„Dzisiaj miałem piękny sen.
Naprawdę piękny sen.”
Dżem – Sen o Victorii
Huncwotki siedziały w
swoim dormitorium i do końca omawiały swój plan. Może i chłopaki się wkurzą,
ale reszta szkoły będzie miała niezłą polewkę. Nikt nigdy nie widział Huncwota
źle wyglądającego, a teraz to się zmieni. Chcieli wojny, to ją dostaną! Niech
jednak wiedzą, że z tymi dziewczynami nie ma co walczyć, bo i tak się przegra.
Dorcas z podłym uśmiechem zaklasnęła w dłonie.
— Błagam! Niech Black
ma różowe, błagam! — zawyła rozbawiona.
— Zgoda, ale Potter
będzie miał… zielone!
— Jak twoje włosy,
Ruda?
Evans spojrzała na
przyjaciółkę z politowaniem.
— Ja mam rude włosy,
inteligencie, a me oczy są zielone jak trawa o poranku! — zaśmiała się
dziewczyna.
— Lily… Trawa o
poranku? To się nawet nie rymuje!
— Ann, ty jesteś
coraz bardziej wredna… — zaczęła oburzona. — Jestem z ciebie dumna!
— Weź, bo strzelę
buraka! — zaśmiała się głośno.
— Ale pamiętaj… Ty
jesteś agresywna, a ja wredna!
— No przecież wiem!
Aż taka głupia to ja nie jestem! — kolejny śmiech. — Dobra, jestem strasznie
mądra i dobrze mi z tym.
— Spokojnie, skarbie,
bo twoja dzika natura się odezwie — powiedziała z wesołymi iskierkami w oczach
Marlena.
— Ym… Kotku, to tylko w pełnię!
— A właśnie! Kiedy
będzie w tym miesiącu? — zapytała podekscytowana Dorcas.
— Pojutrze… —
szepnęła z poważną miną Ann. — Nie możecie iść ze mną. Wiecie, że bardzo trudno
mi się powstrzymać, a z każdą pełnią jest coraz gorzej. Dziewczyny, nie
możecie! — to ostanie krzyknęła, bo Lily otwierała buzię. — Wiecie dobrze, że
jako ludzie nie powinniście… nie możecie ze mną być! Pamiętacie moje ostatnie przemienienie?
To pod koniec czwartej klasy, kiedy zaatakowałam ciebie, Dor? Wiesz jak ja się
do cholery jasnej czułam?! Przez miesiąc ci w oczy nie mogłam spojrzeć i do
teraz czuję do siebie obrzydzenie!
— Ja ci wybaczyłam od
razu… — blondynka jej przerwała.
— Ale ja sobie nie
wybaczyłam! — zawołała z goryczą. — Wiesz jak, to jest, kiedy chcesz rzucić się
na przyjaciółkę i tak po prostu zabić ją? Nie, nie wiesz! Bo tego nie
przeżyłaś, a ja tak mam przez cały dzień i noc! Nie pozwalam wam nigdzie iść i
nie obchodzi mnie, że będziecie chciały. Nie po to, Dumbledore pozwolił uczyć
mi się w tej szkole, żebym zaciągała przyjaciółki do Jaskini Potępionych i
narażała je na śmierć!
— Ale, Ann…
— Nie, Alie! — ucięła
i szybko zmieniła temat. — Remus może mieć niebieskie, bo nie znosi wody!
— Frank, by mógł
„pięknie” wyglądać w czerwonych! — zawołała Alie i poruszyła sugestywnie
brwiami.
— A Peterek jasne
fioletowe! — zaśmiała się Marlena i powtórzyła gest przyjaciółki.
— A wam tylko romanse
w głowie! — fuknęła na nie Dorcas.
— Nieprawda, bo… —
zaczęły w tym samym momencie.
— MIŁOŚĆ NIE
ISTNIEJE!* — wydarły się wszystkie i wybuchły śmiechem, ale nikt oprócz nich
nie mógł tego słyszeć, bo zaczarowały pokój.
— Życie jest piękne…
— mruknęła rozbawiona Lily. — Ptaszki śpiewają, słoneczko świeci, upokorzymy
Huncwotów i wygram zakład!
— Jesteś taka pewna
swojej wygranej, ale ty nie latasz na miotle! — zaśmiała się Marlena.
— Jeszcze nie! —
zastrzegła roześmiana. — Jak to nie latam? A wy myślicie, że co ja robię tyle
czasu z Łapą?
— No wiesz… — zaczęła
Dorcas z uśmiechem.
— Nie kończ, siostro!
— zawołała Evans. — A po co mi miotła? Żeby sobie stała, no tak zapomniałam!
Latam, latam i, się nie chwaląc, to nawet bardzo dobrze.
— Ta twoja wrodzona
skromność! — zaśmiała się Mary.
— Oj tam… Ja wiem
swoje, a inni swoje. Dziwnym trafem, pierzyć zdanie innych!
— Ruda, ty to mnie
czasami rozwalasz…
— Czemu niby?
— A temu! — zaśmiała
się i pstryknęła przyjaciółkę w nos.
— Osz ty! — krzyknęła
i przywaliła Dorcas z poduszki.
— Ta zniewaga krwi
wymaga! — zawołała i właśnie tak zaczęła się bitwa na poduszki.
Po ich całym
dormitorium latały pióra i różne inne rzeczy, raz nawet poleciała gitara Rudej,
a ta wtedy wrzasnęła „Tylko nie Jack!” i rzuciła się, by złapać ukochany
instrument. Co chwila któraś dostawała butem, majtkami lub stanikiem w twarz,
albo pluła pierzem. Nagle Dorcas wrzasnęła, a potem wybuchła niekontrolowanym
śmiechem. Kotka Lily, Łapka**, cała napstroszona, gryzła brunetkę w nogę.
— Poddaję się! Ona
żre mnie żywcem! — pisnęła, rozbawiona do granic możliwości, Dorcas.
— Moja krew! —
zarechotała dumna właścicielka.
— Ty małpo jedna! Ja
tu się staram, pomagam ci, karmię cię, a ty mi się tak odwdzięczasz? — zapytała
z żalem i nic nie byłoby w tym dziwnego, gdyby Meadowes nie zwracała się do
przyjaciółki.
— Dori, masz coś z
główką, skarbie? — zapytała zatroskana dziewczyna. — Poradziłabym ci dużą dawkę
czyichś ust, ale jednak zrezygnuję z takiego antidotum dla ciebie. Drugą rzeczą
jest… Zastrzyk w dupę, a potem długie i męczące siedzenie w bibliotece. Łuuu!
