sobota, 31 stycznia 2015

14. "Pocałunek, bliźniaczki i Przysięga Bazyliszka"

Na ciele Jamesa pojawiło się pełno małych ranek. Nie leciała z nich krew, po prostu były. Mimo że wyglądały niepozornie, to tak naprawdę sam pokrzywdzony zaczął wrzeszczeć z bólu. Każde z tych przecięć paliło go żywym ogniem, chłopak już nie mógł wytrzymać. Krzyk przerodził się w przerażający ryk, który wydostał się z jego gardła. Wiedział, że Evans jest tą całą pieprzoną Księżniczką Magii, ale żeby było z nią tak źle? Okularnik zaczął się trząść, a z jego ust zaczęła wypływać krew. Oczy bruneta rozszerzyły się z przerażenia, potem zaszły mgłą jakby jego mózg nie mógł znieść tego bólu. Ronnie Cruel natychmiast podbiegła do niego z niewyobrażalnym piskiem i łzami w oczach, które były, o zgrozo, prawdziwe.
Za to Lily aktualnie lewitowała nad ziemią, otoczona jakąś szmaragdową poświatą. Po tym jak wściekła się na Pottera, jakaś dziwna siła wyrwała ją z objęć Syriusza. W następnej chwili poderwała ją do góry, a rudowłosa przy tym darła się w niebogłosy tak, jakby ten gwałtowny ruch sprawił jej okropny ból. Właśnie tak było w rzeczywistości, bo Ruda chciała, jak najszybciej, znaleźć się na ziemi. Jej ręce jak i nogi były rozpostarte, głowa była odrzucona do tyłu, a włosy falowały dookoła niej, dając cudowny, a zarazem przerażający widok. Zaraz potem wokół niej pojawiło się coś, co wyglądało jak błyszcząca na szmaragdowo mgła. Dawało to powalający efekt, bo można by rzec, że Lily jest otoczona milionem małych gwiazd. Rudowłosą sparaliżowało przerażenie, nie miała pojęcia, jak to zatrzymać. Próbowała zamknąć usta, z których przez cały ten czas wydostawały się słowa w nieznanym nikomu języku. Brzmiały one dumnie, wyniośle i godnie, jednak biło od tego coś, co mówiło „Trzymaj się ode mnie z daleka.”
Do przerażonych uczniów z zawrotną prędkością podbiegła profesor McGonagall, a zaraz za nią pędził tłustowłosy Severus Snape, który uśmiechał się perfidnie. Niestety kobiecie w c;iasnym koku i ze srogą miną na ustach nie było do śmiechu, wręcz przeciwnie – prawie że zionęła ogniem. Zatrzymała się krok przed głową ledwo przytomnego Jamesa, który był cały we krwi, która nadal wypływała z jego ust. Nauczycielka z przerażeniem wypisanym na twarzy, rozejrzała się dookoła, rozeznając się w zaistniałej sytuacji. Gdy jej wzrok padł na Lily, unoszącą się w powietrzu, potem padł na Rogacza, wykrwawiającego się na ziemi, od razu zrozumiała, o co chodzi. Momentalnie zbladła na twarzy, a jej usta wykrzywiły się w wąską linijkę. Pani profesor wyciągnęła różdżkę zza pazuchy i zaczęła wypowiadać jakieś zaklęcia. Była bardzo skupiona i precyzyjna w tym, co robiła. Mimo przerażenia, które malowało się na twarzy Minewry, ona dalej spokojnie machała różdżką, czarując. W następnej chwili James przestał się wykrwawiać i wrzeszczeć jak opętany, a Lily stała na ziemi z wyrazem dezorientacji wypisanym na twarzy.

