła tylko Sweet Bitches, Severusa Snapea i
Jamesa Pottera. Tak bardzo pragnęła, żeby pogodzić się z Łapą i pójść polatać
na miotle. Chciała, żeby on pomógł jej doszkolić się na jutrzejsze eliminacje
do drużyny. Co z tego, że kolejny raz go broniła, jeśli on jej w tej chwili
nienawidził? Nawet jeśli to ona powinna być na niego zła, to rudowłosa nie
miała już mu nic za złe. Chciała tylko odzyskać przyjaciela, czy to tak dużo?
Nie będzie się słaniać jak powalona i nie będzie go błagać, żeby znowu zaczęli
się przyjaźnić, bo aż tak nisko nie upadła. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego,
że Syriusz nie znosi swojej kuzynki, Evallyn, ale nie musiał tak reagować. Mógł
być bardziej spokojny, opanowany, ale nie musiał pierdzielić jej kazania na ten
temat. Ona sama wiedziała, czy kolegowanie się z tą Ślizgonką było odpowiednie,
czy jednak nie. Nie potrzebowała niańki, bo wiedziała co jest dla nie dobre, a
co złe. Nie miała dwóch lat i sama wiedziała, jak powinna postępować. Syriusz
zdecydowanie przesadził, on nie będzie jej ustawiać. Mimo że dobrze wiedziała,
że jej przyjacielem kierowała zazdrość i wściekłość, to nie usprawiedliwiało to
jego zachowania. Nawet jeśli on nienawidził swojej kuzynki, nie znaczyło to, to
że może zabronić Lily kolegowania się z tą dziewczyną. Nie była nikogo
własnością, więc nikt nie miał prawa jej rozkazywać. Łapa nawet sobie nie
wyobraża, jak bardzo wkurzyła się w tamtym momencie. No, ale cóż… Sam zaczął tą
bezsensowną kłótnię, która do niczego nie prowadziła.
Lily
westchnęła głęboko, wchodząc do swojego, pustego dormitorium. Rozejrzała się
dookoła i uśmiechnęła się delikatnie, dobrze pamiętając jak pierwszy raz weszła
do tego pokoju. Od razu rzuciła się na swoje łóżko i nie chciała z niego wstać,
nawet jak Dorcas zaczęła rzucać w nią swoimi glanami. Pamiętała, jak zaczęła
się na nią drzeć, że te jej buty są twardsze od cegły, a panna Meadowes
uśmiechnęła się dumnie. Bardzo dobrze znała Dorcas i wiedziała, że zgrywa tylko
taką łatwą, a tak naprawdę była zranioną i wrażliwa dziewczyną, która kryła się
za pewną siebie, wyniosłą i gotową na wszystko dziewczyną. W Hogwarcie była
uznawana za seks bombę i sama starała się o tą opinię, zachowywała się trochę
ździrowato jak Afrodyta z serii o Domie Nocy. Jednak, kiedy przyjeżdżała na
wakacje do Lily (spędzała w jej domu większą połowę letniej przerwy) to
ubierała się zupełnie inaczej – po swojemu, tak jak lubiła. Nosiła wtedy
spodenki, koszulki z zespołami i glany albo trampki. Jednak, kiedy pannę Evans
odwiedzali Huncwoci, to ta natychmiast zmieniała się w tą samą osobę co w
Hogwarcie. Każdy kto kiedykolwiek całował się z Czarną twierdził, że się z nim
pieprzyła, ale prawda była taka, że Dorcas Meadowes nie spała z żadnym z nich.
Nie to, że Lily twierdziła, że brunetka była dziewicą, co to, to nie. Jednak
jej pierwszy raz nie był fajny, cudowny czy świetny – warto by wiedzieć, że
właśnie Dorcas została zgwałcona w wieku dwunastu lat. Nikt oprócz dziewczyn o
tym nie wiedział, nawet James, który był jej przyjacielem. Panna Meadowes nie
należała do osób, które użalają się nad sobą. Zawsze pogodna, wesoła i
tryskająca życiem osoba, nie przejmująca się niczym. Raz nawet się im
przyznała, że nigdy jeszcze nie płakała, przynajmniej odkąd pamięta. Za to
bardzo szybko się irytuje i denerwuje – jest żywiołowa, pełna energii,
prawdomówna, irytująca, chamska, arogancka, cyniczna – te cechy bardzo często
wprowadzały sią w kłopoty. Ta arystokratka zdecydowanie była osobą wartą
poznania.
W
następnej chwili usłyszała pukanie do drzwi i omal nie dostała zawału, bo
wystraszyła się tego dźwięku jak jasna cholera. Podskoczyła przerażona, a zaraz
potem opadła na swoje łóżko z mocno bijącym sercem. Jak ona się dowie co za
bawola dupa straszy ją na śmierć, to zemści się i to naprawdę mocno.
—
Umarłam! — krzyknęła stłumionym głosem przez poduszkę. Usłyszała cichy,
gardłowy śmiech, który od razu rozpoznała.
— Nie
sądziłem, że jest z tobą aż tak źle! — Dało się słyszeć jego rozbawiony głos,
co ją jeszcze bardziej zdenerwowało. To niech on się zastanowi czy są
przyjaciółmi, czy wrogami, bo ona nie ogarnia o co chodzi. — Mogę wejść, Ruda?
—
Przepraszamy, nie ma takiego numer. Skontaktuj się później z znajomymi osoby,
do której się chciałeś dodzwonić, bo ona aktualnie nie chce z tobą rozmawiać —
stwierdziła obojętnym tonem, zakopując się pod kołdrę. Może i zachowywała się
jak małe dziecko, ale Syriusz naprawdę ją wkurzył.
— Ym…
Co?
Lily
przewróciła oczami, uśmiechając się głupkowato. Dlaczego jej do nie zdziwiło?
Rudowłosa bardzo często zastanawiała się czy Syriusz czasami nie farbuje włosów
z blond na brązowe. Czasami zachowywał się jak dwuletnie dziecko i to
dosłownie.
— Nie
chce mi się z tobą gadać! — warknęła lekko zirytowana, zupełnie tuszując
rozbawienie. W końcu była na niego zła, nie?
— Ale
powiedz o co ci chodziło prędzej! — powiedział proszącym głosem i była pewna,
że gdyby na niego teraz patrzyła, to zobaczyłaby minę osła z Shreka. Rozbawiło
ją to, ale nie chciała dać tego po sobie poznać, więc prychnęła głośno.
—
Właśnie o to, Black! — krzyknęła zdenerwowana, powstrzymując się od śmiechu.
Nie była już na niego obrażona, przeszło już jej, a nawet zaczęło ją to bawić.
— Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać!
Usłyszała
głośne westchnienie i dźwięk otwieranych drzwi. Czy ona pozwoliła mu w ogóle wejść
do środka? Oj, Black, Black… Grabisz sobie, chłopie.
— No
weź już na mnie nie złość, Ruda — poprosił ze smutkiem w głosie. Syriusz
zrozumiał, że znowu palnął coś bez przemyślenia i zranił tym przyjaciółkę. Było
mu z tego powodu naprawdę głupio.
— A ty
mogłeś się na mnie złościć, gdy powiedziałam wam o twojej kuzynce —
stwierdziła, wychylając głowę spod kołdry. Wydęła usta w niemym niezadowoleniu,
przyglądając mu się.
