piątek, 25 kwietnia 2014

4. " Agresywna Ann, Sweet Bitches się stały i gdzie tu pani widzi logikę?"

Głośno się śmiejąc wyszły z pociągu. Jak one się cieszyły, że wróciły do Hogwartu -do swojego drugiego domu. Tam zaczęło się wszystko... Początek ich przyjaźni, pierwsze miłości, złamane serca, kłótnie. Właśnie tu pierwszy raz zasmakowały wolności, ale także odpowiedzialności. To tutaj po raz pierwszy złapały kaca i obudziły się z jakimś chłopakiem na pół nagie. Właśnie w Hogwacie poczuły, że to ich miejsce. To tutaj się po raz pierwszy zbuntowały, zrobiły jakiś kawał. Były jak Huncwoci, tylko w lepszym wydaniu... Kochały to miejsce, czasami nawet bardziej niż własny dom. Każda miała jakieś problemy, a tutaj razem się dopełniały. To było wspaniałe uczucie i wiedziały, że nigdy o tym nie zapomną. Wszystkie były pewne, że te ostatnie trzy lata będą najlepszymi w ich życiu, a potem przyjdzie koniec i nic więcej nie będzie... Skończy się ta sielanka i wejdą w prawdziwe, dorosłe życie. Nawet jeśli starały się o tym nie myśleć, to w ich głowach była ta myśl, że nie będą się już tak często spotykać. Nawet jeśli nie chciały, to myślały o przyszłości i dopadało je, to, że teraz jest naprawdę cudownie. Szły do powozu zaprzężonego przez Testrale, dwie z nich je widziały. Weszły do środka, nadal się śmiejąc.
— Ej, gdzie ci idioci? — zapytała z uśmiechem Dorcas. — Jeszcze przed chwilą tu byli.
— Kto tam ich wie! — zaśmiała się głośno Lily, kładąc głowę na ramieniu przyjaciółki. — Dori? Co to było w pociągu?
— Ale co masz na myśli? — dziewczyna udawała, że nie wie o co chodzi.
— Weź mnie nie denerwuj! Prawie całowałaś się z Blackiem! — warknęła Evans. Jak ona nie znosi, gdy nie mówi się jej prawdy.
— Zaczęłam realizować plan. A ty mi lepiej powiedz... Co to było z Potterem? — zapytała z wielkim uśmiechem dziewczyna.
— A co miało być? Zadanie — powiedziała zirytowana Lily.
— Taaa, jasne... — mruknęła z figlarnym uśmieszkiem Merlena.
— O co wam do cholery jasnej chodzi?! Przecież ja go nienawidzę! — warknęła dziewczyna. Nie kłamała, ona naprawdę go nie znosiła.
— Oczywiście. Tak, tak. Wierzymy ci Lileńko!
— Co was na Merlina wzięło?! Dziewczyny, to co się wydarzyło nie miało żadnego znaczenia! Musiałam to zrobić, nie pamiętacie? Jeśli bym się w nim zakochała, albo chociaż polubiła, to bym wam o tym powiedziała! — warknęła Evansówna, posyłając im zimne spojrzenie.
— Dobrze, już, dobrze! — zawołała Dorcas, nadal się uśmiechając. — My tylko żartujemy, słońce. Ruda! Ty go nienawidzisz i on ciebie też, więc co się tak rzucasz?
— Bo mnie to denerwuje. Wmawiacie mi to czego nie ma! — mówiła dalej obrażona.
— Chyba ktoś tu ma trudne dni... — mruknęła Marlena.
Na te słowa, Ann parsknęła w rękaw swojej szaty, a Lily dała przyjaciółce kuksańca w bok.
— Czy mi się wydaje, czy ktoś tutaj za dużo pije Ognistej? — zastanowiła się na głos rudowłosa.
McKinnon wybuchła perlistym śmiechem.
— Co prawda, to prawda! — zawołała wesoło, posyłając przyjaciółce figlarny uśmiech. — Ale ja szybko wytrzeźwieję, a twoje normalnienie będzie trwało trochę dłużej.
— Aleś ty wredna, a mówią, że to ja jestem Wredotą Roku w Hogwarcie! — zaśmiała się Ruda.
— Może i jestem mądra, ale o co chodzi? — zapytała zaskoczona Ann.
— Sweet Bitches* się stały! — pisnęła rozradowana Meadowes.
— Aaa! Już kumam — powiedziała bardzo mądrze dziewczyna. — I one śmiały się to powiedzieć? Niech ja je tylko zobaczę, to wygarnę im wszystko co o nich myślę...
— Masz teraz okazję, słońce... — Marlena zdążyła tylko tyle powiedzieć.
Gdy wysiadły z powozu podeszły do nich trzy blondynki. Wszystkie były ubrane w krótkie czarne miniówy, czerwone koszulki z głębokim dekoltem i dwudziestocentymetrowe szpilki w tym samym kolorze. Miały bardzo wyzywający i mocny makijaż i pełno bransoletek na rękach.
— O, kogo my tu mamy? — zapytała najwyższa z nich - Ronnie, przystawiając rękę do ust. — Ruda szmata, dziwka Meadowes, Cnotka - Niewydymka Ann i puszczalska McKinnon.
Jej dwie przyjaciółki zaczęły głośno chichotać, a potem stało się coś czego żadna z nich wszystkich się nie spodziewała - Lorenh spoliczkowała Cruel.
— Ty ścierwo! Jak śmiesz obrażać moje przyjaciółki?! Aż tak ci brak czyjegoś łóżka, że odzywasz się do normalnych ludzi? Jak byś nie zauważyła, to wy macie sylikonowe cycki, tonę makijażu na gębie, kilometrowe tipsy i ubieracie się jak dziwki. Poza tym bardzo mi miło, że znasz moje imię, ale tylko przyjaciele mówią do mnie "Ann". Dla innych jestem Annabell. A teraz spieprzaj stąd za nim wytłumaczę ci to ręcznie!
— Za wysokie progi na twoje nogi! — prychnęła tylko, nadal zaskoczona Ronnie.
— To chyba będę musiała położyć się na ziemię! — zaśmiała się zimno Ann i poklepała blondynkę po policzku. — Aleś ty żałosna, Cruel.
— Jak śmiesz, wywłoko?! — krzyknęła, sprowadzając tym samym uwagę innych uczniów.
— Ronnie, słońce, zjedz Czekoladową Żabę, bo zaczynasz strasznie gwiazdorzyć! — powiedziała to z tak słodkim uśmiechem, że połowa chłopaków, którzy na to patrzyli, zrobiło maślane oczka.
— A ty przyczep sobie kłódkę do gaci, bo taka puszczalska, to na każdym kroku musi je ściągać! ­— zaśmiała się, a na jej twarzy wykwitł perfidny uśmieszek.
— To zastanów się czy jestem dziwką czy Sztywną Dziewicą Panią Prefekt!
— Może czymś pomiędzy...? A teraz odejdź stąd!
— To ty się przywlekłaś, więc ty stąd odejdziesz albo ci w tym pomogę — mówiąc to popchnęła blondynkę, a ta potem odeszła z dumnie uniesioną głową wraz ze swoją świtą.
Ann otoczyły jej przyjaciółki i wszystkie wybuchły niekontrolowanym śmiechem.
— To było mistrzowskie! — zawołała Dorcas, a Sweet Bitches spojrzały na nią z pogardą.
— Genialne!
— Ale jej dowaliłaś!
— Żebyś widziała jej minę!
— Widziałam jej minę! — wyszczerzyła się Lorenh. — A wiecie co było w tym najlepsze?
Dziewczyny spojrzały na nią z jeszcze większym zaciekawieniem.
— No mów! — ponagliła ją Meadowes.
— Że... — ktoś jej przerwał.
— Nie zaczyna się zdania od "że"! — powiedziała zirytowana Marlena.
— Chcesz usłyszeć? — kiedy jej przyjaciółka kiwnęła głową, Ann kontynuowała. — To siedź cicho, kochana. A więc... NIE PRZERYWAJ MI, MARLENO! — Dziewczyna mruknęła coś w stylu "wcale nie miałam zamiaru". — Ta wredota sama odeszła i do tego mogłam jej obić tą plastikową twarzyczkę!
— Masz rację. To było zajebiste i ten tekst z reklamy Czekoladowych Żab! — zawołała zadowolona Alicja.
— Szczerze? Cholernie mnie zaskoczyłaś, ale miny tych idiotek były jeszcze lepsze! Wyglądały jakby w nie piorun trzasnął i z rozdziawionymi gębami czekały na zbawienie — powiedziała z wesołym uśmiechem Lily.
— Tak wiem... Nie powinnam się tak zachować i na nie naskoczyć, ale to gromadziło się we mnie przez ten cały czas. Ja jeszcze nigdy nie użyłam tylu wulgaryzmów w tak krótkiej wypowiedzi, zwykle to było proste "idiotka" czy "szmata", ale nigdy jeszcze nie jechałam po nich tak mocno. Teraz pewnie myślicie, że to inna Ann i że się zmieniłem, ale to mi się chyba podoba... — Ann naprawdę było teraz wstyd za jej zachowanie.
— Co ty pieprzysz dziewczyno?! To było GE-NIA-LNE!
— Dorcas, nie pocieszaj mnie.
— Wcale nie mam zamiaru. Dlaczego w ogóle miałabym to zrobić? Przecież, to dzisiaj jest ten legendarny dzień, w którym Annabell Ann Mądrala Lorenh pierwszorzędna i poukładana Pani Prefekt dowaliła i postawiła się tym kretynkom!
Na te słowa, dziewczyna cicho się zaśmiała.
— Masz rację, Dor. Nikt już nigdy więcej nie nazwie mnie Mądralińską Panią Prefekt! Rzucam tę robotę! — zawołała radośnie, a przyjaciółki spojrzały na nią z przerażeniem.
— Ann, nie o to mi chodziło!
— Przecież wiem! Aż tak ze mną nie jest źle, żeby rezygnować z bycia Prefektem — prychnęła i przy tym zabawnie zmarszczyła nosek.
— A ja myślałam...
— Dorcas Meadowes myśli?! - zapytała, udając cholernie zaskoczoną. — To ona w ogóle ma mózg?!
— Ha ha ha! Bardzo śmieszne! — zawołała z przekąsem.
— Ale prawdziwe... — mruknęła z wielkim uśmiechem Ann.
— Osz ty!
— Co, słoneczko?
— Ja ci dam "słoneczko", ale na dupie!
— Weź, bo zaczynam się ciebie bać, Czarnulku!
— To wy się tu kłóćcie, a my pójdziemy do Hogwartu. Na Ceremonię Przydziału — powiedziała Lily, dobrze wiedząc co się teraz stanie.
— Prawie bym zapomniała! Och, muszę lecieć! Gdzie jest Remus jak go trzeba?! No to McGonagall mnie zabije! Mięliśmy odprowadzić pierwszorocznych do Hogwartu, bo Hagrida dzisiaj nie będzie! Wyjechał na jakieś wakacje, czy coś... — gadała jak nakręcona, chodząc dookoła nich.
— Ej, ej, ej! Spokojnie, bo dziurę nam tu wykopiesz! — zaśmiała się Marlena i złapała przyjaciółkę za ramię. — Remus już wszystko załatwił, a Ruda tylko przypomniała, że jesteśmy już w HOGWARCIE!
— Nie piszcz tak dziewczyno, bo zaraz tu się jakieś robactwa nazlatują! — powiedziała Alicja i zatkała sobie uszy.
— Nazlatują? — Dorcas uniosła do góry jedną brew. — A nie przylecą? Alie, myślałam, że kto jak kto, ale ty myślisz...
— Bo myślę! — oburzyła się dziewczyna, ale się uśmiechnęła. — Już człowiek nawet nie może się pomylić, bo panna Meadowews już wychodzi z gębą!
— Ej! Wcale nie!
— Wy się lepiej zamknijcie i chodźcie w końcu na tą zasraną ceremonię, bo McGonagall odejmie nam punkty na poczekaniu! — warknęła zirytowana Evans.
— Okej... — mruknęły w tym samym momencie, a potem się zaśmiały.
Rozejrzały się dookoła. Nikogo oprócz nich już nie było, tylko one stały przed wrotami do zamku. Z uśmiechami na twarzach weszły do środka, a potem skierowały się w stronę Wielkiej Sali. Niestety przed wejściem stał Severus Snape, który od razu podbiegł do Lily.
Jakie to żałosne… Niech on się w końcu ode mnie odwali!
— Cześć, Lily. Ja wiem, że ty nie chcesz ze mną rozmawiać, bo cię strasznie zraniłem i straciłem twoje zaufanie, ale… — Dziewczyna nie dała mu dokończyć.
— Idź stąd, Snape, bo śmierdzi… — mruknęła i razem z dziewczynami przeszła obojętnie obok niego i weszły do sali. — A! — zawołała i odwróciła się w jego stronę. — I nie odzywaj się do mnie.
— Ja tu kolejny raz chcę cię przeprosić, a ty jesteś do mnie tak nastawiona! — warknął i spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
— Ale ja nie potrzebuję twoich przeprosin. Jesteś żałosny i zaczynasz mnie nudzić. Ciągle tylko „Przepraszam, Lily” „Tak mi przykro, Lily” „Wybacz, Lily”… Wesz jakie to nudne? Bla, bla, bla. To już chyba wsadzić łeb w kibel i spuścić wodę, bo to jest bardziej ciekawe niż twoje ględzenie! — powiedziała zirytowana Evans i poszła zająć swoje miejsce przy stole.
Rozejrzała się w poszukiwaniu Syriusza, tylko on umiał ją w takich sytuacjach pocieszyć. Niestety, nie było go, z resztą nie było żadnego z Huncwotów. Lily już wiedziała co się święci, a na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.
No to będzie przedstawienie!
Do WS weszła profesor McGonagall z przestraszonymi pierwszoroczniakami. Na stołku stała już Tiara Przydziału i otwierała już ”usta” z cwanym uśmieszkiem.