* * *

Severus Snape podszedł do byłej przyjaciółki z pewnym siebie uśmiechem, patrząc, jak ta nie rozumie co się dzieje. Mimo że i on nie za bardzo ogarnia sytuację, to udawał, że doskonale rozumie, co się właśnie stało. Lily spojrzała na niego nie rozumiejącym wzrokiem, na jej twarzy nie pojawił się ani uśmiech, ani grymas. Panna Evans była przestraszona zaistniałą sytuacją. Chłopak korzystając z jej chwilowego zaskoczenia, odezwał się lekko kpiącym tonem.
— I widzisz Lily? — zapytał z politowaniem, uśmiechając się do niej lekko. — Mówiłem ci, że twoi przyjaciele Gryfiaczki napsują ci w głowie? Chyba nawet ty sama zauważyłaś, jak bardzo się zmieniłaś i to wcale nie na lepsze. Jeśli chcesz zabić Pottera, to musisz to zrobić bez świadków, Lilka. Ech… Kiedyś robiłaś to lepiej. Dawniej byłaś prawdziwą Ślizgonką, moją najlepszą przyjaciółką.
Rudowłosa chyba odzyskała kontakt z rzeczywistością, bo podniosła wysoko brwi, patrząc na bruneta z niedowierzaniem pomieszanym z drwiną. Nie mogła zrozumieć, jak można być takim dupkiem jak jej były przyjaciel. Mimo jej wcześniejszego przestrachu, stała z dumnie uniesioną głową, uśmiechając się pogardliwie.
— Ty chyba nie rozumiesz po angielsku, co nie Snape? — zapytała beznamiętnie, przyglądając się swoim paznokciom. Kiedy zobaczyła wyraz nie zrozumienia na twarzy Severusa, uśmiechnęła się z wyższością. — Bo co chwilę mówię ci, żebyś się w końcu ode mnie odwalił, ale ty się mnie uczepiłeś rzep psiego ogona — prychnęła na niego, tym razem poprawiając włosy. — Dzięki tym Gryfiakom przejrzałam na oczy i zobaczyłam jakim jesteś okropnym człowiekiem, Snape. Może i chcę zabić Pottera, ale tego nie zrobię, bo w przeciwieństwie do ciebie, stoję po dobrej stronie i czynię nikomu krzywdy — Te słowa wysyczała niczym wąż, który jest naprawdę głodny, a na swojej drodze spotyka dorodną myszkę. Mimo że nie lubiła się z nim kłócić, to musiała mu w końcu to powiedzieć. — I jakbyś nie zauważył, to my się już nie przyjaźnimy.
Ślizgon nie wiedział, co jej na to odpowiedzieć. Myślał, że jeśli będzie z dala od swoich przyjaciół, to uda mu się ją przekonać i sprawdzić, żeby odnowili przyjaźń. Jednak to się nie udało, a na dodatek panna Evans wyjechała mu na jego ego. Pewność siebie, przerodziła się w wściekłość i zażenowanie. Lily go poniżyła, dobrze wiedząc, że on tego nienawidził.
— Pożałujesz tego, wredna szlamo! — warknął w jej stronę pogardliwym tonem. Nie przemyślał tych słów, palnął je bez zastanowienia i od razu tego pożałował, gdy zobaczył jej wyraz twarzy.
W pierwszej chwili jej oczy były odzwierciedleniem bólu i smutku, który po chwili zamienił się w czystą nienawiść. Jak mogła myśleć, że on coś zrozumiał? Odpowiedź była prosta, dalej widziała w nim tego samego Severusa, który pokazał jej czym jest magia. Nadal miała nadzieję, że jej stary przyjaciel wróci i wtedy ich przyjaźń będzie wieczna. Jednak po tych słowach, które teraz wypowiedział Snape, była pewna, że nie da mu kolejnej szansy, którą najprawdopodobniej i tak by zmarnował. Miała dość go i tych jego raniących słów, które zawsze wszystko psuły. Miała dość tego, że za każdym razem odchodziła z złamanym sercem, na dodatek przez przyjaciela. Nie miała już nawet siły, żeby go spoliczkować, chciała jak najszybciej stamtąd uciec. Stać ją tylko było na rzucenie w stronę Severusa zmęczone spojrzenie, które samo za siebie mówiło, co Lily ma na myśli.