Łapa
przewrócił oczami. Jakie te baby bywają dziwne! Raz wkurzają się o byle gówno,
a raz o coś, o co naprawdę powinny się obrazić. Niech one się zastanowią, co
chcą. Czasami zastanawiał się, czy świat nie byłby prostszy bez dziewczyn. One
ciągle tylko we wszystkim widzą problemy, zawsze narzekają, te ich huśtawki
nastrojów. Jednak bez nich, to już nie byłoby to. Zawsze są, gdy oni potrzebują
pomocy, przytulą, pocieszą i będą wspierać. Mimo ich wad, to mają jakieś
zalety, więc lepiej gdyby były, niż jakby ich nie było. Jednak jedno go
wkurzało aż za bardzo, ciągłe problemy i obrażanie się o byle gówno.
— Może
dlatego, że nie znoszę suki — stwierdził lekko zirytowany. On już miał po
dziurkę w dupie tej swojej rodziny. — Myślałem, że jak będziesz się z nią
trzymać, to zrobisz się taka jak ona.
Teraz
to i panna Evans się zirytowała. Syriusz, jako jej przyjaciel, powinien
wiedzieć, że ona nigdy by się od niego nie odwróciła, prędzej wolałaby zginąć.
Zrobiło jej się przykro, bo zrozumiała jak brunet mało o niej wie, mimo że ona
zna go na wylot.
— To
lepiej nie myśl, bo nie jest to twoja najmocniejsza strona — podpowiedziała mu
obojętnym tonem, a mu zrobiło się jeszcze bardziej głupio.
On miał
się z nią godzić, a nie jeszcze bardziej denerwować, ale co mógł poradzić na
to, że chciał by znała prawdę. Nie było w tym raczej nic dziwnego, zważywszy na
to, że jeszcze nigdy jej nie okłamał. W przyjaźni chyba chodzi o to, żeby mówić
sobie prawdę, nie? Ale co on tam wie? Każdy z nich od małego miał kogoś z kim
mógłby pogadać, a on nie. Dopiero w Hogwarcie poznał tych kilkoro uczniów,
którzy chcieli by został ich przyjacielem. Teraz nie może stracić jednego z
nich.
—
Wybacz mi, Ruda — poprosił błagalnie, patrząc jej w oczy ze smutkiem. Nie
wiedział, co ma powiedzieć, żeby ją odzyskać, gdy nagle… Bingo! Prawda! Musiał
po prostu mówić prawdę. — Wcale nie chciałem tego powiedzieć. Wiesz, że często
gadam głupoty albo powiem coś nieprzemyślanego i wtedy żałuję swoich słów.
Szczerze mówiąc, nie wiem co we mnie wstąpiło. Chyba po prostu byłem zazdrosny
o ciebie. Zawsze byłaś przy mnie, gdy tego potrzebowałem i naszła mnie taka
myśl, że kiedy zaczniesz się z nią przyjaźnić, to wtedy zabraknie cię dla mnie.
W mojej głowie była tylko jedna rzecz, myślałem, że cię stracę. To przysłoniło
wszystko inne i nie umiałem racjonalnie myśleć, za wszelką cenę chciałem cię od
niej odciągną, jakoś zniechęcić. Tak naprawdę, przez te głupoty, które
pieprzyłem, tylko straciłem przyjaciółkę. Byłem na siebie wściekły, rozwaliłem
pół dormitorium, a chłopaki się nieźle wkurzyli. Tyle że ta cała złość nie
pomagała mi w odzyskaniu tej przyjaźni. Przez cały dzień siedziałem i myślałem,
czy uda mi się sprawić, że znowu będzie jak przed kłótnią. Bałem się, że już
nic nie da się zrobić i po prostu mnie znienawidzisz. Na dodatek stanęłaś w
mojej obronie w kolejnej potyczce z Regulusem, co mnie jeszcze bardziej dobiło.
Ja cię wyzywam od najgorszych, krzyczę na ciebie, sprawiam ci przykrość, a ty
co? Stajesz obok mnie, bronisz mnie i dowalasz Blackowi jak nikt inny. Potem
wpadłem na pomysł, który sprawi, że się pogodzimy. Tylko to nie będzie łatwe,
bo nigdy tego nie robiłem, ale teraz wiem, że powinienem. Zostałem wychowany na
arystokratę – zepsutego, zesranego, kapryśnego, durnego, bogatego,
zidiociałego, rozpuszczonego bachora – który nie wie co znaczy pewne słowo.
Słowo daję, Ruda, że nigdy tego nie robiłem i to jest pierwszy raz, więc nie
śmiej się jak mi nie wyjdzie. Przepraszam, Lily. Za to co powiedziałem, wtedy
we Wspólnym i za każde słowo, które cię zraniło.
Lily
podniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej, spoglądając na przyjaciela z
niedowierzając. Ten jednak patrzał na nią wręcz błagalnym wzrokiem. Pierwszy
raz widziała go takiego niepewnego, jakby całe jego życie zależało od tego, co
ona zaraz powie. Syriuszowi naprawdę zależało na ich przyjaźni, on pierwszy raz
w życiu kogoś przeprosił, a to było wielkie osiągnięcie. Panna Evans bez
zastanowienia zerwała się z łóżka i rzuciła się Łapie w ramiona, mocno go
przytulając. Zaczęła ryczeć jak małe dziecko, które zgubiło gdzieś mamę, a on
głaskał ją po głowię, uspokajając przyjaciółkę. Czuł, że wszystko wróciło do
normy i było takie jak kilka dni temu. Za to, rudowłosa dziewczyna cieszyła się
tak bardzo, że w końcu pogodzili się ze sobą.
— Czyli
zgoda? — zapytał niepewnie. Ocierał jej łzy, płynące po policzkach,
kciukami, ona wtulała głowę w jego tors.
Oboje cieszyli się, że to już koniec kłótni i że mogą spokojnie rozmawiać.
—Zgoda…
— wyszeptała, uśmiechając się promiennie.
*Błonia, Huncwotki na spacerze*
Po
południu Huncwotki wyszły na błonia, by trochę odpocząć od tego cholernego
hałasu, który zaczął im przeszkadzać. Nie żeby coś, ale one często wolały
przebywać tylko w swoim towarzystwie. Czuły się wtedy bardziej sobą i mogły
robić co tylko się im chciało, bo żaden nauczyciel nie kręcił się nigdy po
błoniach. Lubiły się razem śmiać, dogryzać sobie, żartować i rozmawiać, a to
wszystko było na luzie. Często w takich chwilach wymyślały świetne kawały,
które mogłyby odwalić McSztywnej lub Filchowi. Nawet nie można było sobie
wyobrazić, jak bardzo, one uwielbiały wspólne spacery. To było coś zupełnie
innego niż zwykle, coś niezwykłego. Niby małe wyjście, ale gdy wracały to
zawsze były roześmiane i pełne energii.
— Więc
pogodziłaś się z Blackiem? — zapytała, ni z gruchy, ni z pietruchy, Dorcas.
Ciekawiło ją to, mimo że nienawidziła Syriusza Blacka z całego serca.
— Sama
nie mogę w to uwierzyć! — roześmiała się rudowłosa, ukazując szereg białych
zębów. — Jeszcze dzisiaj rano chciałam go zabić, a teraz?
