"Człowiek nigdy nie jest świadom
wszystkich konsekwencji swych czynów"
José Saramago
Lily czekała na odpowiedź, tupając nerwowo nogą i patrząc wyczekująco na Hagrida. Ten natomiast próbował tak dobrać słowa, żeby nie przestraszyć dziewczyny. Jednak widząc jej spojrzenie, zaczął opowieść.
— Lata temu do mojej chatki wpadała na herbatkę Rose. Od samego początku szkoły miała na pieńku z kilkoma Ślizgonami, głównie szło o "bratanie się z szumowinami", bo była czystej krwi i trafiła do Gryffindoru — mówił, popijając swoją herbatkę, a panna Evans słuchała go z zainteresowaniem. — Rose była pioruńsko dobra w eliksirach, nikt nie ważył ich lepiej od niej. Także nie dziwię się, że te kanalie zgłosiły się właśnie do niej, kiedy potrzebowały pomocy.
Rudowłosa wytrzeszczyła oczy, bo właśnie zdała sobie sprawę, skąd Hagrid tyle wiedział na temat przysięgi. Momentalnie zrobiło jej się słabo.
— Czy ona złożyła z którymś z nich...?
Rubeus skinął głową, dając jej w ten sposób odpowiedź, lecz Gryfonce to nie wystarczyło.
— I co się stało potem?
— Znalazłem biedaczkę w moim ogródku koło wielkiej dyni. Od razu leciałem z nią do Skrzydła, gdzie po tygodniu odzyskała przytomność. Chłopcy zniknęli w tym samym czasie na dwa dni. Znaleźli ich w kokonach w gnieździe akromantul. Ani Rose, ani oni nie potrafili wyjaśnić jak to się stało, ale potem przypomnieli sobie o tej zapchlonej przysiędze. Rose miała tydzień na uwarzenie eliksiru, bo ustalili, że jeśli tego nie wykona na czas, to przez miesiąc będzie miała na twarzy wielkie, wybuchające co chwilę, krosty. Nie udało jej się, więc obudziła się z nimi następnego dnia, a wieczorem znaleźli ją martwą w Łazience Prefektów. No a ci Ślizgoni to zginęli dwa dni później w Zakazanym Lesie.
Lily była przerażona tym, co usłyszała. Co jeśli nie uda im się znaleźć Ślizgonek? Co stanie się z Ann? Czy one wszystkie umrą? Miała ochotę płakać nad ich głupotą - czy zawsze muszą być tak nierozważne? Przez ich lekkomyślność mogą wszystkie stracić życie. Po prostu pięknie, o niczym innym nie marzyła.
— Psorzy rozwiązali zagadkę po długim przekopywaniu biblioteki — kontynuował drżącym głosem, był bliski łez na wspomnienie przyjaciółki. — Przysięga była stworzona w dawnych czasach i ma wiele skutków ubocznych. Jest zakazana przez Ministerstwo, ale nie można wykryć jej użycia, a nawet jeśli, to i tak jest za późno. Od setek lat nikt jej nie przeżył.
— Cholera jasna! — zawołała przerażona Lily i podniosła się z miejsca.
Szybkim krokiem podeszła do drzwi, otwierając je. Gdy była już na zewnątrz, usłyszała wołanie gajowego. Odwróciła się w jego stronę, dalej będąc przerażoną całą tą sytuacją.
— Gdzie idziesz? — zapytał podejrzliwie, a Lily westchnęła.
— Spróbować naprawić to, co po całości spieprzyłyśmy.
Odeszła, nie czekając na odpowiedź. Razem im się uda, musi.
***
Dwie Ślizgonki spojrzały na siebie, a potem z powrotem na obraz przed sobą, modląc się, żeby to był tylko jakiś żart.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to miejsce było po prostu ich ulubioną uliczką Hogsmeade. No właśnie, wydawać. Co prawda, miejscowość i ulica się zgadzały, tylko czas się trochę pomieszał. Miały przed oczami średniowieczną wioskę pełną dziwnie ubranych ludzi, którzy co rusz patrzyli na nie z wielką rezerwą i podejrzliwością.
Andromeda zaciągnęła kuzynkę z powrotem do stajni i zamknęła drzwi od środka. Spojrzała na Evalyn, próbując ukryć strach w oczach.