— Możesz mnie,
kobieto, nie straszyć?! — krzyknęła i złapała się za serce.
— Nie
—Tak
— Nie!
— Tak!
— NIE!
— TAAK!
— Tak
— NIE!
— Ha!
— Kurde…
Przyjaciółki
spojrzały na nie jak na idiotki, a potem zgodnie powiedziały.
— Wiedziałam, że tak
będzie! Wy się tak zawsze zachowujecie. Dobrze, że Ruda nie tańczy…
— Taa. Cieszcie się
póki możecie, bo jak zacznę tańczyć! — roześmiała się Rudowłosa.
Dorcas spojrzała na
zegarek, by sprawdzić ile czasu im jeszcze zostało, i o mało nie zemdlała.
— Jest pięć po
dwunastej. Pięć po dwunastej! — wrzasnęła i natychmiast wstała. — Chłoszczyć!
Wszystkie wstały i
razem z Meadowes zabrały różdżki i wyleciały z czystego już dormitorium. Przez
całą drogę do ich pokoju brunetka narzekała, bełkocąc pod nosem coś co brzmiało
jak „No tak, oczywiście wszystko Dorcas musi robić… I sprzątać… I karmić kota…
I spać… I jeść… I wkuwać na SUMY… I wymyślać genialne plany…”
— Powinnaś się
leczyć! — zaśmiała się cicho Ann. — Gadanie do siebie jest dziwne.
— Zamknij się! —
warknęła oburzona Meadowes. — Ja nie gadam do siebie, tylko głośno myślę.
— Gdyby każdy myślał
tak głośno jak ty, to ja spieprzyłabym na inną planetę! — zaśmiała się Marlena.
— Wszyscy wredni…
Wszyscy… A ja taka biedna, jedyna normalna na tym świecie… Boże czemu zabrałeś
mi Rudą? — mruczała pod nosem, a jej przyjaciółki wybuchły cichym śmiechem. — I
jeszcze się ze mnie śmieją, bezczelność!
— Oj, już nie bocz
się, bo szybciej zmarszczek dostaniesz! — zaśmiała się Lily.
— Grozi mi. Ona mi
grozi! — zawołała oburzona Dor.
— Zamknij się! —
syknęła na nią Alie, gdy stanęły przed drzwiami Huncwotów. — Chyba nie chcesz,
żeby te bałwany się obudziły!
— No dobra, sorry… —
mruknęła, mało tym przejęta. — Macie?
Każda wyjęła fiolkę
ze spodenek, a potem wrednie się uśmiechnęła. Nagle Dorcas zrobiła przerażone
oczy.
— O rzesz w mordę! —
pisnęła kolejny raz tego dnia. — Zapomniałam!
Nie czekając na
odpowiedź pobiegła w kierunku, z którego przyszły. Chwilę później pojawiła się
z fiolką w ręce.
— Pamiętajcie… Lejemy
im to do gęby, nie do dupy. Żeby was nie kusiło!
— Dorcas — zaczęła z
podniesioną brwią Evnas. — Czy ty nie za często przebywasz w męskim
dormitorium, że posądzasz nas o coś takiego?
— Powaliło…? — Ann
jej przerwała.
— Dolałam im na
uczcie eliksiru Słodkiego Snu, więc na pewno się nie obudzą — powiedziała z
zwycięskim uśmiechem.
— To oni by nam tam
padli — zauważyła Alie.
— To był naprawdę
słaby eliksir, słońce!
— Czy ja już mówiłam,
że jesteś genialna? — zapytała z wielkim uśmiechem Marlena.
— Nie
— To teraz już wiesz,
siostrzyczko!
— Aleś ty miła… Czego
chcesz? — zapytała podejrzliwie.
— Jak możesz tak
uważać, Annabell?
— Nie wymawiaj tego
imienia, Mary! To tak jakbym powiedziała do ciebie Marleonro!
— To nie moje imię!
— No właśnie…
— Weź fuj! — wzdrygnęła
się dziewczyna.
— To wchodzimy, czy
będziemy tak czekać aż sami tu przyjdą? — zapytała lekko zirytowana Lily.
— Idziemy! —
zdecydowały jednomyślnie.
Weszły do środka i
zamarły. Może zobaczyły, by ich łóżka, gdyby kupa śmieci nie zasłaniała im wszystkiego.
Nagle Alicja wpadła na genialny pomysł i nie był on spowodowany smrodem
skarpet, które leżały u jej stóp.
— A może, by tak… —
szepnęła i w skrócie opowiedziała plan, a słyszące go dziewczyny uśmiechnęły
się szatańsko. — No, to… Zaczynamy!
— Chłoszczyć! — wyszeptała każda w stronę
innego łóżka, a potem razem oczyściły środek pokoju.
Już widziały
przerażone miny Huncwotów, gdy zobaczą taki błysk w dormitorium. Dorcas
podeszła w kilku krokach do pierwszego z łóżek i odsłoniła kotarę. Zdecydowanie
nie był to Back.
— Mary, czyń swoją
powinność… — mruknęła i przeszła do kolejnego.
Marlena podeszła do
śpiącego i wlała mu fioletowy płyn do ust.
— Mamo… Nie wyjadłem
Azorkowi jedzenia z miski, to on sam…
Dziewczyna parsknęła,
a potem stanęła przy drzwiach, ledwo powstrzymując chichot. Dorcas okrążyła
wszystkie łóżka, ale jak się można było spodziewać leżał on w ostatnim.
Spojrzała na niego. Jego włosy nonszalancko opadały na czoło, a na ustach
widniał seksowny uśmiech, a brunetka już widziała o czym śni. Niestety musiała
przyznać, że ten popieprzony idiota jest cholernie przystojny. Paznokciem
rozchyliła mu usta i omal nie wybuchła śmiechem, kiedy chłopak polizał jej
palec, a potem zamruczał jak kociak.
— Meadowes, czemu tak
szybko…?
Na jaja Merlina, on śni o mnie!
Wlała mu różowy płyn
do ust.
— Oj Black, Black… Bo
lubię — mruknęła rozbawiona, a potem poklepała go twarzy i stanęła obok
roześmianej Mary, również drżąc ze śmiechu. Ann wolno podeszła do Remusa.
Pochyliła się nad nim, by wlać mu do ust eliksir, ale on był szybszy i objął ją
w pasie.
— Choć do mnie,
kochanie… — wymruczał jej do ucha.
On nadal spał. Przestraszona dziewczyna odetchnęła z ulgą.
— Remi, puść biedną
Ann… szepnęła, ale on nie reagował. —
Owieczki w kropeczki… niebieskie króweczki… bialutki koniczek… Zaraz ci chłopie
piznę…
Niespodziewanie
chłopak ją puścił, a ona wlała mu niebieski płyn do ust.