My to Huncwoci.
Lubimy się psocić.
Po to właśnie tu jesteśmy,
By was bawić no i śmieszyć.
Irytka uwielbiamy. 
Filcha do szału doprowadzamy.
Wszystko dla nas możliwe jest
 i pani Noriss o tym wie!
Ognista to dla nas zbawienie,
 A impreza zabawieniem.
 Ślizgoni zawsze z drogi spieprzają,
Bo wiedzą, że nas do szału doprowadzają.
Dumbledore nas uwielbia, prawie tak jak Dropsy.
Za to McGonagall ze zdenerwowanie właśnie wyrywa sobie włosy.
 Tylko nie punkty pani profesor,
Możemy zamiast tego dostać karę mycia sedesów.
Jednak prosimy, błagamy, by nie dostać kary!
Nie będziemy robić kawałów przez miesiąc!
Oczywiście żartujemy, bo my w śmiechu się kąpiemy.
Dziewczyny teraz nas pokochają…
Tylko niech od Remiego z dala się trzymają.
Ann wam wtedy tak naklepie, że nie chcemy być w waszej czerepie!
Nasz kochany Frank z uśmiechem, kąpie się w bagiennej rzece!
Peterek cicho siedzi, bo ma dla was dobre wieści.
Nasz wspaniały Casanova załatwił schabowe na obiad.
Potter załamuje ręce i patrzy na nas w udręce.
Pewnie myśli jak znowu pocałować Rudą,
Która jest zgrabną dupą.
Teraz pewnie dostaniemy od niej w łeb,
Ale to nasze zadanie.
Rozweselenie po wojnie ze Smarkiem.
Tylko nie boczcie się dziewczyny…
O was też coś wspomnimy.
Te pięć lasek co tam siedzi, to Huncwotki drogie dzieci!
Bójcie się teraz, bo w tym roku pomogą nam wyrzucać śmieci!
Mowa tu o Ślizgonach, hogwardzkich potworach.
Nie obejdzie się od szlabanów, a punkty też pójdą w dół.
Nie martwcie się jednak, bo panna Perfekt Agresywna 
wszystko odrobi i niczyja to nie będzie wina.
Strzeżcie się Smarki i Tlenione Małpy,
Bo w tym roku będziecie martwi!
Wy też się bójcie dziewczyny…
Bo ten rok będzie dla was inny.
Huncwotki z cienia wyjdą, każdy wam to powie
I zawrócą wszystkim chłopakom w głowie.
Zaczyna się rok wariowania i rozbawiania.
Huncwoci i Huncwotki połączyli siły 
I w jedną drużynę się złączyli.
Ślizgonów serdeczniej pozdrawiamy i kija im w dupy właśnie wkładamy!
Bez ryzyka nie ma zabawy, tak bardzo często powiadamy.