Panna
Meadowes, mimo tej wielkiej niechęci do Łapy, uważała, że przyjaźń jego i Rudej
jest naprawdę cudowna. Dobrze go rozumiała i wiedziała, że Black nie chciał by
Lily była też kogoś innego przyjaciółką. Dziwiło ją tylko jedno, a mianowicie
to, że nigdy nie miał problemu do przyjaźni jej i Evansówny. Nie okazywał
zazdrości, gdy, razem z Ann, Mary i Alie, stały się Huncwotkami. Tylko Evallyn
Black mu przeszkadzała, a to było dość dziwne, ale… Na gacie Merlina, że też
nie wpadła na to prędzej! Black bał się, że jego kuzynka coś na niego nakłamie
i Lily się od niego odwróci. Teraz go wreszcie rozumiała! I to niby dziewczyny
są trudne do rozszyfrowania?
— Jutro
są eliminacje do drużyny — powiedziała nagle Ann, przyglądając się swoim
dłoniom. Nie lubiła przekazywać komuś czegoś od kogoś, bo czuła się wtedy jak
sowa, która musiała zanieść do kogoś list. — Miałam przekazać ci od Jamesa, bo
ten nie ma ochoty z tobą rozmawiać. Użył gorszych słów, ale uznałam, że nie
będę go cytować, bo jeszcze nigdy nie użyłam tylu przekleństw w jednej
wypowiedzi.
Lily
machnęła tylko beznamiętnie ręką, dając znać, że gówno ją obchodzi to, co ten
idiota o niej mówił. To był Potter, czyli najmniej interesująca ją osoba w
całym świecie. Miała gdzieś to, co o niej myślał i mówił, jednak gdy to robił
publicznie, to wtedy już ją to obchodziło. Nienawidziła, kiedy ktoś obrażał ją
publicznie, więc odpłacała się tym samym, tyle że była w tym lepsza. Jamesa
Pottera zgasiłaby nawet przez sen, a już jutro zdobędzie zapas alkoholu właśnie
od niego. Ach… Jak ona uwielbiała wygrywać zakłady, ale jeśli z największym
wrogiem to ta wygrana była dla niej jeszcze lepsza.
— Nawet
nie wiesz, ja bardzo mnie to cieszy, Ann — powiedziała z wielkim uśmiechem na
usta, a to sprawiło, że dziewczyny wytrzeszczyły na nią oczy. Zwykle wściekała
się na każdą zmiankę o Potterze, uśmiechała się tylko wtedy, gdy mogło stać się
mu coś złego. — Już ja mu pokażę, jak wygląda prawdziwa gra w quidditcha, a nie
dziecinna zabawa, jaką w zeszłym roku zaprezentował ten bezmózg Tresh.
Dziewczyny
parsknęły śmiechem, przypominając sobie jak ów chłopak przywalił w słup na
ostatnim meczu quidditcha, kiedy myślał, że za nim chowa się kafel. Takiej
głupoty, to chyba wszyscy Ślizgoni razem wzięci nie zrobili. Za każdym razem
wpadały w wesołość na choćby wzmiankę o takim chłopaku jak Tresh Drive.
Rozmawiały i śmiały się na przemian, ale dobry humor ich nie opuszczał.
Rozsiadły się pod swoim ulubionym drzewem i gawędziły dalej, a ich dźwięczne
głosy rozbrzmiewały po całych błoniach. Kiedy usłyszały głosy, to od razu
ucichły, nasłuchując w napięciu. Słyszały zbliżające się odgłosy stawianych
kroków, a także szepty. Zaraz potem ujrzały dwie dziewczyny, które od razu
rozpoznały. Były to Evallyn i Andromeda Black, które teraz stały naprzeciw nim.
— Hej,
możemy się dosiąść? — zapytała niepewnie Andromeda, uśmiechając się do nich
delikatnie. Była naprawdę nieśmiałą dziewczyną jak na Ślizgonkę i chyba właśnie
to je przekonało.
— Ym…
Jasne — odpowiedziała lekko zdziwiona Mary, odwzajemniając uśmiech.
Tak
więc dwie Ślizgonki usiadły przodem do pięciu Gryfonek. Gdyby ktoś na nie teraz
spojrzał, to powiedziałby, że to na pewną nie są mieszkanki Domu Węża, tylko
przebrane dziewczyny z Gryffindoru. Wyglądały tak przyjaźnie i miło, że w
pierwszej chwili Huncwotki zapomniały z kim mają doczynienia.
— A
teraz mówcie o co wam chodzi — powiedziała podejrzliwym głosem Dorcas, która
przyglądała się im ze zdziwieniem. — Tak same z siebie nie usiadłybyście z
Gryfonkami.
Evallyn
uśmiechnęła się wesoło, dając znak, że rozbawiło ją to stwierdzenie. One wcale
nie były takie złe na jakie wyglądały, były wręcz miłe. Może wszystkich
zniechęcało to, że były bezpośrednie, chamskie i mówiły prawdę prosto z mostu.
Tym razem przyszły w pokojowych zamiarach, nie miały w zanadrzu jakichś głupich
gierek. Chciały na spokojnie porozmawiać, tak postanowiły po obgadaniu paru
istotnych faktów. Ktoś naznaczył je na Śmierciożerczynie, one tego nie chciały
i postanowiły stanąć po tej dobrej stronie.
— Mimo
że gówno o mnie wiesz, Meadowes, to twierdzisz, że nie usiadłabym obok ciebie
bez żadnej intencji. Pacz, a jednak siedzę i chcę normalnie porozmawiać —
stwierdziła Evallyn z pewnym siebie uśmiechem na ustach.
Oczywiście
Dorcas się nie zawstydziła, wręcz przeciwnie. Rozluźniła się i uśmiechnęła się
lekko, co kompletnie zbiło z tropu dwie Ślizgonki. Wpatrywały się w nią,
zaskoczone jej nonszalancką postawą. Zresztą nie tylko one, bo przyjaciółki
brunetki były tak samo zdzwione jak one. Jej zachowanie było naprawdę dziwne,
bo w tej chwili panna Meadowes odpowiedziałaby coś chamskiego i kopnęłaby je w
dupy na „do widzenia”, a tak siedzi i głupkowato się uśmiecha. Normalnie jak
nie-Dorcas.
— Masz
rację, gówno o tobie wiem — przyznała. Teraz dziewczyny już w ogóle nie
wiedziały, co się dzieje. Ta dziewczyna jeszcze nigdy nikomu, nieważne kim tam
by był, nie przyznała racji, więc nie można się było im dziwić, że były takie
zaskoczone. — Więc mów.
Nie, no
bez jaj. Teraz to ktoś naprawdę musiał podmienić TĄ Dorcas na kogoś innego, bo
ona się tak nie zachowuje. Nie jest miła dla Ślizgonów, nawet jeśli oni byli
tacy dla niej. Jednak panna Meadowes miała w tym swój cel, ale o tym to już
nikt nie musiał wiedzieć.
— To
może ja zacznę mówić, bo Ev czasami naprawdę głupio gada — powiedziała lekko
Andromeda, uśmiechając się ufnie do dziewczyn, którym od razu przypadła do
gustu. — Chodzi o to, że chciałybyśmy zrobić kawał Bellatrix i Narcyzie, a
wiemy, że wy nie macie w tym sobie równych. Prosiłybyśmy was o pomoc, mamy
nadzieję, że sprawicie, iż zapamiętają ten kawał na bardzo długo.