— Powiedz mi, że wcale nie przeniosłyśmy się w czasy palenia czarownic na stosach — warknęła wściekłym głosem, a niespodziewająca się takiej reakcji kuzynka, podskoczyła przestraszona.
— Mam kłamać, żeby było ci lepiej? — prychnęła, przewracając oczami.
Andromeda nie odpowiedziała, zamiast tego rozejrzała się niespokojnie po pomieszczeniu.
— Czemu tak bardzo się tym przejmujesz? — syknęła w końcu zirytowana Evalyn. — Przecież to wioska czarodziejów.
Dziewczyna obrzuciła ją zdegustowanym spojrzeniem, ale kiedy zrozumiała, że kuzynka mówi poważnie, to prychnęła kpiąco.
— Ty naprawdę nie pamiętasz niczego z historii magii — westchnęła, ale postanowiła kontynuować. — Hogsmeade dopiero dwieście lat później stało się wioską zamieszkiwaną wyłącznie przez czarodziejów. Aktualnie to jesteśmy otoczone mugolami, którzy chcą spalić nas na cholernym stosie, śpiewając przy tym religijne pieśni.
Evalyn uniosła brwi, nie za dobrze reagując na ten fakt. Zaczęła rozumieć, skąd to przerażenie u Andromedy i szczerze powiedziawszy jej też zaczynało się ono udzielać.
— Ale... Ale... — wyjąkała tylko, nie mogąc dobrać odpowiednich słów. — Mamy przecież różdżki!
Twarz jej kuzynki od razu się rozjaśniła, a w następnej chwili obydwie zaczęły przeszukiwać swoje szaty w ich poszukiwaniu. Jednak gdy nie znalazły ich nawet w butach, to momentalnie podbiegły do siana, w którym się obudziły i tam kontynuowały swoje poszukiwania.
— Mam! — zawołała zwycięsko Evalyn.
Na twarzy Andromedy pojawiła się ulga, mimo że nie udało jej się znaleźć swojej własności. Ważne, że miały chociaż jedną różdżkę.
— Zacznijmy od przetransmutowania naszych ubrań — powiedziała spokojnie Evalyn, a druga dziewczyna kiwnęła głową. — A co potem?
Kuzynka zastanowiła się nad odpowiedzią, po czym odparła.
— Przedostaniemy się jakoś do Hogwartu. Tam na pewno nam ktoś pomoże.
Panny Black kiwnęły do siebie głowami, a następnie zostało rzucone zaklęcie. Niestety jego skutkiem było zniknięcie różdżki. Ich stroje były wyciągnięte ze średniowiecza, ale tutaj kończyły się plusy.
— Nie, nie, nie! — pisnęła Evalyn przerażona. — Gdzie ona do cholery jest?!
— Skąd ja mam to wiedzieć? — piekliła się Andromeda. — I co teraz?
Kuzynka podniosła na nią wzrok, w którym normalnie emocje były ukryte, ale tym razem wszystkie zostawiła na wierzchu. Była przerażona i zrozpaczona. Nie miała pojęcia, co będzie dalej.
— Teraz to mamy przejebane — powiedziała cienkim głosem po tym, jak usłyszały walnięcie w drzwi.
***
— Na Merlina, dlaczego muszę z tobą łazić? — warknęła Dorcas, nie obdarzając nawet wzrokiem swojego towarzysza.
— Bo nikt inny by z tobą nie wytrzymał, przyjmij ten fakt — odparł zirytowany Syriusz, który nagle, nie wiedzieć czemu, nabrał ochoty na Gargulską Flaszkę*.
— Dobra, zamknij się — syknęła, szturchając go mocno, na co chłopak się skrzywił. — Lepiej mi powiedz, jak wejdziemy do gniazda węży.
Jednak Łapa nie udzielił jej odpowiedzi, tylko szedł dalej korytarzem. Kazała mu być cicho, więc nie miał zamiaru łamać jej zakazu.
— Ogłuchłeś, Black?
— Miałem się zamknąć — odpowiedział z huncwockim uśmiechem, a w niej się zagotowało.
— Jesteś skończonym kretynem — westchnęła teatralnie Meadowes.
Black złapał się za serce, a drugą dłonią starł niewidzialne łzy z twarzy, udając przy tym totalne wzruszenie.
— Dziękuję, Meadowes — wyszeptał łamiącym się głosem. — Znam hasło do ich Pokoju Wspólnego.
Dorcas uniosła brwi.
— Niby skąd możesz je znać?