Huncwoci, po odstawieniu dziwnego tańca i gestykulowania na środku WS, ukłonili się i zajęli miejsca z wielkimi uśmiechami. Nagle na męskiej części Ślizgonach i ich stole w magiczny sposób pojawił się kisiel.
— To tak na zachęcenie i rozruszanie! — zawołał z wesołym uśmiechem Syriusz, a wszyscy wybuchli głośnym śmiechem. Wszyscy z wyjątkiem Ślizgonów i nauczycieli, no może profesor Dumbledore cicho chichotał w puchar.
— Huncwoci w moim gabinecie, po uczcie! — powiedziała tonem nie znający sprzeciwu, choć dało się doszukać krzty rozbawienia. — I Huncwotki też.
Dziewczyny myślały, że rozszarpią tych idiotów. Jakie do cholery Huncwotki? Co to miało w ogóle być? I jeszcze mają przez to kłopoty?! Zdenerwowana Lily nie wytrzymała.
— A dlaczego my? — zawołała z figlarnym uśmieszkiem.
— Bo złączyliście się w jedną drużynę z nimi — odpowiedziała Minewra takim tonem, jakby to było wiadome od razu.
— Ale to oni tańczyli, to oni mówili o nas. Kobieto, gdzie ty tu widzisz logikę? — warknęła Dorcas. — Gdzie ty tu widzisz w ogóle naszą ingerencję?
Potter i Black nie wytrzymali już i wybuchli głośnym śmiechem. Nie spodziewali się, że im też się dostanie. To miała być tylko propozycja, ale teraz nie było odwrotu. McGonagall wypowiedziała im wojnę, a one się nigdy nie poddają i oni to wiedzieli.
— Meadowes, trochę szacunku do nauczyciela! — krzyknęła profesorka. — Nie wydaję mi się, żebyśmy przeszły na „ty”, więc nadal wymagam od ciebie byś odzywała się do mnie per „pani”.
— Tego samego oczekuję z pani strony — odpowiedziała zimno dziewczyna. Jak ona nie znosi, kiedy się jej rozkazuje! 
— Panno Meadowes! — zawołała oburzona. — Bez żadnego „ale” macie przyjść do mojego gabinetu i nie obchodzi mnie co panienka o tym sądzi!
— No to ma pani problem, bo ja nie przyjdę! — powiedziała z dumnie uniesioną głową i posyłając nauczycielce wyzywające spojrzenie.
— Przyjdziesz. Czy ci się to podoba czy nie. Poza tym odejmuję 15 punktów twojemu domowi za obrażanie i sprzeciwianie mi się.
— Pani jest jakaś nienormalna! — warknęła dziewczyna, a potem wyszła z WS, kręcąc tyłkiem.
— Po tym, jakże dziecinnym przedstawieniu… — Ktoś jej przerwał.
— W którym pani brała udział! — zirytowała się panna Evans. Nikt nie będzie obrażał jej przyjaciół. — Przypominam pani, że trochę szacunku uczniom też się należy.
— Teraz pani zaczyna? — zapytała podenerwowana Mistrzyni Transmutacji.
— Tak! — pisnęła z uśmiechem, ale wyraźną kpiną.
— To może od razu odejmę 15 punktów… — Znowu jej przerwano.
— Nie uważa pani, że bezpodstawne odejmowanie punktów, to przesada?
— Panno Lorenh! Myślałam, że kto jak kto, ale ty umiesz się zachować.
— A ja myślałam, że pani nie obraża swoich uczniów.
— Przesadziła panienka — powiedziała lekko zmieszana.
— Nie wydaje mi się. Może mi pani powie, że to co pani robi jest dobre? — zakpiła. Ta kobieta coraz bardziej działała jej na nerwy.
Chyba zrobiłam sobie dzisiaj Dzień Szczerości. Ktoś jeszcze chętny naprawdę? Błagam, tyko ty Remusie tu nie podchodź!
— Tak, to jest dobre! Nie dam tak bezkarnie podważać mojego autorytetu! — powiedziała opanowana, chociaż coś w niej wrzało.
— Jeszcze uważa pani, że kłamię? — zapytała i nie czekając na odpowiedź, wyszła z Wielkiej Sali.
— I co pani narobiła? — kolejny atak ze strony Lily.
— No właśnie nie! Nie wiem co się z wami dziewczynki dzieje. Zawiodłam się na was. Zawsze takie poukładane, grzeczne i mądre… A teraz? — zagrzmiała, a w jej oczach tlił się zawód.
— Pani twierdzi, że jesteśmy głupie i niewarte?! — zawołały w tym samym momencie oburzone panny Evans i McKinnon, a potem opuściły WS.
— Jak pani śmie?! — Alicja również nie miała zamiaru przebywać dłużej w Wielkiej Sali.
Kobieta głośno odchrząknęła i zaczęła ceremonię, a gdy skończyła, odezwał się dyrektor, który nadal miał lekki uśmiech.
— Witam was w Hogwarcie! Jak zawsze godnie przywitali nas Huncwoci, a teraz dodatkowo Huncwotki i Tiara Przydziału. Potem małe przedstawienie, a na sam koniec przyjęcie pierwszorocznych do domów. Jak co roku wstęp do Zakazanego Lasu jest absolutnie zakazany. Proszę też w imieniu profesor Sprout, żebyście nie niszczyli Wierzby Bijącej, bo jest naprawdę uroczym drzewem. Posadę nauczyciela zajmującego się Obroną Przeciw Czarnym Mocą zajmie w tym roku profesor Loren Ertquike. Zaszczyt bycia Prefektami Naczelnymi mają… -Profesor Dumbledore zrobił chwilę przerwy. —… Remus John Lupin i Agresywna Ann Lorenh!
— Remi! Remi! Remi! — Huncwoci i Frank zaczęli podrzucać Lupina. — Remi! Remi!
Dyrektora tak rozbawił wygłup chłopaków, że zakrztusił się sokiem dyniowym, który właśnie popijał.