Huncwotki
zamrugały i patrzały na nie jak na kosmitki, które opowiedziały im jakąś
niestworzoną historię. Czy to się dzieje naprawdę? Jedne z najgorszych
Ślizgonek proszą je o pomoc w zrobieniu żartu swoim przyjaciółkom. Tego jeszcze
nie było.
—
Dlaczego właśnie im? — zapytała zdzwiona Alie, patrząc raz na jedną, raz na
drugą. Nie mogła ich rozgryźć, a nie lubiła ludzi, którzy byli tajemniczy.
— W
Slytherinie jest taka zasada, że jeśli się chce pokazać, że jest się czyimś
wrogiem trzeba wypowiedzieć tej osobie wojnę — wytłumaczyła Evallyn z groźnym
błyskiem w oku, ale w dalszym ciągu się uśmiechała. — Jedni, najczęściej
faceci, po prostu naparzają się pięściami, aż któryś padnie, mdlejąc. Drudzy,
tu częściej rządzą dziewczyny, poniżają się i sprawiają, że przyszli wrogowie
staną się pośmiewiskiem dla wszystkich. Regulus i Severus się pobili, Narcyza
ośmieszyła Lucjusza, a my chcemy sprawić, że przez długi czas Bellatrix i
Narcyza będą wyszydzane przez cały Hogwart.
Huncwotki
pokiwały głowami, dając znak, że rozumieją to, co powiedziała do nich Ev.
Andromeda mimo sceptycznej miny, wyglądała na zdecydowaną. Zasady w Slytherinie
były trochę głupawe, przynajmniej tak uważały Gryfonki. Po cholerę im
„wypowiedzenie wojny”, jeśli mogą po prostu walnąć tekst typu „Od teraz
jesteśmy wrogami” czy „Już się nie przyjaźnimy, teraz się nienawidzimy”. Po
pierwsze, to by było o wiele łatwiejsze, a po drugie, komu by się chciało robić
takie cyrki. Odpowiedź była prosta, to był Slytherin i tutaj panowały inne
zasady niż w innych domach. Jednego były pewne, pomogą im, ale to nie znaczy,
że chcą wdepnąć w naprawdę śmierdzącą kupę.
—
Czysto teoretycznie, jeśli zrobimy im ten kawał, to co będziemy z tego miały? —
zapytała ze znaczącym uśmiechem Dorcas. No chyba nie myślały, że będą pomagać
Ślizgonkom bezinteresownie. To nie jest Dzień Litości dla Zwierząt, więc nie
będą litować się nad oślizgłymi wężycami.
Dziewczyny
przewróciły oczami, uśmiechając się. Zachowywały się tak, jakby były pewne, że
ona to zaraz powie. Huncwotki lubiły robić kawały, tyle że nigdy nie afiszowały
się z tym tak jak Huncwoci. Może warto by było zrobić takie wielkie powitanie,
ogłoszenie tego, że ci wielcy i niepokonani figlarze mają konkurencję, w
postaci pięciorga dziewczyn. Oczywiście jeśli ludzie mieliby wybierać, to
byłoby pół na pół, bo połowa facetów stanęła by po stronie dziewczyn (ze
względu na wygląd itepe, itede), a reszta za tymi głąbami (głupia solidarność
plemników), jedne laski stanęłyby po stronie tych orangutanów z dżungli rodem,
ale reszta byłaby z Huncwotkami (Jeah! Niech żyje solidarność jajników!).
Wracając do tej jakże interesującej pogawędki wrogów.
— Czemu
mnie nie dziwi, że właśnie to powiedziałaś, Meadowes? — zapytała kpiąco
Evallyn, unosząc wysoko brew. Ta dziewczyna jest taka przewidywalna. —
Odpowiedź jest prosta, czarnulku. Dostaniecie to, czego chcecie.
Panna
Meadowes prychnęła pogardliwie. Ona przewidywalna? Jeszcze przed chwilą
wszystkie się dziwiły, że jest miła dla Ślizgonek, a teraz przewidywalna.
Musiała jednak przyznać, że te dwie żmije miały rację, myśląc że właśnie takie
padnie pytanie.
— No i
taka odpowiedź mi się podoba, Black — stwierdziła z rozbawionym uśmieszkiem,
który kolejny raz zbił je wszystkie z tropu. — Zapytam, żeby się upewnić… Ten
kawał ma je ośmieszyć, poniżyć i najlepiej zniszczyć towarzysko?
Dwie
dziewczyny spojrzały na siebie, potem na Huncwotki, a następnie kiwnęły ochoczo
głowami.
— Tak!
— wyszczerzyły się, a oczy im zaiskrzyły.
Jaka
przyjaźń jest słaba… Przez tyle lat były najlepszymi przyjaciółkami, a potem
tak się nienawidzą, że zniżają się do tego, żeby prosić wroga o pomoc. Mówią,
że przyjaźń jest wieczna, ciekawe tylko do kiedy ta „wieczność” trwa. Tak łatwo
zawrzeć przyjaźnie na wiele lat, ale wystarczy tylko małe zło i „puff!”, a ów
uczucie znika, tak szybko ja się pojawiło.
— To
dobrze trafiłyście — powiedziały w tym samym momencie Huncwotki, uśmiechając
się figlarnie. Coraz bardziej zaczynała podobać im się współpraca z Evallyn i
Andromedą. Kawały to była ich specjalność i nie miały zamiaru się z tym kryć.
Musiały w końcu zaistnieć i to była idealna szansa na to.
—
Świetnie! — wykrzyknęła Andi, klaszcząc w dłonie z entuzjazmem. Czy już
wspomniałam, że ów Ślizgonka zachowuje się czasami jak małe dziecko. Na pewno
dogadałaby się z Alie, która bywa dziecinna, normalnie istna sześciolatka.
Evallyn
z rezygnacją przejechała sobie dłonią po twarzy, patrząc na swoją przyjaciółkę
z politowaniem. Czy ona, nawet w takich sytuacjach, musi pokazywać, że nie ma
za grosz dojrzałości. Jedno musiała przyznać blondynce, było się z czego
cieszyć. W końcu zakończą sprawy związane z Bellatrix i Narcyzą, wreszcie będą
mogły stanąć po właściwej stronie. Nie to, że Ev zmieniła poglądy, nadal
uważała szlamy za najgorsze, co może istnieć, ale robiła to, żeby pokazać, że
nikt nie ma prawa decydować za nią. Ona wcale nie prosiła się o Mroczny Znak,
nie błagała tego palanta o naznaczenie, a on zrobił to bez jej pozwolenia. Już
ona widzi ten dzień, kiedy pozwoli komukolwiek sobą rządzić. Właśnie dlatego
czasami zrażała do siebie chłopaków, na starcie mówiła im, że jeśli mają zamiar
być zaborczy, to nie lepiej spadają na Bijącą Wierzbę. Właśnie to był powód
tego, dlaczego tak zależy im na wypowiedzeniu wojny tym dwóm Ślizgonkom.
Oczywiście Andromeda powiedziała, zanim postanowiły pójść do Huncwotek na
błonia, „Spróbuj choć raz nazwać Lily Evans szlamą, a jak cię wytargam za te
twoje kudły to przypomni ci się III Wojna z Goblinami!”. Jak można się było
spodziewać, Panna Obrończyni Szam Królowa Andromeda postanowiła, że zaprzyjaźni
się z tymi Gryfiakami, co jeszcze bardziej zirytowało Evallyn. Blondi czasami
zachowuję się jakby naprawdę nie miała mózgu.