— Zejdź mi z oczu, Severusie — powiedziała spokojnie, bez żadnego cienia kpiny czy wściekłości. Była obojętna, a to go przeraziło. — Nie chcę cię więcej widzieć.
Za to Snape chyba sobie zdawał sprawę z tego, co znaczyły jej słowa, bo wytrzeszczył na nią swoje czarne jak noc oczy. Nie spodziewał się, że aż tak bardzo zranią ją jego słowa – niestety przeliczył się. Za to rudowłosa nie chciała czekać, aż on pierwszy sobie pójdzie, więc odwróciła się i szybkim krokiem odeszła w stronę zamku, pozostawiając go samego.

* * *

Dorcas i Syriusz pomogli wstać przerażonemu Jamesowi, który nie miał zielonego pojęcia, co się dzieje. Był zdezorientowany, ale za to bardzo wściekły. Grzecznie mówiąc, Evans prawie go zabiła i on miałby to zostawić bez wyjaśnienia? O nie, tak nie będzie! Żadna Evans nie ma prawa go atakować i miał gdzieś czy ją zdenerwował, czy też nie. Obraz przestał mu się zamazywać, więc postanowił stanąć na nogach o własnych siłach. Tak więc poprosił przyjaciół, by odsunęli się od niego i w końcu go puścili, a oni mimo niechęci, zrobili to. Na początku lekko chwiał się na nogach i bał się, że zaraz znowu wyląduje na ziemi, ale chwilę potem stał już stabilnie. Otrzepał się z kurzu i rozejrzał dookoła, mając nadzieję, że nikt nie widział tego kompromitującego go zdarzenia. Niestety się mylił, bo wokół nich zebrała się spora grupka gapiów, którzy teraz stali jakby ktoś ich sparaliżował. James głośno prychnął, prostując się dumnie. Nie chciał wyjść na biednego i przerażonego chłopczyka, którego pokonała silna i wielka Evans.
— Wszystko dobrze, Potter? — odezwała się profesor McGonagall swoim zwykłym opanowanym i nieco szorstkim tonem.
Spojrzał na kobietę lekko zaskoczony, bo zapomniał, że ona w ogóle tutaj była. Przybrał na twarz czarujący uśmiech, na co parę dziewczyn westchnęło z zachwytem.
— Jak nigdy, pani psor! — zaśmiał się, mrugając do ów Gryfonek, które cicho zachichotały. Przeczesał ręką włosy, szczerząc się jak głupi. — Pani wybaczy, ale...
Minewra spojrzała na Jamesa z politowaniem, którego się po niej nie spodziewał. Był pewny, że go ochrzani i zbeszta, a ta po prostu się na niego patrzyła. Nie żeby mu to przeszkadzało, ale było to po prostu dziwne.
— Mam rozumieć, że panna Evans nie ma znać swojego pochodzenia? — zapytała na tyle cicho, by tylko okularnik to usłyszał. Odebrało mu mowę. Skąd to babsko to wie?!
Postanowił udawać głupiego i nie wiedzieć, co się dzieje. Łudzić się, że nauczycielce nie oto chodzi i zaraz powie mu, że tylko żartuje. Jednak było widać po wyrazie jej twarzy, że wcale tak nie jest i to jeszcze bardziej stresowało Jamesa.
— Nie wiem o czy pani mówi — powiedział spokojnie, przyglądając się kobiecie z zainteresowaniem, które było normalne w takiej sytuacji. — Evans zaprezentowała swoją wiewiórczą moc, nic innego. Jest tylko zwykłą mugolaczką, która nikogo nie obchodzi.