~*~

— Serio jej tak dowaliłyście? — zapytała podekscytowana Dorcas. Zawsze to ona stawiała się wszystkim profesorom, tylko do Dumbledore’a miała wielki szacunek, a teraz jej przyjaciółki.
Moja krew! Normalnie muszę zapisać to w kalendarzu i postawić im butelkę Ognistej!
— Nie na niby! — zironizowała Lily z wielkim uśmiechem.  — Żebyś widziała jej minę! Normalnie jakby ducha zobaczyła…— Dziewczyny uniosły jedną brew. — No w świecie mugoli się tak mówi.
— Ale, że nawet Ann? — nie dowierzała brunetka.
— Tak, a bo co?
— Nic, słońce. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do twojej diabelskiej zmiany! — wyszczerzyła się dziewczyna.
— Takie to dziwne, nie? Nie uwierzysz, ale ta moja jak ty to mówisz „zmiana”, to chyba tylko dzisiaj! — Ann również się uśmiechnęła.
— Ja tam lubię twoje każde wydanie. Czy wredna jak diabeł czy dobra jak anioł.
— Jaka z ciebie poetka, Alie!
— Nie? — zaśmiała się blondynka z szerokim uśmiechem.
— I tak chciałabym widzieć jej minę… — rozmarzyła się Meadowes.
— Kogo?
— Mary, coraz bardziej wątpię, że ty myślisz… No jak to kogo? McGonagall! Widzieć jak ona się na was wkurza, to istny cud!
— Czarna, jaka ty jesteś wredna! — zaśmiała się Ann.
— Ty nie chcesz widzieć mnie wrednej, kotku — wyszeptała z szyderczym uśmiechem.
— Weź mnie nie strasz! Przecież to ja jestem Hogwardzką Wredotą! — naburmuszyła się Lily i skrzyżowała ręce na piersi.
— Oj, no! Przecież żartuję, nie zabiorę ci tego miana! — wytłumaczyła się szybko z jeszcze większy uśmiechem. — Ani nie zabiorę Ann miana Agresywnej.
— I dzięki Bogu, słońce! — pisnęła uradowana dziewczyna.
— Od kiedy my w ogóle jesteśmy jakimiś Huncwotkami? — wybuchła nagle Evans. — My się nienawidzimy! Znaczy ja nienawidzę Pottera, a Dorcas Łapy…
— A może oni chcą to zmienić… — odparła Ann z olśniewającym uśmiechem.
— Ann… Remi już dawno jest twój! — powiedziała z politowaniem Meadowes. — Musimy się na nich zemścić za to wrobienie i ja już mam pomysł!
— Co robimy, siostro? — zapytała z figlarnym uśmieszkiem Ruda, a w jej oczach były iskierki podniecenia.
— Kawał, siostrzyczko.
— Już mi się podoba! — powiedziały w tym samym momencie, a potem wrednie się zaśmiały.
— Huncwotki muszą zaistnieć, czyż nie? — zapytała ze słodkim uśmiechem Marlena.
— Dzisiaj w nocy przed dwunastą zaczynamy akcję o nazwie „Kobiece Farbowanie” — zaśmiała się cicho Dorcas, a reszta kiwnęła głowami z uśmiechami.
Nagle usłyszały krzyki dochodzące z WS.
— Remi! Remi! Remi! Remi! Remi!
Meadowes zaśmiała się głośno, a jej perlisty śmiech odbił się echem po korytarzu.
— Albo dał im alkohol, albo chcą go zabić! — powiedziała z wesołymi iskierkami w oczach.
— Wchodzimy tam! — zawołała ochoczo Lily, a przyjaciółki spojrzały na nią jak na kosmitkę. — Nasz kochany Lupinek ma jeszcze zadanie do wykonania!
Na to stwierdzenie dziewczyny pokiwały ochoczo głowami, a Rudowłosa dodała:
— Wchodzimy tam dumnie, ale zobojętniałe i z urażonym wzrokiem spoglądamy na McSztywną, a potem siadamy i dowiadujemy się o co chodzi!
— Dobra! — zgodziły się i Dorcas otworzyła wrota do WS.
Kiedy weszły do środka inni zaczynali już jeść, a one zrobiły jak mówiła, a gdy ich wzrok powędrował w stronę opiekunki domu i zobaczyły to przepraszające spojrzenie, to omal nie zaczęły się śmiać. One nie były wcale na nią złe, ale chciały pokazać, że wcale nic złego nie zrobiły. Usiadły przy swoim stole i od razu napotkały rozbawione spojrzenie tych stalowo-błękitnych i orzechowych tęczówek.
— Co się tak darliście? W całej szkole was słychać — zagadnęła Alicja.
— Nasz Remi jest Prefektem Naczelnym, a my się tak cieszymy, że nasz chłopiec dorasta! — powiedział Syriusz i otarł niewidzialną łzę.
— A kto jest drugim Prefektem Naczelnym? — zapytała z zainteresowaniem Ann.
Black chciał coś powiedzieć, ale Potter kopnął go pod stołem, więc udał, że kaszle.
— Evans — powiedział z lekkim uśmiechem James, wkładając do buzi kawałek ziemniaka.
— CO?! — krzyknęła na całą salę, krztusząc się sokiem.
— Też się zdziwiłem, no bo… Ty i Prefekt? A potem Łapa na Ministra Magii — zakpił Czarnowłosy z ironicznym uśmiechem.
— Ej! — zawołał oburzony Black.
— Spokojnie, Łapciu… Po Syriuszu spodziewałabym się tego o wiele szybciej niż po tobie, Potter — odpowiedziała z przesłodzonym uśmiechem.
— Masz rację, Evans… Ja jednak po tobie nie spodziewałbym się nawet tego — szydził dalej. — Przecież ty na miotle dobrze usiąść nie umiesz.
— A założymy się? — zapytała z kpiącym uśmiechem.
— O co?
— O to, że dostanę się do drużyny - będę Ścigającą. Jeśli wygram, to dostaję od ciebie butelkę Ognistej Whisky i dziesięć butelek Kremowego Piwa, a jeśli przegram… — przerwała, by się zastanowić. — …pocałuję cię.
I nagle dotarło do niej co powiedziała i wytrzeszczyła oczy. Z przerażeniem spojrzała na szczerzącego się Pottera i równie przerażone jak ona przyjaciółki.
— A jeśli, to ja wygram – co dostanę? — zapytał z cwanym uśmieszkiem na twarzy.
— To ci w zupełności wystarczy, kretynie — syknęła.
— Aż tak ci się podobało, Evans? — zapytał z flirciarskim uśmiechem, ale po chwili powiedział. — Zgoda!
— No to mamy już alkoholik dla nas wszystkich! — wyszczerzyła się — A ty Remi masz zadanie do wykonania!
— Myślałem, że zapomnisz… — mruknął z rezygnacją.
— Ja?
— No dobra, dobra… Ale nie mogę jutro? — spojrzał na wszystkich błagalnie.
— Nie! — zawołali.
Jaka zgodność! Żeby czasami piorun „niechcący” ich nie strzelił.
­— Ale ja nie mam kwiatów i pierścionka! — wyszczerzył się.
— A to nie problem — powiedziała Evans i z uśmiechem wyczarowała bukiet czerwonych róż i plastikowe pierścionki.
— Ale kwiaty nie powinny być białe? — Chłopak chłapał się ostatniej deski ratunku.
— Idź już do cholery! — warknęła Marlena.
— Dobra, już, dobra… — mruknął.
Chłopak wziął do ręki kwiaty i pudełeczko, a potem podszedł z ogromnym uśmiechem do stołu Ślizgonów. Padł przed zaskoczonym Snapem na kolana.
— Sev, ja wiem, że ty chcesz się ukrywać, ale ja dłużej tak nie mogę. Rozumiesz? Pragnienie i pożądanie niszczy mnie od środka. Niech cały świat wie, że ja Remus John Lupin kocham cię bezgranicznie i nie mogę bez ciebie żyć! — wołał z uczuciem, a gdy zobaczył przerażoną minę Smarka, to ledwo powstrzymywał się od śmiechu. Wyciągnął rękę z otwartym pudełkiem. — Wyjdziesz za mnie, skarbie?
 Jego przyjaciele, którzy od początku powstrzymywali śmiech – nie wytrzymali. Było ich słychać w całym Hogwarcie, Hogsmade i Bóg wie gdzie jeszcze. Syriusz cały czerwony na twarzy spadł z ławki i trząsł się cały na ziemi. Obok niego po chwili pojawiła się załzawiona Lily. James i Dorcas leżeli na stole i walili rękami o blat. Peter i Marlena wylądowali pod stołem głośno rechocząc, a Ann ledwo co trzymała się na ławce. Uczniowie i nauczyciele, którzy dotąd patrzyli na to z przestrachem, a nawet obrzydzeniem, teraz śmiali się głośno, wiedząc, że to żart. Remus tez już nie wytrzymywał. Wsadził szybko pierścionek na palec Severusa, mocno go uścisnął i wrzasnął na całą salę:
— TEŻ CIĘ KOCHAM, MÓJ MYSIU - PYSIU!
Potem zaczął się głośno śmiać, że aż przewrócił się na ziemię. I tak właśnie zakończyła się Uczta Powitalna, ale to nie koniec atrakcji na dziś, a może raczej na jutro. Niejakie Huncwotki w głowach miały teraz świetny plan, który miał rozbawić całą szkołę.