— Co
będzie wam potrzebne? — zapytała, po chwili ciszy, Ev. Jednego się bała, a
mianowicie tego, że spłata tego długu będzie je dużo kosztować i nie chodziło
tu o galeony, bo ich miały aż nadto. Pewnie wymyślą coś upokarzającego i będą
musiały to odwalić, a tego jej się za cholerę nie chciało.
—
Wpierw musimy obmyśleć plan tego całego kawału, a dopiero potem zajmiemy się
całą resztą — stwierdziła spokojnie Ann, uśmiechając się lekko. Ta cała współpraca
z Ślizgonkami wydawała jej się naprawdę ciekawa i interesująca. To nie znaczy,
że im ufa, co to, to nie. — Myślę, że z większością same się uporamy, ale
pewnie niektórych rzeczy nie uda nam się załatwić.
— Ym…
Jasne — mruknęła spokojnie Andi, przyglądając się Gryfonce z zainteresowaniem.
Wydawała się jej mądrą i inteligentną dziewczyną, więc starała się jej ufać,
mimo że rzadko kiedy się to jej zdarza. — Wolałybyśmy pokryć koszty
wszystkiego, co będzie wam potrzebne.
Blondwłosa
Gryfonka kiwnęła głową, na znak, że zrozumiała to, co powiedziała do niej druga
dziewczyna.
—
Rozumiem — powiedziała wolno, uśmiechając się delikatnie. Ann wydawała się taka
miła i fajna, więc nie było trudno wierzyć w jej słowa. — A więc… zgoda. Jeśli
tak waśnie chcecie, to tak będzie.
Tym
razem to blondwłosa Ślizgonka kiwnęła ze zrozumieniem głową. Właśnie o to jej
chodziło, żeby się zgodziły, a dalej z kawałem pójdzie jak z płatka. Szkoda, że
wtedy nie wiedziała jak bardzo sprawy się pokomplikują.
— Mam
propozycję — powiedziała z uśmiechem Lily, patrząc to na jedną, to na drugą.
Wyglądała na spokojną i wyluzowaną, co zupełnie odzwierciedlało to, co
aktualnie czuła. — Może na czas współpracy zawiesimy broń, żeby lepiej nam się
pracowało?
—
Jasne! — odpowiedziały wszystkie dziewczyny z entuzjazmem i Huncwotki, i dwie
Ślizgonki, nawet Evallyn, co było zaskakujące. Wyszczerzyły się, ale zaraz
potem spoważniały, wiedziały co je czeka.
—
Proponuję złożyć Przysięgę Odważnego Bazyliszka, która przypilnuje byśmy
wywiązały się z umowy — powiedziała w końcu Alie, bo nikt inny nie raczył
otworzyć buzi, mimo że każda z nich wiedziała, że będzie trzeba to zrobić. —
Czy ktoś z nas tutaj obecnych nie wie na czym to polega?
Nastąpiła
chwila ciszy i gdy Stace chciała kontynuować, usłyszały cichy i zawstydzony
głos Marleny, która niepewnie patrzyła na przyjaciółkę.
— Ja —
mruknęła, lekko speszona. — Ja nie znam tych zasad.
Alie
kiwnęła głową, pokazując że rozumie. Uśmiechnęły się do siebie wesoło, a potem
blondynka zaczęła opowiadać. Reszta dziewczyn, również słuchała jej z uwagą, bo
warto było usłyszeć to jeszcze raz.
— Jest
to swego rodzaju umowa, zawierana przez Ślizgonów i Gryfonów. W dawnych czasach
to było dość popularne, więc nadali nazwę ów ślubowaniu, a mianowicie
„Przysięga Odważnego Bazyliszka”. Od razu można się połapać, że chodzi właśnie
o dwa znienawidzone przez siebie Domy. Odważny, bo Gryffindor, a bazyliszek, to
oczywiście Slytherin i tutaj chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. Jeśli chodzi o
to, jak się go zawiera i na czym polegają zasady tej obietnicy to, to nie jest
wcale trudne do zrozumienia. Trzeba wypowiedzieć formułkę, stworzyć coś
podobnego do kręgu i wypowiedzieć treść przysięgi. Formuła umowy jest
niezmienna od wielu, wielu lat i aż dziwne, że jest jeszcze pamiętana. Brzmi
ona mniej więcej tak, jeśli mówią to dziewczyny: „My uczennice Slytherinu, Domu
Węża pragniemy złożyć Przysięgę Odważnego Bazyliszka. My uczennice Gryffindoru,
Domu Lwa pragniemy złożyć Przysięgę Odważnego Bazyliszka”. — Potem Evallyn
mruknęła coś pod nosem, co brzmiało jak „Pojebana ta cała formuła”, a wtedy
Dorcas zaczęła się głupio śmiać i zgodziła się ze Ślizgonką. — Nikt oczywiście
nie powiedział, że te całe obietnice, formalności i Bóg wie co jeszcze, są
normalne, więc lepiej się tym wcale nie przejmować. Słowa przysięgi są jeszcze
bardziej oklepane, niż to coś. „Przysięgamy przestrzegać zasad, które same
stworzyłyśmy, mieć do siebie nawzajem szacunek i starać się być miłym. Jeśli
nie wywiążemy się z umowy, to czeka nas kara, która również zostanie przez nas
same wybrana”. Następnie trzeba naciąć sobie ręce magicznym ostrzem, które
zwykle mają arystokraci, więc to nie jest trudne do zdobycia — Tu spojrzała
wymownie w stronę dwóch Ślizgonek, które przewróciły oczami. — I powiedzieć
zasady, które będą nas obowiązywać. Potem trzeba tylko uważać, żeby
przestrzegać te cholerne zasady, by nie dostać po łbie.
Kiedy
Alie skończyła, to reszta dziewczyn pokiwała głowami, dając znak że rozumieją i
się na to zgadzają. Jednak był mały problem, oczywiście dla każdej, więc jako
pierwsza powiedziała o nim Dorcas, którą najbardziej denerwował ten fakt.
— Wiem,
że trzeba powiedzieć tą całą zasraną przysięgę, ale nie możemy zrobić tego
jutro? — zapytała, stukając paznokciem o swoje kolano. Była lekko
zniecierpliwiona, co bardzo często jej się zdarzało. — Jutro mam randkę z
Zackiem, więc nie mogę wyglądać jak pół dupy zza krzaka.
—
Zgadzam się z Meadowes — powiedziała nagle Evallyn, krzyżując ręce na piersi. —
Umówiłam się z Eddiem i chcę wyglądać jak zwykle, czyli pięknie i olśniewająco.
Pozostałe
dziewczyny przewróciły oczami, skąd one to znały. Ciągłe randki, nowi chłopcy,
czyli panny Czarne. One się już do tego już przyzwyczaiły, więc Lily
powstrzymała się przed przejechaniem otwartą ręką po twarzy.
— Ja
również — stwierdziła panna Evans z błyskiem w oku, a reszta wytrzeszczyła na
nią oczy. Ta zdała sobie sprawę jak to zabrzmiało, więc natychmiast się
poprawiła. — Nie chodzi mi o randkę, tylko o to, że się z nimi zgadzam. Nie mam
jutro czasu i muszę być pełna sił, bo mam eliminacje do drużyny quidditcha,
więc żadnych przysięg do jutrzejszego popołudnia.
