piątek, 31 października 2014

Happy Halloween!



 Witam Was w ten mroczny wieczór. Właśnie otworzyłam swe oczyska i wyłoniłam się z trumny. Jestem wampirem, potrzebuję krwi, naprawdę dużo, całe litry. Pragnę wbić się w Twoją tętnicę i wypić z Ciebie całą krew. Potrzebuję krwi, pragnę jej, marzę o jej metalicznym zapachu, tym cudownym smaku i o bólu ofiary. Przez cały rok nie miałam okazji jej zasmakować, a teraz wiem, że gdy poczują krew w swoich ustach, to nie uda mi się powstrzymać. Tyle miliardów ludzie i tyle litrów krwi, chcę jej. Myślę, że wypiję tylko litr, ale to nie prawda. Chcę kurwa jej prosto z tętnicy, cieplutkiej i wiem, że na jednej się nie skończy.
 *Czy tylko mi się to wydało bardzo głupie?* Chciałam nadać temu przywitaniu trochę dramaturgi, bo kto by się nie nabrał, że jestem prawdziwym wampirem rodem Draculi? ^^


31 października - dla większości to po prostu Halloween. Jest to święto bardzo popularne w USA, Kanadzie, Wielkiej Brytanii i Irlandii. W Polsce jest to od niedawna, ale jest. O co chodzi w tym całym Halloween? Jest to związane z świętem zmarłych. Dzieci tego dnia przebierają się za wampiry, duchy, wilkołaki i inne potwory, a potem chodzą po domach i zbierają cukierki z typowym powiedzeniem "Cukierek albo psikus". Nastolatki i dorośli najczęściej robią imprezy tematyczne w swoich domach z tej okazji.




Głównym symbolem święta jest wydrążona i podświetlona od środka dynia z wyszczerbionymi zębami. Zawsze jak byłam dzieckiem, to chciałam uczestniczyć w zbieraniu cukierków, bo moja koleżanka, która przyjeżdżała w wakacje z Niemiec zawsze opowiadała mi jakie to jest fajne. Teraz wolałabym pójść właśnie na taką typową amerykańską imprezę halloweenową. Może i to cholernie dziecinne, ale kto powiedział, że taka nie jestem.





*Pff... To tylko myśli mugoli* Są ludzie, którzy tej daty nie wspominają dobrze, ale jednak dobrze. Co to znaczy? A to, że Lord Voldemort został tego dnia pokonany, a Świat Czarodziei uratowany. A dlaczego smutny? Ponieważ Lilyanne i James Potterowie stali się jego ostatnimi ofiarami. Mały Harry pokonał wielkiego i nieposkromionego Toma Marvolo Rieddle'a, ale stracił rodziców i stał się sierotą. My, czarodzieje, uznajemy tą datę za zwycięstwo dobra nad złem. Ja spoglądam na tą datę w kalendarzu ze smutkiem w oczach. Kurna, jak ja kocham Huncwotów! Za każdym razem, gdy w książce jest jakakolwiek wzmianka o nich, to zastanawia mnie co oni czuli, jacy byli i wściekam się, że jest o nich tak mało rzeczy. Ech, a Peter był taki okropny, zdradzając przyjaciół dla Voldemorta. Jak myślę o tym podłym, parszywym szczurze to mam ochotę rzucić w niego potrójną Avadą. Mimo że na tym blogu Peter jest dobry i nie zdradzi przyjaciół, to tamtego nie zapomnę, bo jeśli mnie by ktoś tak potraktował, to pewnie bym wybaczyła, ale nie zapomniała. Uwielbiam Huncwotów i Huncwotki i tak mi jest ich szkoda, bo wszyscy umarli i James, i Lily, i Syriusz, i Dorcas, i Remus, i Ann, i Peter, i Marlena, i Severus, i Regulus. Tylko dlaczego...? To wszystko przez Lorda Voldemorta, którego nigdy nie będzie w moim opowiadaniu. Będzie zło i te całe gówna związane z ciemnością, ale nie będzie Toma Rieddle'a. Chcę by postacie korzystali z życia, tak jakby go nie było. Młodzi ludzie, którzy kochali życie, które los pokarał śmiercią. Kocham ich wszystkich i ryczę za każdym razem, kiedy o nich czytam, bo to właśnie książki Królowej nauczyły mnie, co to miłość, przyjaźń, walka o dobro, zaufanie, wytrzymałość, dążenie do celu, a przede wszystkim chęć niesienia dobra, oddanie i wiara w lepsze jutro. Wstawiłam tu jedne z moich ulubionych filmików z Jilly, żebyście mogli się nacieszyć i rozpłynąć się w blasku zajebistości.

// Kolejny rozdział pojawi się raczej w weekend, a jeśli nie, to w następnym tygodniu.