Sweet Bitches* — są to trzy dziewczyny, które nienawidzą się z Huncwotkami. Wymyśliłam je na potrzeby bloga i są to w stu procentach postacie wymyślone przeze mnie. Ich nienawiść zaczęła się już na pierwszym roku, a że mają dormitoria położone bardzo blisko siebie, to nie znoszą się jeszcze bardziej. Te dziewczyny namącą trochę w życiu Ann, Alicji, Marleny, Dorcas i Lily. Nie bójcie się… Też ich nie lubię :)

--------------------

No hej skrzaty! :*
To chyba najdłuższy rozdział na tym blogu i czuję się dumna. Trochę się działo nie?
Rozdział za tydzień i czy tylko ja nie mogę doczekać się tej zemsty? :D
Dziękuję za komentarze, za wyświetlenia, za to, że jesteście <3

Zgredek ♥

niedziela, 13 kwietnia 2014

3. "Magiczne pióro i magiczne uczucie..."

Szła korytarzem, a na jej twarzy malowało się rozdrażnienie. Szukała tego pomieszczenia, które znalazła dwa lata temu, gdy była roztrzęsiona po skończonej przyjaźni ze Snape'm. Teraz już biegła i sama nie wiedziała kiedy wyciągnęła swój pamiętnik z kieszeni. Pierwszy raz od tamtego zdarzenia go wyciągnęła i dobrze wiedziała, że szybko nie wyjdzie z tego pokoiku. Z bezsilności pomyślała, że chciałaby się tam znaleźć i nagle przed jej oczami pojawiły się drzwi, a ją wmurowało w ziemię.
Jak do cholery...?
Była bardzo zdziwiona, ale to nie powstrzymało jej przed wejściem do środka. Gdy zamknęła drzwi rozejrzała się dookoła, było tutaj inaczej niż zapamiętała. W ogóle wszystko było inne... Ostatnio ściany były w odcieniu błękitu - teraz czerwieni, stało wielkie łóżko, okno i paczka niekończących się chusteczek -teraz bujane krzesło z puchowym kocem, kominek i balkon.
Jak Pokój Życzeń...
Usiadła na fotelu i wyczarowała sobie butelkę kremowego piwa. Uwielbiała to ciepło, które ropływało się po jej ciele, gdy brała choćby łyk. Nie było jej zimno, więc zrzuciła go na ziemię. Zdenerwowana otworzyła pamiętnik na piątej stronie, warto by było dodać, że zapisała je podczas ostatniej wizyty w Marzelni Zachcianek (tak nazwała to pomieszczenie i miała w dupie czy ktoś to skrytykuje czy nie). Wyciągnęła magiczne pióro, które zapisuje myśli. (z pierwszymi słowami pióro zaczęło pisać).

Dostałam je kiedyś od mugoskiego przyjaciela, który jest teraz w Los Angeles i ma pewnie mnie głęboko w dupie. Nie odezwał się ani słowem i to boli najbardziej. Niby przyjaciel, a gdy już wyjedzie, to nic. Żadnego słowa. Nawet głupiego listu. Nic. Tak jakby zapadł się pod ziemię i siedział tam ślepy pod jakimś kocem. Tak zawsze mówił mój tata. Jeśli ktoś nie pisze, to musi mieć powód. Taak? To dlaczego ten idiota nie odezwał się słowem przez te trzy powalone lata, gdy ja tak na to czekałam? Dlaczego nie napisał chociaż jednego zdania? "Jestem, żyję, tęsknię". Tyle by wystarczyło. Tylko nie, bo po co? To wcale nie jest ważne dla głupiej i bezuczuciowej Lily! Na pewno się cieszę, że mój najlepszy przyjaciel ma mnie w dupie, bo znalazł sobie lepszych kumpli. Gdybym ja go tylko spotkała! Ooo! By miał tak przesrane, że nikt by go nie obronił! Chyba pierwsze co bym zrobiła, to byłoby piźnięcie z otwartej łapy w tą głupią mordę. Nie... To by było takie brutalne. Tylko czemu mi się to podoba? Taa... Miałam tu ci się zwierzać z pocałunku z Potterem, a marnuję swój mózg na pisanie o Kevinie. On już nie wróci i czas o nim zapomnieć, Lily. No i jeszcze gadam do siebie! Cóż za ironia losu. A wróćmy do Pottera. Ta idiotka, która uważa się za moją przyjaciółkę wymyśliła żebyśmy pograli sobie w butelkę. Ogarniasz to?! Żebyś wiedział co muszę odwalić Luniak! Byś się posikał ze śmiechu! Zresztą ja dopiero będę sikać... Ja i Ann mamy zadanko u Slughorna. To może być cieekawe! Potem Czarna dostała bardzo fajne zadanie, by... Powiedzieć coś sprośnego do Syriusza. No i się jej udało! Spiął się i zmieszał. SYRIUSZ! On nigdy się tak nie zachowuje! Ale wiesz co? Może Dorcas naprawdę uda się zdobyć tego idiotę. Znaczy mojego przyjaciela... Eee tam! To jedno i to samo. Nie myśl sobie pamiętniku, że jestem jakaś nienormalna i obrażam przyjaciół, ale my tak dla jaj do siebie mówimy. Teraz dojadę do tego najgorszego? Może najlepszego... Czy ja to serio powiedziałam?! Nie. Nie. Nie. To mi się wcale nie podobało! Znaczy się Potter zajebiście całuje, ale to nie ma nic do rzeczy. Niech nie myśli, że przez to zacznę go lubić. Nadal nienawidzę tego zapatrzonego w siebie idioty. Ciekawe czy ty na moim miejscu wytrzymałbyś z nim choć trzy minuty. Nie? Tak myślałam. A wiesz co jest w tym najgorsze? Ja będę musiała to robić bardzo często! Moja głupia przyjaciółka wymyśliła sobie, że zdobędzie mojego przyjaciela. Taa... Ja też w to nie wierzę! Ona jest nienormalna. Przecież to jasne, że jej się nie uda. To Syriusz Black! Największy casanova jakiego Hogwart... pfff... cały świat magiczny i nie tylko, widział. No, ale Dorcas też nie jest nieśmiała. Baa! Jak się pytam czemu tak szybko zmienia tych chłopaków, to odpowiada mi, że szuka "tego jedynego". Jak kto woli, ten pier... Nie! Oduczam się przeklinać! Bo to już chyba jest uzależnienie. Wracając do Pottera. Chyba od tego zdarzenia ze Snapem nienawidzę go jeszcze bardziej. Niby nienawidzę Smarkerusa i nim gardzę, ale w głębi duszy mam do niego żal, że nazwał mnie szlamą. Ogólnie to ma na to wylane, ale przyjaciel? Serio?! Jeszcze bym wytrzymała gdyby powiedział to Barney, ale Snape?! Ja pierdzielę... No dobra. Skończmy z tym użalaniem, bo zaraz walnę tu łysą głową o kant koła. Muszę przyznać, że ten pocałunek był najlepszym i najbardziej namiętnym w moim życiu. Żebyś to widział... Myślałam, że zaraz zacznę się z nim... DOBRA STOP! Żadnego myślenia w ten sposób o Potterze! To niedopuszczalne bym myślała coś takiego o tym napuszonym bobku króliczym! Błaaagam, może i jest facetem i to przystojnym, ale bez przesady! Czy mnie coś pieprzy czy ja naprawdę jestem aż taka piźnięta? Żeby myśleć o Potterze... To skandal! Jestem jak te wszystkie walnięte, wypełnione plastikiem, sylikonem i makijażem dziewczyny. Dobra, chyba się wygadałam... Najważniejsze jest to, że dalej nie kocham Pottera! Kończę, pamiętniczku. Do zobaczenia kiedyś...