Mistrzyni Transmutacji dalej patrzała na chłopaka z wyraźnym politowaniem, którego nawet głupi by nie przeoczył. Jednak on w dalszym ciągu udawał, że nic nie rozumie i jest czysto głupi, ale kobieta dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że on tylko gra głupiego, a tak naprawdę jest załapany tym, że ona o tym wie. Jedyne co mu pozostało to właśnie to, bo nie chciał, żeby ta kobieta wiedziała coś, co on chciał wykorzystać przeciw Evans. Nie, on na to nie pozwoli. Zbyt długo się starał, żeby teraz jedna pieprzona baba to zniszczyła.
— Oj, Potter, Potter... — mruknęła uśmiechem, którego James się po niej nie spodziewał. To była wredna, chłodna i oschła profesor McSztywna, a nie miła i wyluzowana kobieta. — Ty się chyba nigdy niczego nie nauczysz co, Potter? I wcale tutaj nie mówię o szkole, mój drogi chłopcze.
Okularnik machnął tylko ręką, śmiejąc się cicho. W następnej chwili szedł już w stronę grupki dziewczyn, krzycząc opiekunce Gryffindoru jakiś krótkie pożegnanie. Dziewczyny dalej głośno chichotały, patrząc na przystojnego Gryfona z uwielbieniem. Mu to wcale nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, mu się to podobało. Stanął przed nimi, a one natychmiast uwiesiły mu się na ramionach, piszcząc przy tym niemiłosiernie.
— Cześć, Jamie! — zapiszczała Charlotte Perri, wypychając do przodu swój pokaźny biust, który najprawdopodobniej był powiększony.
— Jamie, co ta szlama ci zrobiła? — zapytała zatroskanym tonem Sheryl Johson, robiąc minę zbitego pieska. Jednak przy tym tak się do niego łasiła, że wyglądała jakby chciała to zrobić z nim teraz.
— Jamie, pomóc ci jakoś? — wyszeptała do ucha okularnika Kade Smitch, pochylając się przy tym tak, by miał dobry widok na cały jej biust. Na dodatek uśmiechała się do niego uwodzicielsko, zalotnie przy tym mróżąc oczy.
Młody Potter pojrzał na każdą z nich po kolei, uśmiechając się do każdej seksownie. Chciał się z kimś całować i wyładować całej napięcie, które pojawiło się niedawno. Wybrał do tego ostatnią z dziewczyn, bo wyglądała najbardziej naturalnie z nich wszystkich, a wiadome było, że James Potter lubi naturalne piękno. Zjechał więc dłońmi na tyłki pozostałych dwóch Gryfonek i mocno je ścisnął, na co te zareagowały cichym chichotem. Sekundę później wpił się w usta trzeciej dziewczyny, a ona sama zarzuciła mu ręce na szyję i przylgnęła do niego całym ciałem. Całował ją brutalnie i zaborczo, nie było w tych pocałunkach żadnych uczuć. Jej to chyba nie przeszkadzało, bo z głośnym jękiem rozkoszy zareagowała na jego udo, ocierające się o jej krocze. Chłopak z ociągnięciem oderwał się od niej, uśmiechając się przy tym. Miał zarumienione policzki, rozczochrane włosy i przekrzywione okulary - wyglądał naprawdę uroczo w takim wydaniu. Trzy Gryfonki westchnęły z uwielbieniem, patrzac na niego.
— Dzięki za pomoc, kochanie... — wymruczał te słowa pannie Smitch do ucha, a ona uśmiechnęła się, słysząc to.
— Zawsze służę pomocą, Jamie — odpowiedziała, łapiąc go przy tym za dłoń. Zaczęła się bawić jego palcami, a on patrzył na to z iskierkami w oczach.
I w tym momencie James wpadł na świetny w jego mniemaniu pomysł. Zdjął ręce z pup obu blondynek i jedną przełożył przez ramię Kade, która teraz była już w ósmym niebie. Młody Potter uśmiechnął się do niej czarująco, a ona sama omal nie zaczęła tańczyć ze szczęścia. Sam James Potter się nią zainteresował.