—
Dobra, dobra. Rozumiem, więc nie musicie mi trzy razy powtarzać — odparła Alie,
lekko urażona. Przecież ona też miała zamiar jutro coś zrobić i to nie tyczyło
się ani randki, ani eliminacji. Jeśli randka z miotłą to jest uderzenie
Longbottoma w tą głupią gębę, to tak jest to randka eliminacyjna. Chyba Evallyn
nie myśli, że ona zapomniała? — Przysięga będzie jutro popołudniu, ewentualnie
pojutrze. Pasuje wam to?
Dziewczyny
kiwnęły głowami na znak zgody i uśmiechnęły się wesoło. To może być naprawdę
zajebisty kawał, tylko muszą współpracować. Były pewne, że te dwie Ślizgonki
zapamiętają to wypowiedzenie wojny na naprawdę długo. Jeśli Huncwotki gdzieś
wtykają swoje paluchy, to to zawsze jest zapamiętywane.
— My
musimy już lecieć — powiedziała Andromeda, spoglądając na swój magiczny
zegarek. Następnie szturchnęła Evallyn, która kiwnęła głową. — Wam też
radziłabym już iść, bo zaraz zacznie się cisza nocna.
Dwie
Ślizgonki podniosły się z ziemi, patrząc na Gryfonki z lekkimi, ale nadal
kpiącymi, uśmiechami, które one odwzajemniły. Starały się być dla siebie miłe
i, mimo że nie były wrogami, to było dość trudne.
— Tak,
masz rację — odezwała się Ann, również wstając na nogi. Polubiła te dwie Wężyce
i nic nie mogła na to poradzić.
— To
wtedy… do jutra? — powiedziała niepewnie Andi, uśmiechając się delikatnie do
blondynki.
— Tak,
do jutra — odpowiedziała z takim samym uśmiechem Lorenh.
Pożegnały
się skinieniem głów i rozstały się w dwie różne strony. Ślizgonki poszły w
stronę lochów, a Gryfonki prosto do swojej wieży. Można uznać, że te dziewczyny
zawarły pokój, między nimi zapanowała zgoda.
*Pokój Wspólny Gryffindoru*
Kiedy
Huncwotki weszły do PW od razu rzucili się w ich stronę zdenerwowani Huncwoci,
chociaż Remus i Peter wydawali się tylko źli. Nie wiedziały o co im chodzi,
więc mając ich szeroko w dupie, po prostu ich minęły. Zajęły miejsca na swojej
ulubionej kanapie i zaczęły grzać nogi przy kominku, bo zdążyły im zmarznąć podczas
pogaduchy ze Ślizgonkami. Zaczęły rozmowę właśnie tego zdarzenia.
— Jak
myślicie, o co im chodzi? — zapytała podejrzliwym tonem Alie, która najmniej z
nich im ufała.
— Jak
to co? Przecież powiedziały, o co im chodzi, więc ja nie widzę problemu — odpowiedziała
obojętnym tonem Lily, która nie widziała sensu w pytaniu przyjaciółki.
Ta
prychnęła jak rozjuszona kotka i przewróciła oczami zniecierpliwiona. Czasami
jej się wydawało, że Evansówna to małe dziecko, bo jest mało rozumująca.
—
Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi, Ruda — stwierdziła Stace z lekkim
zirytowaniem. — Dlaczego przyszły z tym do nas?
— Bo
Huncwoci ich nienawidzą? — podsunęła rudowłosa ze śmiechem. Ona osobiście nie
miała nic do tych dziewczyn, więc nie miała powodu by im nie ufać w tej sprawie.
— No
dobra, to nie było dobre pytanie, ale wątpię, że tylko to całe wypowiedzenie
wojny im w głowie.
—
Pierniczyć je — mruknęła Dorcas, uśmiechając się błogo z zamkniętymi oczami.
Czuła się wyluzowana, ale w dalszym ciągu zmęczona. — Mamy zrobić ten kawał, to
zrobimy. Jednak nie mam zamiaru się zastanawiać czy to jest dobre, czy złe, bo
szczerze mówiąc mam to w dupie. Będziemy się dobrze bawić i to się liczy, co
nie?
Ruda
się do niej wyszczerzyła, mówiąc „Zabawa zawsze najważniejsza!”. Reszta dziewczyn
pokiwała rozbawiona głowami, uśmiechając się przy tym wesoło. Nagle panna
Meadowes usłyszała swoje nazwisko, jednak w dalszym ciągu trwała z zamkniętymi
oczami.
—
Spieprzaj, Black — mruknęła pod nosem, nie przejmując się jego obecnością. Nie
zmienia to faktu, że nie miała ochoty palnąć go w łeb, bo na to nigdy nie było
za późno.
—
Najpierw odpowiedz na moje pytanie — warknął zirytowany chłopak, patrząc na nią
z pogardą. Jaka szkoda, że nie może tego zobaczyć.
— Ty o
coś pytałeś? — zapytała nazbyt słodkim głosem, denerwując go tym.
— Tak,
Meadowes — W tym momencie stanął tak, by zasłonić jej ciepło lecące z kominka.
— Pytałem o coś.
—
Odsłoń ciepełko, Black — warknęła dziewczyna, otwierając oczy. Rzuciła mu
mordercze spojrzenie i kopnęła go w piszczel, jednak on w dalszym ciągu stał i
uśmiechał jej się kpiąco prosto w twarz.
—
Najpierw odpowiedz na moje pytanie.
—
Spierdalaj, Black.
—
Odpowiedz.
—
Głuchy jesteś, karaluchu? — syknęła w jego z nienawistnym błyskiem w oczy. Jak
ona nienawidziła, kiedy ktoś zakłócał jej spokój. Miała ochotę w takich
momentach zabić tę osobę. Tym razem napatoczył się Black, upss.
—
Wpierw odpowiedz, Meadowes — warknął zdenerwowany, co ją jeszcze bardziej
zdenerwowało. O co temu wypierdkowi mamuta chodzi? Człowiek sobie spokojnie
leży, nie przeszkadza światu. Nagle pojawia się taki debil, który zakłóca jej
spokój i przeszkadza jej w odpoczywaniu.
—
Myślałam, że to ty jesteś psem — parsknęła pogardliwie, patrząc na niego z
kpiącym uśmieszkiem. — Dlatego nie mam zamiaru się ciebie słuchać i nie
odpowiem na twoje jebane pytanie, nie ważne jak bardzo byłoby ważne.
Tymi
słowami doprowadziła go do szału, a dziewczyny zaczęły się śmiać. Na szczęście
pozostali Huncwoci przyszli razem z nim, więc w nich miał wsparcie. Jak na
zawołanie usłyszeli cztery prychnięcia. Dorcas jednak nijak się tym przejęła i
po prostu zaczęła się z nich naśmiewać, jak to miała w zwyczaju.
—
Posłuszne zwierzaczki — powiedziała z aprobatą, uśmiechając się kpiąco. — Ile
Black wam płaci żebyście robili to, co on wam każe?
To
jeszcze bardziej zirytowało Syriusza. Co ta suka sobie wyobraża? Myśli, że może
go denerwować? Myśli, że ma jakiekolwiek prawo go krytykować? Jeśli tak, to się
cholernie pomyliła. Żadna pusta idiotka nie ma nic do gadania i ona dobrze o
tym wie.