— Agresywna jesteś…
Przestraszona
spojrzała na niego, ale on dalej spał.
— Wiem… — mruknęła i
cicho się zaśmiała, a potem stanęła obok dwóch chichoczących przyjaciółek i
sama ledwo wytrzymywała.
Lily z wrednym
uśmiechem spojrzała na śpiącego Pottera. Teraz widziała jego ironiczny uśmiech
i roztrzepane włosy. Jej uśmiech się poszerzył, gdy pomyślała, że ten głąb
będzie miał za swoje. Jak ona go nienawidziła! Co z tego, że się pocałowali? To
nic nie zmieniło i mówiła prawdę przyjaciółkom. Wlała mu zielony płyn do ust i
już chciała odejść, ale on zacisnął palce na jej nadgarstku.
— Evans co ty tu
robisz? — zapytał zaskoczony i lekko zaspany.
— Szukam Syriusza —
wypaliła z wielkim uśmiechem..
— Kłamiesz
— Nie
— Tak
— Nie
— Tak
—Dobra! I co z tego?
— warknęła zdenerwowana.
— Tak bardzo ci się
podobało, to trzeba było zapytać, a nie zakradać się do mnie po nocach… —
wymruczał jej do ucha uwodzicielskim tonem, aż ją ciarki przeszły. — Albo
przegraj zakład.
— Nigdy!
— Zobaczymy czy
jesteś taka dobra jak mówią… — szeptał jej do ucha.
— Pojebało cię,
pieprzony zboczeńcu?!
— Chodziło mi o
miotłę, kotku.
— Skończ już z tym
durnym kotkiem!
— Dlaczego, myszko?
— Zamknij się!
— No ale, żabciu…
— Potter!
— Słucham, kochanie…
— wymruczał cicho z bezczelnym.
Ich rozmowie
przysłuchiwały się wystraszone dziewczyny, a potem w dłoni Dorcas pojawiła się
karteczka „Pomóżcie! Zrobię coś głupiego, a Ann niech rzuci na niego zaklęcie
Snu” *** Szybko pokazała kartkę blondynce, a ona kiwnęła głową.
— Czy ty musisz być
taki głupi? — zapytała zdenerwowana Evans.
— A ty taka seksowna?
Tylko się na ciebie rzucić…
Ja będę pierwsza, palancie…, pomyślała, potem z
błyskiem w oku i dalszego zastanawiania wpiła się w jego usta, a chłopak
natychmiast zaczął oddawać pocałunki. Całowali się namiętnie i zachłannie,
prawie tak jak w pociągu. Potter przyciągnął ją do siebie i objął w talii, a
Evans wplotła mu rękę we włosy. Nagle James padł na łóżko, a rudowłosa
przejechała językiem po zębach.
— Jak ja się cieszę,
że nie będziesz nic pamiętać… — mruknęła i o mało nie wybuchając śmiechem
stanęła obok przyjaciółek.
Alie podeszła do
śpiącego Franka i przejechała mu delikatnie ręką po policzku. Był bardzo
przystojnym chłopakiem i pożądało go wiele dziewczyn, a on lubił się często
zabawić.
— No, Longbottom.
Zobaczymy jak będziesz wyglądać jutro… — mruknęła mu do ucha i wlała do jego
ust czerwony płyn.
— Pamiętam dobrze
ideał swój… marzeniami żyłem jak król... siódma rano, to dla mnie noc…**** —
mruczał przez sen słowa dobrze znanej jej piosenki.
— Ech, czy ty zawsze
musisz lubić to co ja? — zapytała i chciała odejść, ale usłyszała jego głos i
poczuła palce zaciskające się na jej palcach.
— Na to wychodzi,
Stace…
Rozchylił lekko
powieki i uśmiechnął się seksownie, gdy ją zobaczył.
O kurwa!
Dziewczyna nie
wiedziała co zrobić, była przerażona. Nagle wpadła na pewien pomysł.
— Śpij, nocą śnij…
Niech zły sen cię nigdy nie obudzi… Teraz śpij… Niech dobry Bóg zawsze cię za
rękę trzyma… Jak na deszczu łza… Cały ten świat nie znaczy nic, nic… Chwila,
która trwa może być najlepszą z twoich chwil… Bez znieczulenia, bez nie
potrzebnych niespełnieniach, myśli złych…***** — śpiewała cichutko do jego ucha
urywki piosenki, którą słuchała zawsze przed zaśnięciem.
Spojrzała na niego
swoimi zamyślonymi oczami i poczuła coś. Nie było to szczęście, bo zasnął,
tylko jakieś ciepło rozlewające się po jej ciele.
Stoję tak i się na niego gapię… Zachowuję się teraz jak
jakaś zakochana i napalona dziewczyna, która marzy tylko o nim!
Rozbawiona swoimi
myślami stanęła obok roześmianych przyjaciółek i razem wyszły z dormitorium, a
potem szybko pobiegły do swojego i od progu wybuchły głośnym śmiechem. Nawet
prostego zadania nie mogły wykonać bez komplikacji. Jakież to żałosne, aż
śmieszne! Każda myślała czy aby na pewno są normalne, no bo przecież… Ann i
Alie śpiewały chłopakom, a Lily jednego całowała i to tylko dlatego, że nie
chcieli ich wypuścić z uścisku. Marlenę rozwalił tekst Petera, no bo… Chłopak
był szczupły i przystojny, a tu nagle wyskakuje z takim czymś. Dorcas prawie
padła, kiedy poczuła jak Black ją liże i usłyszała jak potem mruczy.
Co ten zboczeniec ma za sny?! I to ze mną w roli głównej?
O nie, nie, nie! Jak o tym myślę, to cholera mnie bierze.
Usiadły na ziemi i
opanowały śmiech, spojrzały na siebie i znowu usłyszały swój własny rechot. Ich
myśli chodziły jak szalone, a przed oczami widziały najzabawniejsze momenty w
ich życiu. Lily na przykład pamiętała jedną rzecz, która zawsze ją śmieszyła.
Razem z Kevinem siedzieli w jej pokoju i rozmawiali o
Hogwarcie.
— No! Ten idiota myśli, że jest fajny! — powiedziała
zdenerwowana.
— Ruda, frajerzy zawsze tak myślą…
— Znasz to z doświadczenia?
— Ranisz me serce, wredna małpo! — zaśmiał się wesoły.
— A to już nie moja wina, że serce ci krwawi. Nie trza
było skakać po drzewach.
— Głupia jesteś!