— Jak chcesz, to możesz być moją dziewczyną, skarbie — powiedział i spokojnie czekał na piski, które pojawiły się w następnej sekundzie.
Ów dziewczyna wydawała tak dziwne i cholernie wysokie odgłosy, że biedny Rogacz o mało co, a byłby głuchy. Wziął to więc za "tak" i najzwyczajniej w świecie ścisnął jej pupę. Chwilę później przed nimi pojawili się Syriusz i Dorcas, którzy byli totalnie zaskoczeni.
Wgapiali się w Jamesa, który za bardzo nie rozumiał, o co im chodzi.
— Błagam, James... — powiedziała przerażonym tonem panna Meadowes. Jest jego przyjaciółką, więc nie może pozwolić mu na to, żeby robił coś, czego będzie później żałował. — Błagam... Powiedz, że to nie jest to, o czym myślę, że jest.
Okularnik tylko przewrócił oczami. Dlaczego go to nie dziwi, no dlaczego? Dorcas zawsze się tak zachowywała i przestała już go zaskakiwać. Nie rozumiał jednak, co jej przeszkadzało w tym, że znalazł sobie dziewczynę. Cóż... Nie była to jakaś królowa, ale zawsze coś. Powinna się cieszyć jego szczęściem, czy jak to tam było... A ona co? Zamiast się cieszyć, to jest bliska zawału, po prostu cudownie.
— Dori słonko... — zaczął z wielkim huncwockim uśmiechem, który z każdą sekundą rósł. — Zobacz jaki Rogaś jest szczęśliwy. Najszczęśliwszy jeleń na świecie, no popatrz. Nie chcesz, żeby taki był?
W tym momencie panna Meadowes przybrała pozycję bojową, a sytuacji wcale nie poprawiało to, że była w stroju do quidditcha. Była zirytowana, poważnie zirytowana, a rzadko się tak dzieje, jeśli chodzi o przyjaciół.
— Potti słonko... — powiedziała przesłodzonym głosem, patrząc na Jamesa z wrednym błyskiem w oku. — Oczywiście, że się cieszę. Masz za dziewczynę pustą lalę, po prostu cudownie! Doję z radości po prostu, braciszku.
James był pewny, że jego przyjaciółka sobie z niego kpi, ale mało mu to w tej chwili robiło. Chciał się wyżyć, nie ważne kim była osoba, która miała oberwać. Niestety tym razem padło na Dorcas Meadowes. Szkoda tylko, że ów pokrzywdzona nie była poinformowana, że szanowny pan Potter ma zły dzień i ma zamiar ją zjechać za nic.
— Skończ przynudzać, Dori — parsknął z rozbawieniem, przytulając swoją nową dziewczynę. — Idź lepiej obściskiwać się z jakimiś facetami w składzikach na miotły, a mnie zostaw w spokoju.
Brunetka wytrzeszczyła na niego oczy, a przez sekundę było w nich widać ból. Jednak Dorcas szybko zatuszowała go obojętnością, która teraz od niej biła. Tak naprawdę, w środku kuło ją serce. Nie spodziewała się takich słów od przyjaciela, którego chciała powstrzymać przed czymś, co mu tylko zaszkodzi. Miała tego dość, postanowiła to spokojnie zakończyć. Trudno było jednak o spokój, skoro dziewczyna Pana Szanownego chichotała jak głupia.
— Wiesz co? — zapytała zimno, patrząc na Rogacza z pogardą, której nigdy by się po niej nie spodziewał. — Pierdol się, Potter.
Po tych słowach po prostu odeszła z wysoko podniesioną głową. W tym właśnie momencie James zrozumiał swój błąd i od razu tego pożałował. Nie chciał jej zranić, a zranił na pewno. Zrobiło mu się cholernie głupio. Jego wzrok padł na jego nową dziewczynę i jej świtę.