— Nie, no teraz mnie obrażasz — parsknął, kierując ich w stronę lochów.
Dziewczyna tylko pokręciła głową na jego głupotę, ale postanowiła za nim pójść. Kiedy stanęli pod ukrytym przejściem do twierdzy Ślizgonów, Syriusz spojrzał na nią z pewnym siebie uśmieszkiem.
— Czysta krew — powiedział, a Dorcas przewróciła oczami, bo mogła się tego spodziewać po tych oślizgłych maniakach.
Weszli do środka i o ile Łapa był wręcz znudzony, o tyle Meadowes rozglądała się z ciekawością po pomieszczeniu. Szczerze powiedziawszy, było tutaj bardzo ponuro i zimno, a na dodatek śmierdziało jej strasznie jeziorem i trutką na szczury. Może trochę przesadzała, ale miała ochotę dać nogę i zostawić tu tego gnojka na pastwę tych Ślizgonów.
— Oho, a czego tutaj szukają zdrajcy krwi? — usłyszeli jak zawsze zimny i kpiący głos Lucjusza Malfoy'a.
— To chyba nie twój interes, tleniony pawianie — odwarknęła Dorcas, robiąc krok w przód.
Twarz Lucjusza wykrzywiła się w grymasie wściekłości, a on sam wyciągnął różdżkę, na co Syriusz parsknął śmiechem. Co za idiota, pomyślał Black.
— Dobra, przejdźmy do konkretów, bo chcę stąd spadać — dodał swoje Łapa, a potem odetchnął pełną piersią i skrzywił się mocno. — Strasznie śmierdzi tu rybą. Nowe perfumy, Malfoy?
Blondyn, słysząc to, prychnął wściekle.
— A nie, to po prostu Smarkerus znowu się nie umył.
Snape, siedzący w fotelu na uboczu, momentalnie się spiął i wstał ze swojego miejsca.
— Odszczekaj to, Black! — wysyczał przez zaciśnięte zęby.
— Wybacz, ale nie zamierzam kłamać — Syriusz uśmiechnął się wrednie, a potem spojrzał na Zabiniego, który właśnie wszedł do Pokoju Wspólnego. — Czy moje kuzyneczki już się odnalazły?
Po tych słowach Gryfoni zostali obrzuceni wściekłym wzrokiem nie tylko przez troje wyżej wymienionych Ślizgonów, ale jeszcze dołączyły do nich panny Black.
— Mówiłam wam, że maczały w tym łapy te Gryfońskie ścierwa — warknęła Bellatrix. — Dręt...
— Expelliarmus — Dorcas, której kompletnie nie wzruszyło zachowanie dziewczyny, rzuciła zaklęcie. — Już nie bądź taka dramatyczna.
— Ty... — zaczęła, ale przerwał jej zirytowany Syriusz.
— Tak, tak, wiemy. Ty plugawa zdrajczynio krwii — przedrzeźnił ją. — To wiecie, gdzie one są czy nie? Bo mamy do nich mały interes.
Pięcioro Ślizgonów spojrzało po sobie, będąc w kompletnym szoku. Jeszcze chwilę temu mieli pewność, że w to wszystko zamieszani byli ci cholerni Gryfoni - zresztą jak zawsze.
— Nie wiemy — odpowiedział w końcu Zabini.
Tym razem to Dorcas i Syriusz rzucili sobie zdziwione i lekko przestraszone spojrzenia. Niemożliwe, Ślizgoni przyznający się do niewiedzy.
— Jak to nie wiecie?
— Czego nie rozumiesz w tak prostych słowach, Meadowes? — prychnęła zirytowana Narcyza, jednak jej wzrok pozostawał spokojny. — Nie, nie wiemy. Szukamy ich od rana, a one jakby zapadły się pod ziemię.
— Na gacie Merlina... — mruknął Łapa, zastanawiając się gorączkowo, nad tym, co teraz powinni zrobić. W końcu jednak wskazał na Edwarda. — Zabini, idziesz z nami!
Ciemnoskóry uniósł wysoko brwi i skrzyżował ręce na piersi. Co za bezczelny typ, pomyślał, patrząc z politowaniem na Huncwota.
— I co niby, twoim zdaniem, mnie przekona, żebym to zrobił? — zapytał obojętnie.
Syriusz chciał już odpowiedzieć, ale Dorcas weszła mu w słowo.