— A ty bez mózgu, brzydki, śmierdzisz i jakoś obydwoje z
tym żyjemy! — zaśmiała się Lily i poklepała przyjaciela po plecach.
— Ha ha ha! Bardzo śmieszne, małpiszonie! Zastanawiam się
jak oni tam z tobą wytrzymują…
— Bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, mam mózg, jestem
piękna i fajna.
— I tak wiem, że na mnie lecisz, upiorze! — powiedział z
ironicznym uśmiechem. — Bujasz się we mnie odkąd mnie poznałaś!
— Słońce, idź do dobrego psychologa, bo wymyślanie czegoś
czego nie ma jest chorobą! — powiedziała ze śmiechem. — Ale wiesz co, kotek?
Zr…
Nagle usłyszeli przeraźliwy krzyk, a potem trzask
otwieranych drzwi. Oboje odwrócili się do tyłu, a potem wybuchli nie kontrolowanym
śmiechem i oparli się o siebie plecami.
— Co ty… masz z… twarzą? — wysapał rozbawiony Kevin
pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu.
— To wsycho twoa wyna! — wrzasnęła, ale oni ją ledwo
zrozumieli. Może to przez ten metrowy język…
— Nie kłap tak tym ozorem, bo ci wyleci! — zaśmiała się
Lily, a Kevin wybuchł głośnym śmiechem.
— Mas mne odczaować abo powem mame! — kolejny jej
niewyraźny krzyk rozniósł się po pokoju.
— Możesz wyraźniej, słońce? Bo cię nie rozumiem — powiedziała,
ledwo powstrzymując chichot.
— Rudaa, proooszę! — kolejny śmiech Kevina.
— Masz. Mnie. Odczarować. Albo. Powiem. Mamie — krzyknęła
bardzo wyraźnie, a chłopak znowu zaczął się śmiać.
— Kto by pomyślał, że nasz kochana Petunia zacznie się
słuchać Rudej! — powiedział ze śmiechem.
Brunetka warknęła na niego, a on znowu zaczął się śmiać.
— Nie trzeba było dotykać moich słodyczy, koniu! —
warknęła na nią Lily, a ta się zawstydziła.
— Bede rusać co bede chcala!
— I z językiem na wierzchu latała! — zaśmiała się znowu.
Na to wspomnienie
uśmiechnęła się wesoło. Dorcas też miała takie wspomnienie, tylko to była
kłótnia z matką i bratem.
Szykował się kolejny nudny i elegancki bal, na który ona
nie miała ochoty iść. Zawsze musiała ubierać jakieś suknie i wysokie szpilki,
zawsze musiała robić co rodzice chcieli. Teraz jednak miała dość, bo niby miała
piętnaście lat, ale ubrać musiała się jak dziwka, dosłownie. Czerwona obcisła
sukienka, która ledwo zakrywała jej pupę, pokazywała idealność jej ciała, a
dekolt był tak duży, że ledwo zakrywał jej pierwsi. Czarne,
dwudziestocentymetrowe szpilki wydłużały jej zgrabne nogi. Włosy wyprostowała,
więc teraz sięgały jej za połowę pleców, a jej matka ją pomalowała, oczywiście
musiała wyglądać dzięki niemu wyzywająco. Teraz wyglądała jak niegrzeczna
dziewczynka gotowa na wszystko, a tego nie chciała. Do jej pokoju wszedł jej
brat. Niby był w Slytherinie, ale jako jeden z nielicznych nie obrażał
mugolaków, a co więcej lubił jej przyjaciółkę. Był przystojny i o rok od niej
starszy. Głośno zagwizdał.
— No, no, no. Dori, ale się odwaliłaś! — powiedział z
uznaniem, wiedząc, że tym zdenerwuje ją jeszcze bardziej.
— Ktoś ci tu pozwolił wejść, debilu? — warknęła na niego.
— Nie idę na ten głupi bal i pieprzy mnie to co matka mówi, nie pójdę tam i
już!
— Mi też się nie uśmiecha tam iść, ale jeśli mam dostać
Crucio w zamian, to chyba pójdę — powiedział poważnie.
— Dostałam już tyle razy, baranie, że teraz już mi to nic
nie robi! — zaśmiała się głośno.
— Ja pierwszy raz dostałem, kiedy powiedziałem, że sukienka
ją pogrubia! — powiedział wesoło.
— A ja, gdy się z tobą zgodziłam! — kolejna salwa
śmiechu. — Gruba purchawa!
— Pamiętasz jak ubrała tą krótką miniówę i poszła do
łazienki, a wróciła z papierem zwisającym z majtek? — zapytał głośno się
śmiejąc, a gdy ta kiwnęła głową, powiedział: — Wtedy kolejny raz dostałem, bo
powiedziałem „To musiała być grubsza sprawa, ale wiesz co mamo? Od razu lepiej
wyglądasz w tej sukience!”
— Noo. To było mocne! A ja wtedy na to „Chyba ci się
wydaje braciszku, jest tak samo. Coś myślę, że mama jest w ciąży!”
— A potem ten młody Black powiedział „Wygląda jak różowa
krowa w czarnej sukience, a wiesz co Meadowes? To musi być dziewiąty miesiąc!”
Myślałem, że się posikam!
— No ja też, ale gnój mnie wkurzył, bo to w końcu nasz
matka, więc powiedziałam „Twoja mama to chyba ma bliźniaki” Wiesz co on na to?
Zaczął się śmiać i powiedział „Masz rację, Meadowes!”
Do pokoju weszła pani Meadowes. Była piękną i szczupłą
kobietą o niebieskich oczach. Dorcas i Cancer mówili jej to specjalnie, bo
dobrze wiedzieli jak ona dba o wygląd. Miała na sobie błękitną sukienkę do
połowy ud i piętnastocentymetrowe szpilki. W tej właśnie chwili panna Meadowes
się wściekała, to ona tu ubiera się jak pierwsza lepsza, a jej mama normalnie
jak na swoje możliwości.
— Jak wyglądam? — zapytała pani Meadowes.
— Serio mam mówić?
— Obejdzie się…
— Ale wiesz co mamo? Jednak powiem. Wyglądasz jak wielki
mors w zbyt obcisłej sukience. Spójrz na mnie i co widzisz? Seksowną, młodą i
cholernie niegrzeczną Dorcas, a co ja widzę? Popieprzoną arystokratkę, którą
matka zmusiła, by ubrała się jak typowa dziwka. Ciekawe ile biorę, nie? Na
pewno… — nie dokończyła tej wypowiedzi, która wprost ociekała sarkazmem i
ironią, bo matka dała jej w twarz.
— Chcę by moja córka miała dobrego męża, najlepiej
Regulusa Blacka, więc musi się jakoś pokazać! — warknęła na nią matka.