— Kochanie, mogłabyś zostawić mnie samego? — zapytał, mrugając do niej. Uśmiechnął się uroczo i lekko poczochrał swoje i tak potargane włosy.
— Skoro chcesz... — odpowiedziała przesłodzonym głosem. Cmoknęła go mocno w usta i odeszła, pstrykając przy tym na swoje przyjaciółki, które natychmiast ruszyły za nią.
Spojrzał na Syriusza, który szczerzył się do niego jak wariat.
— A ci co teraz? — zapytał z delikatnym uśmiechem. Samo patrzenie na przyjaciela poprawiało mu humor. — Wszystko z głową w porządku?
Łapa nieznacznie pokiwał głową, ale jego uśmiech wcale się nie zmniejszył, wręcz przeciwnie, nawet powiększył się. Był zadowolony, naprawdę zadowolony. Patrzył na Jamesa jak jak króla, a ten nawet nie rozumiał dlaczego tak jest.
— Dojechałeś Meadowes po całości, stary! — wyszczerzył się Syriusz, a jego oczy błyszczały. — Chyba nawet ja jej tak nie pocisnąłem jak ty w tej chwili. Gratuluję i jestem z ciebie dumny, stary!
Okularnik pokręcił głową, cicho wzdychając. Nie chciał tego powiedzieć. Nie chciał być chamski i wredny względem Dorcas, która chciała mu tylko pomóc. Dobrze wiedział, że zachował się jak idiota; nikt nie musiał go nawet uświadamiać, że było inaczej. Kiedy on się stał takim skończonym kretynem? James poczuł się z tym źle - z tym, że przed niego samego jego przyjaciółka cierpiała. Gryfoni tak nie postępują, tak zachowują się Ślizgoni.
— A nie powinieneś, Łapo — stwierdził z goryczą młody Potter, spoglądając na przyjaciela ze zdziwieniem. — Właśnie obraziłem osobę, która wiele dla mnie znaczy i to nie jest warte gratulacji.
Black nie rozumiał, o co mu chodzi. Syriusz ciągle dogryza tej brunetce i jej to jakoś nie przeszkadza, więc co to za różnica czy tym razem to James wyręczył go w tym? Przecież to była Meadowes, ona ma wszystko w dupie.
— Hej, Rogaś... To tylko Meadowes, nic więcej — odpowiedział mu beztroskim tonem, krzyżując ręce na piersi. Na jego twarzy wymalowany był szeroki uśmiech. — Nie żałuj na nią słów.
James na te słowa zdenerwował się jeszcze bardziej. Jego przyjaciel najzwyczajniej w świecie bagatelizował całą tą sytuację, a Potter nie mógł tego znieść. Nikt nie będzie mówił, że Dorcas jest mało ważna.
— Ta tylko Meadowes jest moją przyjaciółką i będę żałował słów, których użyłem po to, by ją zranić — warknął lekko zirytowany Rogacz. Kto na jego miejscu nie byłby zdenerwowany? Stara się wytłumaczyć przyjacielowi, że czuje się do dupy, bo obraził Czarną najmocniej jak tylko mógł, a ten mu gratuluje. — Kiedy ty dostawałeś kurwicy, gdy Evans była na ciebie wielce obrażona, to ja siedziałem cicho, mimo że nie znoszę tej szmaty. Ba! Ja nawet cię pocieszałem. Więc nie mów mi do chuja, że to, co zrobiłem, było dobre.
Łapa pokiwał głową, rozumiejąc swój błąd. James miał racje - on zawsze go wspierał. Black nie zdążył mu jeszcze za to podziękować. James tyle dla niego robił, a on nie umie przez chwilę nie patrzeć tylko na siebie. Zrobiło mu się głupio, a na jego policzki wypłynął lekki rumieniec. Był zawstydzony jak nigdy dotąd. Chciał coś powiedzieć, ale nie miał bladego pojęcia co. Życie od zawsze było dla niego trudne i nie było w nim miejsca na wstyd, zresztą na żadne uczucia, ale to się powinno było zmienić odkąd zaczął naukę w Hogwarcie i bliżej poznał Jamesa.