— Nic
nie muszę im płacić, bo moi przyjaciele nie są ze mną ze mną dla pieniędzy —
powiedział, obrzucając Dorcas pogardliwym spojrzeniem. — Ale ty to co innego,
nie Meadowes? Nadal gnijesz w tej całej swojej jebanej rodzince i nie masz
zamiaru z niej odejść. Nie stać cię na to, jesteś zbyt tchórzliwa, nie ma w
tobie nawet grama odwagi, żeby odejść od nich. Tutaj mówisz, że ich
nienawidzisz, a w swoim pałacyku pewnie zabijasz mugoli.
Jego
słowa podziałały na nią jak płachta na byka. Nienawidziła, kiedy ktoś wypominał
jej to, że dalej mieszka w domu Meadowesów. Najbardziej wkurzało ją w tym to,
że on miał rację, miał cholerną rację. Nie umiała od nich uciec, zbyt bała się
swojej matki, a może raczej jej Cruciatusów, które były naprawdę mocne.
— Taa…
— mruknęła drwiąco, patrząc mu w oczy z nienawiścią. W tym momencie
nienawidziła go bardziej niż zawsze i zdawała sobie z tego sprawę. — A potem
biorę sobie ich ciała do kufera i chowam pod łóżkiem w swoim dormitorium. Mam
tam sporą kolekcję, nawet jednego hipogryfa, którego na początku chciałam
wszamać na obiad. Chcesz zobaczyć? Dziewczyny już to widziały i nie miały nic
do tego, że to robię, nawet planowałyśmy podać go na jednej z naszych
piżamówek.
A go
zatkało, a dziewczyny wybuchły głośnym śmiechem. Ona serio chciała zjeść
biednego hipogryfa… Biedactwo, co z niej za barbarzyńca.
— Jak
mogłaś chcieć zeżreć tego biednego hipogryfa?!
To było
dla niej za dużo, po prostu spadła z kanapy i zaczęła się śmiać jak jakaś chora
na umyśle idiotka. Czy Syriusz Black jest naprawdę takim debilem na jakiego
gląda? Reszta również się śmiała, ale rozbawienie Dorcas pobiło wszelkie
rekordy. Ona wiedziała, że ten głupek zasługuje na miano Idioty Roku, ale nie
wiedziała, że jest z nim aż tak bardzo źle.
—
Black... — zaczęła z politowaniem, ocierając łezkę z policzka. Głupszego
człowieka od niego jeszcze nie spotkała. — Ty jesteś takim idiotą czy tylko
udajesz?
Że też
niektórzy ludzie uważają go za inteligentnego człowieka. Nie to, że nie może
nim być, zawsze kiedy się pomylił to umiał, tyle że on rzadko kiedy też
potrafił. Nienawidziła go, chciała jego porażki, śmierci, że mu się coś stało.
Z jednej strony tego pragnęła, ale z drugiej wiedziała, że nie może tak myśleć,
bo Lily się z nim przyjaźniła, tak samo jak z nią, więc to jest troszkę
niestosowne. Jednak Ruda nigdy jeszcze nie wtrąciła się ich kłótnie, bo uważała, że to ich sprawa.
— Uczę
się od ciebie, Meadowes — parsknął rozbawiony, uśmiechając się do niej kpiąco.
— Przyznaję, że nie było to trudne, bo twój mózg nie potrafi dużo przyswoić.
Nie mam pojęcia, jak ty ogóle zaliczyłaś tamten rok.
Dorcas
rozwaliło to stwierdzenie, riposta pierwsza klasa, ale podstawówki. Czy tego
człowieka nie było stać na nic lepszego? To ona tu mówi wszystko, co jej ślina
na język przyniesie, a on jest wręcz dla niej miły. Coś tutaj nie gra i ona już
się dowie o co chodzi...
— Ja
pierniczę, Black — powiedziała, akcentując jego nazwisko. — Skąd ty bierzesz te
posrane teksty? Walburga płaci ci żebyś to mówił czy co?
— Nie
zniżam się do twojego poziomu, Meadowes — stwierdził z uśmiechem.
—
Szczerze mówiąc, gówno obchodzisz mnie ty i twój poziom IQ równy zeru.
Najlepiej zniknij z mojego życia raz na zawsze i nigdy nie wracaj. Rób co
chcesz, ale z dala ode mnie. Kumasz?
Syriusz
parsknął cicho, patrząc na Dorcas z rozbawieniem w oczach.
— Nie
jestem pewien, ale to chyba miała być groźba — Mówiąc to, o mało nie przewrócił
się ze śmiechu. — Meadowes, przestań się denerwować, bo będziesz wyglądała jak
moja matka.
— Nie
strasz mnie, bo jeszcze zacznę się jąkać — parsknęła rozbawiona. — Ty już się
lepiej zamknij, Black, bo gorszych tekstów nawet moja matka na trzeźwo nie
gada.
—
Powiedzieć ci coś, Meadowes?
— Nie.
Dziewczyny
parsknęły śmiechem. Po co miała udawać, że interesuje ją to, co ten imbecyl
miał jej do powiedzenia.
—
Jesteś jak kot.
— Taka
urocza?
— Nie,
taka owłosiona.
— Ha ha
ha, bardzo śmieszne — zakpiła, uśmiechając się wrednie. — A ty jesteś jak troll
i tutaj nie trzeba niczego mówić, bo każdy wie, co to znaczy.
— Nie
tak ostro, Meadowes — Uniósł ręce w geście obronnym z wesołym uśmiechem na
ustach. — Każdy wie, że jestem najprzystojniejszym facetem w Hogwarcie, a może
na Ziemi, więc nikt nie uwierzy w to, co mówisz.
— Ja
pierniczę, jaki z ciebie narcystyczny dupek — zaśmiała się, wywracając oczami.
Boże, ona myślała, że to jej były chłopak Peter był największym narcyzem na
świecie, ale się pomyliła. — Jakbym chciała zająć cię czymś na następny rok, to
po prostu postawiłabym przed twoją twarzą lustro.
— Uznam
to za komplement — powiedział z uśmiechem Syriusz.
— Tyle
że to nie był komplement — warknęła w jego stronę Dorcas i kopnęła go mocno, co
spowodowało, że chłopak odsunął się od kominka.
—
Dobra, spokój, dzieci — powiedziała Lily, uśmiechając się do obydwojga. Tyle że
i panna Meadowes i panicz Black dobrze wiedzieli, co ten uśmiech oznaczał.
Rudowłosa mówiła im, żeby trochę przystopowali.
— A ty
co, Evans? — zaczął James z błyskiem w oku, patrząc z wyczuwalną pogardą w
stronę dziewczyny. — Ich niańką jesteś, czy co?
— Ty to
byś się mógł czasami zamknąć, Potter, bo jak palniesz coś głupiego, to nawet
pingwiny się z ciebie śmieją — odpowiedziała z kpiącym uśmiechem, który znaczył
„sam zacząłeś, więc się nie dziw, że jestem wredna”.
—
Lepiej mówić same głupoty, niż nie powiedzieć nigdy nic mądrego, co nie Evans?
— Wiesz
co, Potter? — zapytała z pogardą w swoich zielonych oczach. — Nie mam zamiaru
rozmawiać z kimś, kogo poziom IQ jest równy temu, który posiada pingwin
śmiejący się z ciebie.
—
Bardzo ciekawa teoria, jednak moje IQ i tak jest wyższe od twojego — powiedział
ze zwycięskim uśmiechem na ustach.