— Ee tam! Kiedyś miałaś mocniejszy strzał! — zaśmiała się
wrednie córka.
— A ty kiedyś się mnie słuchałaś!
— Bo wtedy byłam głupia, a teraz przyszło oświecenie i
zmądrzałam. Nie pójdę na ten posrany bal i nic nie zmieni mojego zdania! —
warknęła Dorcas z wyzywającym spojrzeniem.
— Nawet ja? — usłyszeli głos za sobą.
— Ty w szczególności, Black — syknęła na Regulusa.
— Ale, słonko… — zamruczał jej do ucha. Nawet nie
wiedziała kiedy stanął tak blisko niej.
— Nie słoneczkuj mi tu, pieprzony gówniarzu! — warknęła i
kopnęła go w krocze.
Nie był od niej o dużo młodszy, tylko o rok, ale co tam!
Jak szaleć to szaleć. Cancer głośno się zaśmiał.
— Jak śmiesz, Dorcas?! — krzyknęła Crudelis******
Meadowes. — Jesteś taką niewdzięczną gówniarą?!
— Słuchaj matko, bo nie będę powtarzać. Od tej chwili nie
będę się ciebie słuchać, ale przyrzekam, że wypełnię jedną jedyną prośbę, o
którą mnie poprosisz — powiedziała ze śmiechem.
— Weźmiesz ślub z Blackiem — odpowiedziała z wrednym
uśmiechem matka.
— No chyba cię coś popieprzyło?! — warknęła, ale
wiedział, że bez względu na wszystko będzie musiała to zrobić.
No super! Mieć
młodszego męża, zajebiście!
— Przyrzekłaś, a wiesz, że tego słowa się nie łamie, bo
umrzesz! — ucieszyła się matka.
— Trudno i tak moje życie bardziej nie może się
spieprzyć. Teraz każdy związek jest bez miłości, bo miłość nie istnieje, więc
mój też może być. Pieprzy mnie to, szczerze mówiąc! — dalej się śmiała.
Wiedziała, że nie się nie zakocha, więc co za różnica czy będzie miała męża czy
nie. Przeszkadzało jej tylko, to że będzie młodszy od niej.
Brat spojrzał na nią zdziwiona, a ta ze śmiechem
wzruszyła ramionami.
— No i to mi się podoba! — powiedziała z uśmiechem pani
Meadowes.
— Powiedziałam, że wykonam to wykonam, ale nie myśl, że
robię to dla ciebie! — zakpiła. — Pójdę na ten walnięty bal, żeby ci go
spieprzyć.
Godzinę później na balu.
Dorcas stała z Ognistą Whisky w ręce, opierając o ścianę
i nucąc ulubioną piosenkę. Zawsze na takich imprezach wypijała kilka szklanek
bursztynowego płynu, a potem zatańczyła kilka tańców i poszła spać. Podszedł do
niej Black, tym razem Syriusz. Na ustach miał cyniczny uśmiech, a w oczach
wesołe iskierki.
No to się zaczyna…
— Meadowes, nie za krótka ta sukienka? — zapytał i
spojrzał na jej długie nogi.
— Black, denerwujesz mnie, więc spieprzaj… — mruknęła i
wzięła kolejnego łyka ze szklanki.
Jak można było się spodziewać, Syriusz oparł się o ścianę
obok niej i zaczął patrzeć się na jej biust.
— Rozumiem, że na mnie lecisz, Black, ale ja już jestem
zaklepana, więc nie gap się tak na mnie.
— Co mnie obchodzi jakiś idiota, Meadowes? Jak będę chciał, to będę się gapił.
— No cholerę tu przylazłeś?
— Żeby sobie popatrzeć, a po co? — zapytał z bezczelnym
uśmiechem.
— To patrz sobie na… Ramonę Malfoy, a nie na mnie… —
mruknęła obojętnie.
— Kpisz sobie ze mnie? Ona jest… — nie dokończył.
— Tak, Black. Kpię z ciebie.
— Jesteś wredniejsza od Rudej…
— Dla mnie to komplement! — zaśmiała się cicho.
— Poza tym Malfoy ma małe cycki, więc nie ma się na co
gapić. Ty to co innego, Meadowes — powiedział to tak seksownym głosem, że
dziewczynę przeszły ciarki.
— Jesteś jakimś popieprzonym zboczeńcem! — warknęła.
— Nie trzeba było się tak ubierać!
— Nie trzeba było na mnie patrzeć!
— Nie trzeba było sprowadzać na siebie mojej uwagi!
— Nie trzeba było tu przychodzić!
— Nie trzeba było mnie zapraszać!
— Nie trzeba było się urodzić!
— Aleś ty miła, Meadowes.
— Aleś ty głupi, Black.
Zauważyli, że ich rodzice i bracia na nich patrzą. Obydwoje
wpadli na ten sam pomysł.
— Słuchaj, Black. Mam się chajtnąć z twoim braciszkiem od
siedmiu boleści, ale za cholerę nie chcę.
— Słuchaj, Meadowes mam się chajtnąć z twoją popieprzoną
kuzynką, ale się z nią nie chajtnę, bo wygląda jak dupa Regulusa.
Powiedzieli w tym samym momencie.
— Chcesz ich wkurzyć? Wszystkich? — zapytali
jednocześnie. — I myślisz o tym samym co ja?
—Tak! — znowu zgodność. — To dobrze!
No to zaczynamy nasz
plan.
Co z tego, że mięli piętnaście lat? Co z tego, że się
nienawidzili? Teraz najważniejsze było zdenerwowanie ich wszystkich, oprócz
Cancera. Syriusz ujął dłoń Dorcas i ucałował, a kątem oka zauważył, że tamci
zaczęli im się przysłuchiwać.
— Cóż taka piękna dama robi tu sama? — zapytał z uroczym
uśmiechem.
Brunetka zbliżyła się do niego i musnęła jego policzek
ustami.
— Stoję i czekam na mojego księcia — uśmiechnęła się
uwodzicielsko.
— No to masz szczęście, kotku. Właśnie przyszedłem.
— Czy aby panicz Black nie jest zbyt pewny siebie?
— Nie, ależ skąd, on wie, że jest lepszy od wszystkich! —
puścił jej oczko. — Co pijesz?
— Ognistą Whisky, jest genialna. Chcesz? — zapytała i
wypiła do dna. — Niestety, skończyła się.