— Sorry, stary... — zaczął spokojnie, głośno przełykając ślinę. Starał się być opanowany, ale już na pierwszy rzut oka było widać, że wcale tak nie jest. Syriusz był zestresowany, bo rzadko rozmawiał o uczuciach. — Po prostu powinienem się czasem przymknąć i przestać gadać głupoty. Zachowałem się jak ostatni zjeb. Normalnie jak Smark... Meadowes działa mi na nerwy, mam ochotę zadźgać ją nożem, ale... Masz rację, Rogaś. Wiem, że Lily nie chciałaby usłyszeć ode mnie takich słów, a ja bym się chyba zajebał, gdybym ich użył. Powinieś przeprosić Meadowes jak najszybciej...
James, słysząc te słowa, uśmiechnął się lekko. Nie spodziewał się, że jego przyjaciel zrozumie, o co mu chodzi. Dobrze wiedział ile takie wyznanie kosztuje Syriusza, bo mimo że był bardziej otwarty na świat, to nadal mało rozmawiał o tym, co właśnie czuł. Zresztą... Który chłopak to lubi? Młody Potter poczuł dumę - był dumny z Syriusza jak jeszcze nigdy. Na dodatek on miał rację i musi jak najszybciej przeprosić Dori, bo to ją zraniło i to bardzo. Rogacz naprawdę tego nie chciał i było mu strasznie głupio, kiedy przypomniał sobie słowa, które padły z jego ust. Miał ochotę pieprznąć głową o jakąś solidną ścianę.
— Jest dobrze, Łapo — odpowiedział, a na jego ustach pojawił się nikły uśmiech. Podrapał się po głowie, przekrzywiając ją lekko. — Ano powinienem, ale znając życie nie będzie chciała ze mną gadać. Zresztą się jej nie dziwię, bo usłyszeć coś takiego od przyjaciela? Stary, ona mnie zniszczy... A jeśli nie ona, to ta pieprzona Evans.
Syriusz przyznał mu rację skinieniem głowy, parskając przy tym głośno. Bawiło go to stwierdzenie i już sobie wyobrażał ten haniebny czyn. Zabójstwo Jamesa, no cóż... Z jednej strony takie kuszące, ale z drugiej dalej śmieszne. I nagle sobie coś przypomniał.
— Rogaś, szykuj kasę, bo inaczej Ruda serio cię zabije! — zaśmiał się, a w jego oczach pojawiły się iskierki radości. Jednak potem dodał, widząc zdziwiony wzrok Jamesa. — Idziemy do Hogsmade skołować jej wygraną.

*Pokój Wspólny Slytherinu*

Evallyn siedziała ze skrzyżowanymi nogami na kanapie i czytała książkę, a był to niecodzienny widok, bo zwykle dziewczynę widywano z czasopismami dla nastoletnich czarownic. Pierwszy raz chciała coś dobrowolnie przeczytać, co było bardzo dziwne. Pragnęła dokładnie ogarnąć tą całą przysięgę, którą będzie musiała dzisiaj złożyć. Nie miała zamiaru wdepnąć w gówno, ale znając jej szczęście, to i tak, to się się stanie. Cieszyła się, gdy Andromeda rzuciła specjalne zaklęcie na książkę, które sprawiało, że inni widzą tę księgę jako podręcznik od eliksirów. Nigdy nie lubiła, kiedy ktoś mieszał się w jej sprawy, więc teraz była spokojna, że nikt nie wie, co tak naprawdę skrywa ta wielka i opięta w czarną skórę książka. Usłyszała, jak ktoś zajmuje miejsce obok niej na kanapie. Spojrzała w bok i to był zły pomysł, bo już po chwili wpatrywała się w, zielone jak szafiry, oczy Edwarda Zabiniego. Było w nich widać rozbawienie i zaciekawienie, a jego spojrzenie było hipnotyzujące.