Schowała pamiętnik i pióro do torebki, a potem wyszła z pokoju. Pierwsze co ujrzała były zimne, stalowe oczy osoby, której nienawidziła całym sercem.
- Malfoy... - syknęła z pogardą.
- Kogo my tu mamy? Szlama Evans bez swoich koleżków! - zakpił.
- Pieprzony arystokrata bez Śmierciożerców? A cóż to za okazja? Ktoś ci w rodzinie zdechł, Malfoy?
- Zamknij mordę, szlamo. Nie nauczyli cię by odzywać się lepiej do mądrzejszych i lepiej wychowanych? - wywarczał, zbliżając się się do niej, a ona spojrzała na niego zimnym spojrzeniem.
-Mam gadać ze sobą, czy co? A zresztą zamknij pysk, powaleńcu! Nie mam ochoty gadać z takim gnojem jak ty. Do niezobaczenia! - wysyczała przez zaciśnięte zęby i odeszła od zdenerwowanego Ślizgona.

~*~

Stała naprzeciwko niego, a reszta ich przyjaciół zwiała, czując zbliżający się wybuch. Niby chciała go zdobyć, rozkochać w sobie, a potem rzucić i pokazać, że wcale nie jest taki wspaniały jak mu się wydaje. Chłopak miał zamiar zrobić to samo, ale dobrze się przy tym bawiąc. Ona już nie wytrzymywała, a był to dopiero jej pierwszy dzień spędzania z nim czasu.
- Black, jesteś żałosny - warknęła zdenerwowana. - Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, idioto?!
- Nie spinaj się tak. Tylko zaproponowałem, a ty nie mów, że nigdy tego nie robiłaś - powiedział z szelmowskim uśmiechem i puścił jej oczko.
- Oczywiście, że robiłam - prychnęła zdenerwowana, patrząc mu wyzywająco w oczy.
- To dlaczego nie chcesz ze mną? - zapytał wesoło.
- A z jakiej racji mam latać z tobą na miotle? Mam swoją i to do tego lepszy model od ciebie! Śnieżna Gwiazda 1900 wymięka z Złotą Strzałą! - zakpiła z wrednym uśmiechem. Jak on ją denerwował!
- Ta jasne. A dzięki komu wygraliśmy poprzedni mecz?
- Dzięki Jamesowi.
- Ach... No tak, to zły przykład...
- Black?
- Czego?
- Jesteś idiotą!
- Zamknij gębę, bo klepiesz tym ozorem!
- Boże, jaki ty jesteś popieprzony! Weź wypierniczaj stąd, bo nie ręczę za siebie!
-Meadowes. Spójrzmy prawdzie w oczy... Jesteś jakaś nienormalna! Tylko tknij mojej boskiej twarzy!
- Oooo! Już się boję! Normalnie trzęsę gaciami, bo wielki i wspaniały Black mi grozi! - zawołała z sarkazmem, ale zaczynała się naprawdę denerwować.
- Po prostu mi zazdrościsz! Nie jesteś taka ładna jak ja i już masz jakieś problemy. Kobieto, nie moja wina, że masz kompleksy. Ja na twoim miejscu też bym miał.
- Wiesz co, Black? - powiedziała to tak spokojnie, że aż go ciarki przeszły. -Ty narcystyczny głąbie! Miałam w swoim życiu więcej mężczyzn niż ty tych tanich dziwek. Ciekawe ile im płacisz? Nie przerywaj mi! - dodała, kiedy otwierał usta. - Jesteś żałosny. Żałosny? Pff... Co one ci takiego zrobiły, że musisz je do tego zmuszać? Boże, jak ja tym szmatą współczuję... A wiesz co jest najlepsze? Jestem od ciebie lepsza, we wszystkim - Dorcas zaczęła się nakręcać i w dupie miała czy go tymi słowami zrani czy nie. - Podobam się chłopakom, a oni są na każde moje zawołanie. Może mam tych pieprzonych rodziców - Śmierciożerców, ale przynajmniej mój brat mnie kocha. Umiem lepiej latać na miotle. Lepiej się uczę. Nie musiałam całować się z Jamesem, by mieć za sobą pierwszy pocałunek...
W Syriuszu zawrzało. Podszedł do niej i ze zdenerwowaniem przycisnął do ściany. Jak ona śmie go obrażać?! Dorcas syknęła z bólu.
- Słuchaj, wariatko! Od mojej rodziny, to ty się odpierdol, bo dobrze wiem jak jest u ciebie. Oczywiście, że twój brat cię kocha, ale jest już dawno zakopany w ziemi! Jakoś ja miałem tyle odwagi żeby spieprzyć z tego posranego Domu Czysto Krwistych, a ty jakoś nie! Umiesz lepiej latać? W zeszłym roku zrąbałaś się z miotły. Lepiej się uczysz, bo ciągle wkuwasz. Nie musiałem całować się z Rudą, ona sama tego chciała. Poza tym, gdybyś nie zauważyła, to dziewczyny lecą na mnie jak na jakąś wyprzedaż w sklepie - te słowa wysyczał jej z jadem prosto w usta. Nawet nie wiedzieli, kiedy znaleźli się aż tak blisko siebie.
W tej chwili nie panowali nad sobą, a panna Meadowes tym bardziej. Ten cholerny Black wyjechał na jej ego, a to wnerwiało ją jeszcze bardziej! Teraz tak strasznie go nienawidziła, że mogłaby teraz podrapać mu tą śliczną twarzyczkę. Z wściekłością uniosła dłoń i już prawie by go zdzieliła, ale niestety w ostatniej chwili złapał jej rękę.
- Ty jesteś chyba naprawdę... - nie dokończył, bo właśnie w tej chwili spojrzał w oczy Czarnej.
Właśnie w tej chwili oboje zapomnieli jak się nazywają. Utonęli w swoich oczach i w tej chwili nie liczyło się nic więcej. Z całych sił próbowali się powstrzymać przed rzuceniem na siebie. Co tam, że przed chwilą prawie się pozabijali. Kogo obchodziło, że oni się nienawidzą. Teraz liczyła się chwila i ich usta niebezpiecznie zbliżające się do siebie. Dorcas przejechała paznokciem po jego plecach, a on objął ją w tali. Syriusz nie mógł wytrzymać jej zapachu. Był taki pociągający, uwodzicielski i zmysłowy. Meadowes czuła dokładnie to samo, a żar niszczył ich od środka. Nie mogli już wytrzymać i pokonali resztę dzielącej ich odległości. Zaledwie musnęli się ustami, a do przedziału weszła zdenerwowana Evans, którą wmurowało w ziemię, a para natychmiast od siebie odskoczyła. To było magiczne uczucie. Black zaklął tak soczyście, że Meadowes kopnęła go w piszczel.
- Ała! Powaliło cię, Meadowes? - warknął zirytowany, ale wtedy spojrzał na Lily. - Ruda, czy ja już mówiłem jak ja ciebie nie znoszę?
-Raz, może dwa. Ewentualnie codziennie! - wyszczerzyła się dziewczyna, choć nadal posyłała im podejrzliwe spojrzenie.
- No to jak widać za mało! - zaśmiał się.
Czy oni serio myśleli, że ona da się nabrać na to, że nic się miedzy nimi nie wydarzyło? Czy byli na tyle głupi, czy po prostu jej nie znali? Do przedziału weszli pozostali, od razu spoglądając na parę. I oni dobrze wiedzieli, że coś się między nimi wydarzyło... Do końca podróży śmiali się i wesoło rozmawiali, wspominając wakacje.