Chłopak przycisnął ją do ściany i pocałował. Stała jak
sparaliżowana, ale zrozumiała, że to tylko gra, więc oddała pocałunek z taką
samą pasją. Chciał się odsunąć, ale Dorcas pociągnęła go za krawat i znowu
trwali w pocałunku. Dziewczyna wiedziała, że uśmiechnął się ironicznie, ale cóż
miała zrobić? Wplótł jej rękę we włosy, a ona objęła go jedną ręką za szyję. Jego
druga ręka zjechała na jej udo. Rozumiała co chciał jej przez to powiedzieć i
objęła go w pasie obiema nogami. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej
zachłanne i namiętne, a oni zaczęli zatracać się w sobie. Nie wiedzieli jak
długo tak trwali, ale gdy się od siebie odsunęli wszyscy się na nich patrzyli.
— Masz rację, Meadowes. Genialna ta Ognista! —
powiedział z seksownym uśmiechem i przejechał językiem po ustach. — Naprawdę
genialna.
Prędzej wydawało jej
się śmieszniejsze, ale mówi się trudno. Później obydwoje dostali mocnym
Cruciatusem i zapytali w tym samym momencie „Na więcej was nie stać?” Właśnie
od tamtego momentu chciała pokazać Blackowi, że z nią się nie pogrywa i jeszcze
mu pokaże, że jest lepsza. Ann myślała o swoim pierwszym locie.
Mała dziewczynka miała na sobie tylko pieluchę i koszulkę
z wielkim „A”. Podbiegła do kanapy i ściągnęła z niej koc, a potem pobiegła z
nim do mamy.
— Mama! Mama! Mama! Zawionz, zawionz! — zawołała, a mama
ze śmiechem zawiązała córce kocyk na szyi.
— Teraz pójdziesz zrobić kupkę, dobrze? — zapytała
kobieta.
— Nie! — powiedziała stanowczo dziewczynka.
— Tak!
— Nie!
— Tak.
— NIE!
— To siku!
— Dobla! — zgodziła się poszła do łazienki.
Obok sedesu stał jej nocnik, którego miała już dość. Bez
zastanowienia podeszła do „kibelka dla dorosłych” i na niego usiadła. Zobaczyła
przycisk i go nacisnęła.
— AAAAAAAAA! — wydarła się na cały dom. — Mamo! Mamo!
Kibelek mnie opluł! Mama!
Szybko zeszła z sedesu i wytarła pupę w ręcznik. Potem
zabrała nocnik i wyszła.
To już mi nie będzie
potrzebne, teraz jestem dorosła!
Założyła nocnik na
głowę i wskoczyła na fotel, a potem zeskoczyła z niego, krzycząc „Kapitan
Nocnik atakuje!”. Dało się również słyszeć wrzask pani Lorenh „Matko Boska,
Ann!”, to jak wbiega do salonu i biegnie by złapać dziecko. Nie udało jej się,
ale mała wcale nie uderzyła o ziemię, tylko latała po całym pokoju z wystawioną
ręką i nocnikiem na głowie.
— Geogre! — krzyknęła matka. — Chodź tu szybko!
Do salonu wszedł wysoki mężczyzna i spojrzał na żonę.
— Co się stało Victoria? — zapytał lekko rozbawiony.
— Ann lata.
— CO?!
— No to patrz! — wskazała córkę, która bujała się na
żyrandolu.
— W mordę jeża! — zawołał zaskoczony, ale szczęśliwy.
Na tamto wspomnienie
Ann zaśmiała się jeszcze głośniej. Marlena również pomyślała o swoim.
— Szukam! — usłyszała krzyk kuzyna i głębiej schowała się
w budzie psa.
— Przesuń się Speak! — syknęła na psa. — Zgniatasz mnie!
Pies cicho zaszczekał, a Nate usłyszał to. Podszedł do
budy i zapytał.
— Mary, jesteś tam?
— Nie ma jej tu, jestem tylko ja Speak! — udała męski
głos. — Pobiegła do domu!
— Zaraz sprawdzę, tylko wpierw spojrzę do ciebie.
— Nie! Ja teraz… jem. Tak, jem!
— Wyłaź Mary! — zaśmiał się głośno.
— Toć mówię, że nie ma tu żadnej Mary! — warknęła i
skuliła się tak, ż nie było jej widać.
— Dobra, to sprawdzam! — zawołał i spojrzał do budy.
Jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył tylko psa. — Co jest do…? Ty gadasz?!
O jacie, ale jaja!
Dziewczynka zaśmiała się cicho i poczuła smród.
— Speak, ty świnio! — krzyknęła i wybiegła z budy.
Wzdrygnęła się, kiedy
przypomniała sobie ten zapach, ale i wybuchła śmiechem. Alie też przypomniała
sobie pewną sytuację.
Dziewczynka siedziała w swoim dormitorium i oglądała
zdjęcia w albumie. Do pokoju weszły, trzaskając drzwiami, Dorcas i Lily. Potem
usiadły na swoich łóżkach, patrząc na siebie spod byka.
— A wy co takie wkurzone? — zapytała.
— Bo może lubimy?
— Nie odzywaj się za mnie! — warknęła Lily.
— Co się stało?
— Gówno!
— No masz rację. Idź się zesraj, a nie tak głupi
odpowiadasz! — kolejne warknięcie Rudej. — A wyobraź sobie, że ta idiotka
prawie powiedziała Remusowi o Ann!
— No właśnie… Prawie, kretynko, prawie!
— Powiedziałaś „Sorka, Remi. Musimy iść z Ann do
Zakazanego, bo ją zawsze w takie dni bierze. No wiesz, pełnia te sprawy…”
— No! I co? Przecież z tego nic nie wynika! —zawołała
zdenerwowana Meadowes.
— No masz rację! Nic. Ciekawe, co Ann może robić w
Zakazanym Lesie w pełnię? Ach, no tak! Przecież mogła iść na spacerek… No masz
rację!
— Rzucasz się jak smród po
gaciach! On nie jest taki mądry, żeby się skapnąć!
— No, masz rację… Przecież, on tylko dostał Wybitne ze
wszystkich przedmiotów… No tak!
— Matko… To się coś wymyśli… — mruknęła Dorcas.
— No tak, tak… — warknęła Evans i ruszyła w kierunku
łazienki.
— Ej! Gdzie ty leziesz?! — zawołały za nią.
— Do łazienki!
— Po co?
— Srać.
— Ale zgoda?!
— Tak, a teraz cicho!
Alicja głośno się
zaśmiała. Uwielbiała to wspomnienie i nie mogła o nim zapomnieć. Opierały się o
siebie i śmiały, głośno i długo. Po chwili Dorcas wyciągnęła ze swojego kufra
Kremowe Piwa i dała po jednym każdej. Śmiejąc się i rozmawiając zasnęły z
butelkami w rękach.