—
Przysięgam, że wydrapię ci oczy, kiedy tylko wszyscy sobie pójdą — warknęła w
jego stronę z nienawistnym błyskiem w oku.
— Cóż… —
zaczął z huncwockim uśmieszkiem. — Każdy ma swoje urozmaicenia erotyczne, ale
twoje są po prostu obrzydliwe, Evans.
— Jak
ja ci zaraz…!
—
Dobra, koniec! — zawołali Ann i Remus w tym samym momencie, a potem spojrzeli
na siebie ze zdenerwowaniem. — Jest późno, idziemy wszyscy spać!
— Nie
będziecie nam rozkazywać! — warknęli Dorcas, Syriusz, Lily, James, Marlena i
Peter. — Co wy sobie wyobrażacie?!
—
Cosiezieje? — usłyszeli jak ktoś mruczy niezrozumiale.
Osiem
par oczu zwróciło się w tamtym kierunku i ujrzeli Alice śpiącą na Franku.
Wyglądali tak uroczo, więc tamci się natychmiast zamknęli. Mimo że Alie i Frank
ze sobą nie byli, to pasowali do siebie i ich przyjaciele dobrze zdawali sobie
z tego sprawę. Tak więc okryli ich kocem i poszli się położyć spać, każde z
nich zasypiało z tą samą myślą. „Z Stace i Longbottoma byłaby niezła para!”.
Magarcie*
- to jest coś jak u nas przedszkole
-------------------
Dzień dobry wieczór! <3
Jak mija wam weekend? Mam zapalenie uszu i nie wiem co się dzieje, więc przepraszam jeśli jakaś część rozdziału jest mało zrozumiała XD
Zważywszy na to, że tak rzadko dodaję rozdziały, to będę dodawać na początku rozdziałów, skróty poprzednich ;)
Mam nadzieję, że w szkole jest u was spoko, bo ja mam ochotę zabić swoją matematyczkę. Serdecznie panią pozdrawiam <3
Ten rozdział dedykuję:
Assarii, która jest równo trzepnięta jak ja *jak fajnie rozpisujesz się w komentarzach, Gollumie :')*
Eveneth, która jest wredną małpą i zmusiła mnie żebym dodała ten rozdział dzisiaj *też Cię kocham <3*
Adzie, która zawsze jest *nawet nie wiem jak ze mną wytrzymujesz :D*
PaKi, która jest najlepsza i to chyba wystarczy *kurde, nie zabiłam mojego kota! Pojmij to, hanysie -,-*
Werze, która ciągle wysłuchuje moich głupich pomysłów i znosi to co w ogóle gadam *nie mam pojęcia jak ty to robisz XD*
Do napisania, skrzaty :*
Pierwsza, yo!
OdpowiedzUsuńA teraz czekam na ten pierwszy komentarz, małpo! <3
UsuńBoziu! *_*
OdpowiedzUsuńMówiłam już,że uwielbiam cię za twoje rozdziały? Nie? To teraz mówię! Dziewczyno! Zarąbisty ten rozdział!
Kocham Ev :D Evanllyn jest zajebiaszczą postacią! To znaczy nic nie zastąpi mojej Lilki i Jamesa,ale Eva jest od razu po nich ^^
Ich pogodzenie się *_* Po prostu cud miód palce lizać :3
A! I teraz muszę cię opieprzyć za to,że tak rzadko dodajesz rozdziały! Co to ma znaczyć?! Następny będzie w grudniu? Przecież ja nie dożyję ;___; Chcesz mieć na sumieniu Gollumka? ;-;
Ciekawe co wymyślą Huncwotki na ten żart *myśli* (Co tam,że mózgu nie mam i tak myślę XD) Ja chcę już kolejny! Mogę ci dać rybkę... Chcesz? Ja jej nie pogryzę ;-; Zgubiłam swoje zęby kiedy ją łowiłam,a mój maka-paka jeszcze nie poruszył wszystkich kamieni XD To chcesz tą rybkę czy nie? XD
O ja pierdziu! Ja już czekam kiedy będą zakochani *_* Kiedy to będzie? Nie powiesz mi? ;-; Och... Poczekam...
Myślisz,ze Lilka podzieli się alkoholem? XD Zawsze chciałam spróbować kremowego piwa... (Ej bo już zapomniałam one dostają kremowe piwo czy ognistą? XD)
Jeżeli pomożesz mi z moją od niemca to ja jako Gollum mogę zawsze coś zrobić twojej od matmy ^^ Ależ nie,skąd przypuszczenie,ze jestem agresywna? Ja? Ja przecię jestę grzeczne dziecię XD
O kurna! Żartujesz sobie? *czyta kilka razy* Naprawdę?! Kurna dziękuję! *rzuca ci się na szyję* Naprawdę?! Dziękujędziękujędziękujędziękujędziękujędziękujędziękuję! Rozpisuję się? Ten będzie krótki ;-; Przepraszam ;-; Nie mam już nic co mogę ci ofiarować ;-; Pierścienia nie oddam! Chociaż... Nie! *jej głos zamienia się na Golluma* My precious! *kaszel* Gollum!
Ale serio! Kurna,ale ci dziękuję za dedykację! :*
No,no to czekam na kolejny (jeżeli nie będzie go jeszcze w tym miesiącu to zobaczysz co to gniew golluma! XD) i zapraszam,bo gdybym nie zaprosiła nie byłabym sobą nie?
Gollum,Yuri,Assarii,Ass,Asa,Ri,Sai-masz ksywek do wyboru do koloru XD
Druga i jutro będzie właściwy kom :*
OdpowiedzUsuńZaczęłam dopiero czytać i się zakochałam. Mam czekać na rozdział do grudnia? Co??? Dałaś mi tyle czasu, żebym zdążyła się powiesić, czy jak?
OdpowiedzUsuńSuper, że Lilka wreszcie się pogodziłą z Łapą, ale ja czekam na nowinki o księżniczce! Przyznaję, że mnie tym wyjątkowo zaintrygowałaś.
Wiesz, dochodze do wniosku, że mimo iż do grudnia mam miesiąc, to chyba nie zdążę się przez ten czas powiesić. Za dużo myślenia. No bo to trzeba pomyśleć, gdzie, kiedy, jak? Myślisz, że powinnam zostawić list porzegnalny? A może wcześniej złoję komuś skurę? O, tak... Trochę potorturuję ludzi, zanim się powieszę. A może zbić twoją babkę od matmy? Chcesz... Nie ma problemu załatwione :P
Czekam na kolejny rozdział. Może do tego czasu świat jeszcze nie eksploduje od moich durnych pomysłów :)
Super mogłabym czytać cały czas ale już koniec :( nie mogę się doczekać kolejnej części. A i wracaj do szkoły bo nudno bez ciebie. Dzięki za dedykację :-D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńNo, no z nich to by była niezła para =) I z Dor i Łapy i z James'a i Lilki. Śiczaśnie! Boże, jak ja kocham Andi!
OdpowiedzUsuńCałusy!
Luna
Ann i Remus <3
OdpowiedzUsuńhttp://huncwockamagia.blogspot.com/
/Huncwotka K.
Nadawałbyś się bardziej na Gryfiaka, bo zachowujesz się jak taka cipa, a nie jak prawdziwy facet. Kto by pomyślał, że ty jesteś arystokratą…
OdpowiedzUsuńSKISŁAM XDXDXDXDXDXD
Super :D Jak zwykle uśmiałam się do łez <3