--------------------------------------------
Hej, moje kochane skrzaty :*
Rozdział oczywiście z opóźnieniem, bo jestem okropna... ;(
Na ten pocałunek wpadłam wczoraj, a, że pisałam z Paullą, która kazała mi dodać, to łapcie ;)
Jeśli coś wam się nie podoba, chcecie więcej czegoś, albo za szybko się wszystko dzieje, to piszcie. Jak się zapędzę, to będzie za późno :D
Nie mam humoru... Jeśli ktoś jest czytelnikiem Zakochanych Huncwotów, to pewnie wie dlaczego jest mi tak smutno. Wiedz, że zawsze będę z Tobą Klaudio (Salvio ;*) i zawszę Cię będę wspierać. Dedykuję ten rozdział po części Tobie, zresztą blog w większości jest zainspirowany Twoją twórczością, za którą dziękuję Bogu. Ty wiesz jak ja Cię uwielbiam. <3
Oczywiście druga dedykacja jest dla PaKi (Paulli). Ty wiesz, że będę teraz tak do Ciebie mówić, nie? :D Dzięki za to, że spodobał Ci się pomysł z kłótnią Dori i Syra ;3 Dziękuję za to, że jesteś. Za to, że we mnie uwierzyłaś, bo po części i ten blog stworzyłam czytając Twojego i kilka innych. Uwielbiam Twoje komentarze, które czasami mnie doprowadzają do euforii ^^
Ogólnie chcę wam podziękować za waszą obecność i Wy wiecie, że Was KOCHAM <3