*******
Czarnowłosy chłopak
gwałtownie się podniósł się do pozycji siedzącej. To nie mógł być sen… Był zbyt
realistyczny, żeby mógłby być, chociaż wspomnieniem. Coś mu tu nie pasowało i
musiał wiedzieć co, no bo nikt nie będzie go robił w balona. Poczochrał swoje
zielone włosy i zrzucił z siebie kołdrę. Zaraz… Zielone?!
— Co jest do kurwy?!
— wrzasnął przerażony. — Moje piękne włosy… są długie i zielone…
Przez jego wrzaski
obudzili się pozostali.
— Rogacz… Rozumiem,
że znowu śniło ci się, że goni cię goły Lunio, ale stary! Mógłbyś być ciszej… —
warknął na niego Syriusz.
— Spójrz na mnie do
cholery! — krzyknął Potter, patrząc w lusterko.
— Matko… Twoje
zielone włosy się poukładały i robisz z tego problem… — mruknął. — Czekaj…
ZIELONE?!
— Łał… Masz szybki
zapłon, stary — warknął Rogacz.
Łapa podniósł się z
wielkim uśmiechem odsłaniając głowę, która była przykryta poduszką. Wybuchł
głośnym śmiechem, którego nie mógł opanować, a zaraz po nim James.
— Stary! Masz różowe
włosy! — zawył rozbawiony Potter.
— Pieprzysz głupoty,
ja mam czarne włosy, stary. CZARNE!
Gadasz tak, bo nie masz okularów! — warknął na niego Black, ale natychmiast
podleciał do lustra i pisnął.
Z pod poduszek
wyłoniły się głowy pozostałych chłopaków, którzy również mięli inne kolory
włosów. Remus – niebieskie, Peter – fioletowe, a Frank – czerwone. Zaczęli się
śmiać przez płacz.
— Niech ja je tylko
dorwę! — warknął Black. — Zobaczą na co stać Łapę, oj zobaczą!
— Nie gadaj do
siebie, bo to jest głupie! — odwarknął James. — Ja pierwszy dorwę te szmaty!
— Spokojnie, Rogaś.
Zobaczą co to zadzierać z Huncwotami!
— Łapo… To my na
razie zobaczyliśmy jak zadziera się z Huncwotkami! — warknął Peter.
— Siedź cicho,
Glizdek! — syknął Syriusz.
Do ich dormitorium
weszło pięć dziewczyn i dosłownie zaczęło płakać ze śmiechu.
— No brawo! — syknął
kolejny raz Black. — Teraz nas odczarujcie!
— Łapo. O co ci do
cholery jasnej chodzi? — zapytała zaskoczona Lily.
— Nie mów, że nie
wiesz! A ja myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi i wiesz o mnie wszystko…
Przecież wiesz jak ja kocham swoje włosy!
— Do cholery jasnej,
Black! Przyszłam pożyczyć od ciebie szampon! — krzyknęła. Coraz lepiej szło jej
kłamanie.
— Ta jasne. Ciekawe
po co ci mój szampon?
— Do mycia włosów?
Mój mi się skoczył, a ty używasz takiego jak ja.
— Ale w pierwszy
dzień szkoły?
— Cholera… — zaklęła
cicho. — Ale zapomniałam z domu i nie mam.
— Evans, nie kłam! —
warknął James i złapał ją za nadgarstek. — Widziałem cię wczoraj w nocy!
— No chyba ci się coś
przyśniło! — odwarknęła, ale lekko się spięła. — nie mam nic innego do roboty
jak latać do waszego dormitorium!
— Evans, wiem, że tu
byłaś! Po prostu się przyznaj i mnie nie denerwuj!
— Uważaj, bo z tego
całego zdenerwowania twoje włoski zrobią się jak Franka! — warknęła.
— No i jak my
wyjdziemy do ludzi? — jęknął Syriusz. — Te włosy są okropne!
— Serio? Myślałam, że
ci się spodobają… Sama wybierałam kolor! — warknęła Dorcas.
— Ale ty jesteś
jebnięta! — syknął na nią.
— A ty jeszcze
bardziej. Ogarnij się, bo zachowujesz się jak gej!
— A może jestem
gejem?
— A może ta blondynka
w twoim łóżku, to jest oznaka gejostwa? — zapytała z uroczym uśmiechem.
Przerażony Black
spojrzał na swoje posłanie, a potem z powrotem na Dorcas, która trzęsła się ze
śmiechu.
— Ha ha ha! Bardzo
śmieszne, Meadowes. Ciekawe co byś zrobiła, gdybym to ja tak cię wrobił! —
warknął z ironicznym uśmiechem.
— Nic, Black. Ja
sypiam w męskich dormitoriach, a nie oni w moich — zaśmiała się, a potem
uśmiechnęła.
— Dobra, walić to i
ciebie… — powiedział wymijająco. — Co ja mam zrobić z tymi włosami?!
— Muszę cię zasmucić,
bo kolorek i długość nie zejdą do jutra! — tym razem zaśmiała się Evans,
patrząc wyzywająco w oczy Pottera.
— Ale jesteście
wredne, wszystkie! — warknął Remus.
— To się nazywa
poczucie humoru, kotku — syknęła Ann.
— Też mi coś… Wasze
poczucie humoru nie jest fajnie! — warknął Frank.
— Jak dla kogo. Cały
Hogwart będzie dzisiaj z was lał, bo najprzystojniejsi Huncwoci się tak
pomalowali? — zaśmiała się perliście Alie, a on spojrzał na nią z
zainteresowaniem.
— Uważasz, że jestem
przystojny? — zapytał z uśmiechem.
— Jesteście przystojni — potwierdziła
dziewczyna, nie rozumiejąc go.
— I tak wiem, że
chodzi o mnie, słońce.
— Chyba za dużo
smrodu się nawdychałeś!
— Owszem, ale to nie
dlatego tak uważam — powiedział wymijająco. — Podobam ci się, skarbie. Pamiętam
jak w nocy mi śpiewałaś.
— Żebyś zasnął,
kretynie! Chyba ci coś na mózg spadło! Nie podobasz mi się, w ogóle! — warknęła
zdenerwowana.
— Czyli jest gorzej
niż myślałem… Zabujałaś się we mnie.
— Po pierwsze, miłość
nie istnieje. Po drugie, jeśli nie wierzy spójrz do punktu pierwszego. Po
trzecie, to, że jesteś przystojny nie znaczy, że mi się podobasz. Po czwarte,
patrz punkt pierwszy!
— Zakochana
desperatka, takie są najgorsze… — mruknął.