— Evalyn — odparła, obdarzając go identycznym spojrzeniem.
Zabini zaklął w duchu, bo oczywiście ta idiotka musi jak zwykle potrzebować jego pomocy i jak zwykle to ON musi lecieć, żeby ją ratować.
— Ta, prowadź — rzucił tym samym tonem.
***
— Nie no, teraz robicie sobie ze mnie jaja — warknął zdenerwowany Edward, patrząc wściekle na Gryfonów.
Znajdowali się w Pokoju Życzeń, a on został właśnie kolejną osobą wtajemniczoną w sytuację. Po tym jak dowiedzieli się od Lily o historii Rose, to uznali, że ten Ślizgon będzie najodpowiedniejszą osobą, która im może pomóc.
— Wyobraź sobie, Zabini — zaczęła już lekko podirytowana Lily. — Że pierwszy raz właśnie nie robimy sobie jaj!
Chłopak wybuchnął na te słowa ironicznym śmiechem.
— Czy ja wam wyglądam na idiotę?
— Czy mam odpowiadać na to pytanie? — prychnął Syriusz, na co Zabini posłał mu mordercze spojrzenie.
Black wzruszył tylko ramionami, mając go kompletnie gdzieś.
— I ja mam wam uwierzyć, że Evalyn i Andromeda złożyły jakąś chorą przysięgę z tymi tutaj, a potem one zniknęły, a ona jest w śpiączce?
Wszyscy gorliwie pokiwali głowami, a on zaczął się śmiać, bo to było cholernie absurdalne. On naprawdę rozumiał, że Gryfoni nie należą do specjalnie inteligentnych, ale nie sądził też, że są aż tak głupi. To chyba normalne, że on nie uwierzył im w ten stek bzdur.
— Czy wy siebie słyszycie? — parsknął, dalej będąc rozbawionym.
— Na jaja Godryka, wiem jak to brzmi — mówił dalej Syriusz. — Ale chyba wystarczającym dowodem jest to, że z tobą gadamy i że Ann leży na tym zasranym łóżku nieprzytomna.
To fakt, dziewczyna była w pewnego rodzaju śpiączce i miał tę pewność, ponieważ sam próbował ją odczarować znanymi mu zaklęciami. Uczniowie w ich wieku nie byliby w stanie tego zrobić, nawet taka kujonka jak ta pieprzona mugolaczka Evans.
— Dobra, powiedzmy, że wam wierzę — zaczął powoli, a oni patrzyli na niego z wyczekiwaniem. — To jaki jest plan?
Tym razem głos postanowiła zabrać Alice, która siedziała na krześle przy łóżku i trzymała Ann za rękę.
— Jak dobrze wiesz, celem przysięgi było ośmieszenie Bellatrix i Narcyzy. A ty nam w tym pomożesz — powiedziała prosto, a Zabini uniósł brwi.
Oni chyba nie myśleli, że on teraz odwróci się przeciwko swojemu domowi. Dobre żarty.
— No chyba was... — oni jednak nie dali mu dokończyć, co go niezmiernie zdenerwowało.
— Nie będziesz nic zrobił. Chcemy tylko informacji — rzucił Remus, widząc oburzenie Ślizgona.
I wtedy Ed zrozumiał, o co chodziło Gryfonom. Miał powiedzieć im w jaki sposób można najbardziej skompromitować panny Black. Tylko pytanie brzmiało - czy to nie byłaby zdrada względem Slytherinu? Ja tylko chcę pomóc Evalyn i Andromedzie, to chyba nic złego, pomyślał chłopak, uśmiechając się przy tym pod nosem.
— Mam już nawet pomysł — rzekł po dłuższej chwili ciszy, a oni spojrzeli na siebie z ulgą.
*mocny trunek czarodziejów, coś takiego jak u mugoli bimber
--------
Hej, kochani!
Jest rozdział tak, jak obiecałam. Mam nadzieję, że Wam się podoba, mimo że on taki "przejściowy", bo dopiero w następnym będzie się sporo działo.
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się kolejny. Na pewno nie będziecie musieli czekać roku, bo ostatnio łapie mnie wena, ale gorzej z czasem. Kończą się ferie i niestety powrót do szkoły.
Postaram się spiąć tyłek i dodać w miarę szybko.
Zapraszam do komentowania i dziękuję, że zostaliście, mimo braku odzewu z mojej strony.
Do następnego,
Wasz Zgredek.