Zgredek ♥

piątek, 4 kwietnia 2014

2. "Pociąg odjechał..." Cz.II

Wstała, mierząc się z nim wzrokiem.
- Bezczelny, arogancki Potterze! - wywarczała najlepszą obelgę jaka jej przyszła do głowy.
Jak on ją denerwował i pomyśleć, że zaczęło się to od niewinnego zderzenia na początku pierwszego roku.
- Zawsze, gdy ci się ktoś podoba nazywasz go moim nazwiskiem? - zapytał z wielkim uśmiechem.
Jak on uwielbiał doprowadzać ją do szału i widzieć wtedy w jej oczach iskierki nienawiści.
- To raczej chodzi o nienawiść, Potter. Te słowa są zarezerwowane tylko dla ciebie. -Odpowiedziała z ironią.
- Och, jak miło. Chyba się zaraz ze wzruszenia popłaczę!
- Nie wiedziałam, że jakże cudowny Potter jest wrażliwy! - zakpiła.
- Dużo rzeczy o mnie nie wiesz, skarbie. - Powiedział z flirciarskim uśmiechem.
Nie znosił tej dziewczyny, ale co mu szkodzi się trochę zabawić? Coś trzeba mieć z życia, a nie!
- I nie chcę się dowiedzieć... - Mruknęła do siebie, ale on i tak to usłyszał. W odpowiedzi posłał jej spojrzenie, które miało znaczyć "Jeszcze zobaczymy, Evans".
Zdenerwowana dziewczyna prychnęła i usiadła obok Dorcas, zakładając nogę na nogę. Potter usiadł naprzeciwko niej, czym jeszcze bardziej ją wkurzył.
- Noo! Szedł, szedł i padł. On wtedy po prosty zasnął i zaczął chrapać, czaicie? - mówił Syriusz i tak jak reszta nie zwracał uwagi na Lily i Jamesa.
- Remi? Nasz Remi uchlał się, a potem idąc zasnął? - nie dowierzała Ann, posyłając Lupinowi zdziwione spojrzenie.
- Bo to było wtedy, kiedy graliśmy w "prawda lub wyzwanie". Wybrałem zadanie i Łapa kazał mi wypić całą Ognistą Whisky,a potem iść na krótki spacer po korytarzu pełnym ludzi! - tłumaczył gorączkowo, patrząc na Blacka ze zdenerwowaniem.
Cóż za ironia losu. Jego przyjaciel skompromitował go przed dziewczyną w której szaleńczo się kochał.
- Zagrajmy w "prawdę i wyzwanie"! - powiedziała wesoło Dorcas, patrząc z złośliwością na Lily. Ona wymyśliła dla niej zadanie i Ruda dobrze wiedziała jakie, więc głośno zawołała.
- O nie!
- No Lily! - spojrzała na nią prosząco.
- Nie.
- Ruda. - Odezwał się Syriusz.
- Lilka! - krzyknęli Ann, Marlena, Remus i Peter.
- Liluś! - krzyknęli Alice i Frank.
- Nie!
- Evans! - warknął zirytowany i spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, podchodząc do niej.
- Nawet o tym nie myśl, głąbie! - odwarknęła Evans'ówna, a on z powrotem usiadł.
- No weź! - zawołali wszyscy.
- Dobra... - mruknęła z grymasem.
- Kto ma butelkę? - zapytała Dorcas.
- Ja.
- Dzięki, Black.
Odebrała od niego butelkę po Kremowym Piwie i zakręciła nią -wypadło na Remusa.
- Wyzwanie! - powiedział prawie natychmiast.
- Uuuu! Remi, to pojechałeś! - zawołała rozbawiona Meadowes, a potem szatańsko się uśmiechnęła. - Masz na uczcie powitalnej oświadczyć się Severusowi Snape'owi!
- Muszę? - jęknął podenerwowany. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że Dorcas go do tego zmusi.
- Musisz!
- Ale, Dori... - zaczął.
- Żadne "Dori", Remusku. Musisz i tyle! - zaśmiała się dziewczyna. - No to będzie jazda!
Lupin bez słowa złapał butelkę i zakręcił nią energicznie. Był zdenerwowany i to bardzo, a teraz jeszcze musi oświadczać się Smarkowi. Wypadło na Jamesa.
- Pytanie... - mruknął rozbawiony, mierzwiąc włosy.
- Kto ci się aktualnie podoba?
- Dziewczyna.
- Czyli nie jesteś gejem! Uff... Już się bałem! - powiedział z sarkazmem Lunatyk. - Nazwisko, Potter i nie wykręcaj się! Dobrze wiesz, że to miałem na myśli.
Chłopak się na chwilę zamyślił. Jeszcze dzisiaj powiedziałby, że Bonnie, ale gdy zobaczył Evans... Była z niej niezła laska, ale nie będzie mówił, że to o niej fascynował przez kilka godzin podróży.
- Bellatrix! - warknął, a oni wybałuszyli na niego oczy.
- ŻE CO TY POWIEDZIAŁEŚ?! - wrzasnął Syriusz, prawie dostając zawału.
- To twoja seksowna kuzynka, którą kocham od lat! Zobacz jaką ona ma dupę! - rozmarzył się James.
- Nie żeby coś, Potter, ale... Czy cię do końca porąbało?! - krzyknęła Lily z obrzydzeniem.
- Bo już zazdrosna jesteś i tyle! - odpowiedział jej oburzony, krzyżując ręce na piersi.
- Ludzie... Wyślijcie sowę do Skrzydła. Potter zwariował! - zawołała przerażona Evans.
- Evans, czy ty serio myślisz, że zabujałbym się w posranej kuzynce Łapy? Czuję się obrażony. Przez was wszystkich! - warknął z irytacją Potter. - Podoba mi się Nadie Corwin.
Wyrwał butelkę z ręki Remusa i szybko zakręcił -wypadło na Lily.
- Pytanie.
- Z kim się całowałaś?
- Max, Alex, David, Lucas, Natan, Oliver, Tyler, Syriusz, Corman, Zyan, Eric. - Odpowiedziała po zastanowieniu.
- Czekaj, czekaj... Powiedziałaś Syriusz? - zapytał zszokowany Remus.
- To było dawno i nie prawda! - obruszyła się Lily i uśmiechnęła się wesoło. Nie żałowała tego pocałunku, bo był on pierwszym jaki przeżyła. Oczywiście zrobili to tylko po to by mieć to z głowy, no ten cały "pierwszy pocałunek".
Zabrała butelkę Potterowi i zakręciła nią -padło na Ann.
- Zadanie! - zaśmiała się dziewczyna.
- Masz powiedzieć coś sprośnego do Slughorna. - zaświergotała Lily z szatańskim uśmiechem.
- Załatwione Lileńko. Pod warunkiem, że ty zrobisz to samo!
- Czemu nie... I tak mnie lubi, więc nie mam nic do stracenia.
Dla takiego czegoś mogę się poświęcić...
Ann z wielkim uśmiechem odebrała przedmiot od Rudej i również zakręciła -wypadło na Dorcas.
- Zadanie. - Powiedziała po chwili.
- Podejdź do Syriusza i powiedz mu coś co sprawi, że się uśmiechnie!
Meadowes z ociągnięciem podeszła do niego i wyszeptała kilka słów od których zrobiło mu się gorąco, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Będę pamiętał. - Odpowiedział jej, zmieniając uśmiech na uwodzicielski.
- Black, słońce. Musiałam to powiedzieć, bo inaczej by nie było takiego efektu, więc nie podniecaj się tak... - spławiła go, a on był kompletnie zaskoczony. Jeszcze żadna dziewczyna mu się nie oparła, a teraz taka Measowes ma go w dupie. Dorcas miała plan i jak na razie wszystko idzie zgodnie z nim.
Odebrała z gracją butelkę i zakręciła -wypadło na Lily.
- Cholera... - zaklęła cicho dziewczyna. - Zadanie!
- Pocałuj Jamesa.
- ŻE CO MAM ZDOBIĆ?! - wydarła się dziewczyna.
- Pocałować Jamesa...
- Pasuję.
- O nie, nie, nie! - oburzyła się Dorcas. - Pocałujesz go albo Lucjusza Malfoya!
- On też ma coś do gadania i mogę się założyć, że tego nie chce! - złapała się ostatniej deski ratunku.
- James?
- Szykuj szminkę, Evans! - zaśmiał się Potter.
- No chyba cię coś pojebało! Czy kiedy się wywaliłeś na peronie, to zapomniałeś, że mnie nienawidzisz, czy co?! - pisnęła zdenerwowana dziewczyna.
- Co ci szkodzi? - zaczęła Marlena. - Zapomnisz o tym i będziesz miała spokój...
- Okej. - Westchnęła i zbliżyła się do chłopaka.
Stała metr od niego, ale bała się zrobić kolejny krok. Co powiedzą jej przyjaciele, gdyby tak od razu się na niego rzuciła? Albo jakby stała tak długo, aż sam by ją pocałował, w co nie wierzy.
Walić to. Jak już mam go pocałować, to szybko i bezboleśnie...
Pokonała resztę dzielącej ich przestrzeni, a on ze zdziwieniem i swego rodzaju fascynacją patrzył jak wplata mu rękę we włosy, a potem wpija się w jego usta. Właśnie w tym momencie nie wytrzymał i odwzajemnił pocałunek, obejmując ją w pasie i mocniej dociskając do siebie. Zapomnieli o istniejącym dookoła świecie. O tym, że przez pięć długich lat się nienawidzili. O przyjaciołach, którzy patrzyli na to z rozdziawionymi ustami. Mięli to wszystko gdzieś. Liczyło się tu i teraz, oni i tylko oni. Delikatne pocałunki przerodziły się w namiętne i zachłanne. Ich języki walczyły w dzikim i namiętnym tańcu o dominację. Lily położyła drugą rękę na szyi chłopaka, a on zjechał jedną na jej pośladek. Pozostali postanowili wyjść z przedziału by nie przeszkadzać parze, ale Syriusz ich powstrzymał.
- Taka okazja może się więcej nie powtórzyć... - syknął i wyciągnął magiczny aparat, robiąc im kilka zdjęć.
Potter zszedł ustami na szyję dziewczyny, obdarowując ją gorącymi pocałunkami. Lily cicho jęknęła, a Syriusz zrobił kolejne zdjęcie. Evans pociągnęła go za włosy, dając mu znak, że pragnie jego ust na swoich. Zrozumiał to i od razu namiętnie pocałował. Oboje się trochę zagalopowali, pisząc trochę mam na myśli mocno. W głowie Jamesa główną myślą było wzięcie tej rudowłosej piękności tu i teraz. Chłopak zjechał ręką jeszcze niżej, wkładając swoją rękę pod sukienkę dziewczyny. To było dla Lily lepsze niż wiadro zimnej wody, bo natychmiast odepchnęła od siebie Jamesa, poprawiając sukienkę. Wiedziała, że popełniła błąd, ale jedno musiała przyznać -Potter świetnie całuje. To był najlepszy pocałunek w jej życiu. Dziwnym trafem James myślał o tym samym.
Ta dziewczyna zaczyna mnie zadziwiać. Chyba muszę częściej w to grać by móc się tak całować!
- Zapomnij o tym... - wyszeptała mu do ucha zmysłowym tonem i wyszła z przedziału.

*****************
Rozdział jest i mam nadzieję, że się podoba. Ten pocałunek wymyśliłam w ostatniej chwili i tak mi się to spodobało, że musiałam dodać ;)
Przepraszam, że tak wcześnie dodaję, ale idę na trzydniowy biwak harcerski "PARH" i nie mam wtedy dostępu do internetu, ale rozdział o Lunatykach dodam. Mam nadzieję, że będzie fajnie :)
Rozdział dedykuję Justysi :*