— Trzymajcie mnie, bo
zaraz zrobię mu krzywdę! — syknęła z oburzeniem. — Chłopie, ty masz zbyt
wysokie mniemanie o sobie!
— Mówię to co widzę —
powiedział nie wzruszony.
— To chyba jesteś
ślepy! — warknęła i wyszła z dormitorium.
Inni nie byli lepsi,
również się kłócili.
— Meadowes, jesteś
jakaś dziwna!
— I mówi to facet,
który mnie polizał w palec! — zakpiła z wrednym uśmiechem.
— Wcale cię nie
polizałem!
— Nie, sama to
zrobiłam.
— Aż taka
zdesperowana jesteś? — zaszydził.
— A żebyś wiedział —
kpiła dalej. — Tylko marzę o tobie!
— Sorry, Meadowes,
ale nie…
— Kamień z serca! Już
myślałam, że mnie lubisz… — powiedziała i odetchnęła z ulgą.
— Jakaś ty irytująca!
— Dobrze, że nie
słyszysz siebie. Chyba byś pierdolca dostał, tylko ciągle „Jaki ja jestem
piękny”, „Jaki ja jestem cudowny”, „Postawicie mi pomnik i kłaniajcie się!” —
warknęła zdenerwowana.
— Dlaczego takie jak
ty się rodzą? — zapytał z kpiną.
— Żeby uprzykrzać
życie takim jak ty!
— Jeśli dalej
będziesz tak wyglądać, to do widzenia! — prychnął, wiedząc, że tym zdenerwuje
ją najbardziej.
— Jakoś latem ci to nie przeszkadzało… —
szepnęła mu do ucha, a on mimowolnie się wzdrygnął. Pamiętał tamtą sytuację.
— Udawałem —
odpowiedział spokojnie.
— Taa. I ledwo
trzymałeś łapy przy sobie — zaśmiała się perliście.
— A to, to już inna sprawa!
— wyszczerzył się. — Nie moja wina, że mam takie odruchy, kotku.
— Black, nie denerwuj
mnie! — powiedziała i palnęła go w ramię.
— Nie wiedziałem, że
jesteś taka wstydliwa…
— Nie jestem!
— Ta, widać.
— Zakład, Black?
— Spasuję… Znając
ciebie, to bym zawału dostał.
— Ha, wiedziałam! —
krzyknęła uradowana dziewczyna. — Jesteś za cienki!
Chciał coś
powiedzieć, ale dziewczyna wyszła z dormitorium, a Syriusz patrzył na kłótnię
przyjaciela.
— Potter ty jesteś
nienormalny! — warknęła Lily.
— Ale przy tym zabójczo
przystojny i seksowny… — szepnął jej do ucha.
— Nie… — odszepnęła.
—Tak
— Nie
— Tak
— Nie
— Tak
— Tak
— Nie!
— Ha!
— Ja pierdzielę…
— To się nazywa
inteligencja, Potter. Coś czego ci brakuje — zaśmiała się.
— I tak wiem, że tu
byłaś i mnie pocałowałaś — powiedział z ironicznym. — Po prostu na mnie lecisz.
— Chyba coś ci się w
tym móżdżku pomieszało… Nie, ty nie masz mózgu!
Dalsze ich kłótnie
przerwał dzwonek na lekcje. Już byli spóźnieni…
Miłość nie istnieje*
– to motto dziewczyn. Żadna z nich nie wierzy w prawdziwą miłość i mówią, że
tylko głupi się zakochują. Zawsze powiadają sobie nawzajem „Miłość nie
istnieje, są tylko głupie zauroczenia”. Trzymają się tego stwierdzenia, bo
jeszcze żadna się naprawdę nie zakochała i twierdzą, że to nigdy nie nastąpi.
Szkoda, że autorka uważa inaczej ^^
Łapka** – jest to
kotka Evansówny. Nazwała ją tak zanim zaczęła przyjaźnić się z Syriuszem.
Nazwała ją tak dlatego, że jedna jej łapka jest biała, a pozostałe rude. Jest
strasznie zżyta ze swoim pupilem i mogłaby nawet za niego oddać życie. Łapkę
dostała na urodziny od Kevina, gdy miała cztery latka. Ona jej go przypomina
najbardziej i jest to dla niej jedną z najpiękniejszych, a zarazem najgorszych,
rzeczy.
Zaklęcie Snu*** –
wymyślone przeze mnie. Działa usypiająco. Kiedy ktoś rzuci na ciebie to
zasypiasz, a gdy się obudzisz będziesz myślał, że to co się wydarzyło to był
sen i że nigdy się nie zdarzyło naprawdę. Poza tym śni ci się tylko jeden sen,
właśnie to wydarzenie.
Dżem – Wehikuł
Czasu****
Dżem – Do Kołyski*****
Crudelis****** - po
łacinie okrutna. Chyba wicie dlaczego dałam jej to imię. Wszystkie te
arystokratyczne matki wyjadają mi się takie wredne, okrutne, złe, ociekające
jadem. Chyba dzięki Walburdze, której szczerze nienawidzę. Jedyną dobrą (jako
matka), którą polubiłam za tą matczyną opiekę i miłość, to Narcyza Malfoy. * te
moje myśli… :D *
---------------------------------
Hejo, skrzaty wy moje kochane :*
Przepraszam za takie opóźnienie, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że rozdział jest najdłuższy jaki w życiu napisałam, więc może być? Pisałam go do... *patrzę na moje ustrojstwo - zegarek* teraz?! O matko... Trochę długo, nie?
Nie wiem, czy nie za dużo się tutaj dzieje. Mam tyle pomysłów, że w jednym rozdziale mieszczę tylko połowę z nich. Nie bijcie!
Uwielbiam was, jesteście najlepsi! Cholernie dziękuję za ponad 1000 wyświetleń i prawie 60 komentarzy. Kurde... To dopiero piąty rozdział, a was tyle, że o jacie! Czuję się zaszczycona, goszcząc was w moich skromnych progach :)
Aaaaaa! Szkielet Smoka przyjęła moje zamówienie na szablon na Zaczarowanych <3 Nawet nie wiecie jak się tym jaram! c:
Dedykacja dla:
Abigail, za ten wspaniały i cholernie długi komentarz/epopeja narodowa <3 Dziękuję, kochana :*
PaKi, moja kochana... To chyba najdłuższy twój komentarz u mnie, co? :D Uwielbiam cię za to pisanie na fejsie, doradzanie mi i za to, że ze mną tak długo wytrzymujesz. Dedykuję ci każdą scenkę z Doriuszem, bo wiem jak ich kochasz <3 *pewnie tak samo mnie, albo mnie bardziej*
Zgredek ♥