— Kto by pomyślał? — parsknął głośno chłopak, dalej na nią patrząc. Wydawała się taka obojętna, spokojna i niewzruszona. Chciał, żeby pokazała jakieś uczucia. Mogłaby to być wściekłość, smutek, cokolwiek. — Bliźniaczka Bellatrix czyta książkę!
Panna Black podniosła wysoko brwi, rzucając mu pogardliwe spojrzenie. Poczuła ukłucie bólu w okolicach serca, ale nie dała tego po sobie poznać. Nie chciała, żeby ktoś wiedział, że brakuje jej tej walniętej Belli. Miała nadzieję, że wszyscy dookoła będą myśleć, że ona jej nienawidzi. Prawda była jednak inna... Traktowała Bellatrix jak siostrę i wiedziała, że to się nie zmieni, nawet przez tą kłótnię, wojnę i różne poglądy.
— Jak mnie nazwałeś? — prychnęła dziewczyna, kręcąc głową z niedowierzaniem. Edward widząc to roześmiał się, a jego śmiech rozniósł się po całym Pokoju Wspólnym. Spodobał jej się ten dźwięk, był prawdziwy i niewymuszony. Mogłaby go słuchać godzinami. — Nie jestem niczyją bliźniaczką, Zabini.
Ten tylko kolejny raz pokręcił głową, uśmiechając się do Leen szeroko. Miał proste, białe zęby i ładne usta, a uśmiechał się naprawdę pięknie. Edward Zabini jest naprawdę przystojnym chłopakiem i Evallyn dobrze sobie z tego zdawała sprawę, ale żeby mieć u niej jakiekolwiek szanse, trzeba mieć też coś w środku, bo wygląd kiedyś wyparuje, a charakter zostanie z nami zawsze.
— Nie jesteś? — Tym razem to on uniósł do góry brwi. Ev spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem, a on westchnął przeciągle. — Dlaczego w takim razie, odkąd cię znam, robisz wszytko to, co robi Bella?
Ślizgonka wytrzeszczyła na niego oczy, a na jej policzkach, pierwszy raz w życiu, pojawiły się rumieńce. Czy ona naprawdę to robiła? Nie mogła przecież być tak głupia i dać sobą manipulować. Nie chciała dopuścić do siebie tej myśli, bo w innym wypadku już dawno załamałaby się nad swoją głupotą. Może jednak Zabini kłamie i wcale coś takiego nie miało miejsca? Przecież ona ma własną głowę, nie potrzebuje Bellatrix do życia. Może istnieć równie dobrze bez niej i tak właśnie zrobi.
— Nie jestem i nie robię tego, co robi ona — odpowiedziała chłodno, wbijając w niego zabójcze spojrzenie. Była wkurzona i zirytowana, bo on jako pierwszy miał czelność jej to powiedzieć. — Odpierdol się ode mnie, Zabini.
Jednak ów młodzieniec nie miał chyba takiego zamiaru, bo z zainteresowaniem spojrzał jej przez ramię, wgapiając się w jedną ze stron. Evallyn szturchnęła go lekko, mrucząc przy tym "Nie patrz, ośle..." Edward pochylił się nad nią z rozbawieniem w oczach i wesołym uśmiechem na ustach. Patrzyła na niego jak zaczarowana. Co on z nią robi? Miała ochotę go całować i na przemian okładać pięściami. Nie rozumiała dlaczego, po prostu tego chciała. Zaczęła powoli łączyć fakty i omal nie zemdlała z przerażenia. Nie, to niemożliwe. Edward Zabini wcale jej się nie spodobał, wcale a wcale.
— Odsuń się ode mnie, Zabini — warknęła, patrząc beznamiętnie w jego oczy. Nie ma zamiaru grać w jego głupie gierki, które zna chyba każda czarownica w Hogwarcie. — Nigdy więcej nie próbuj tego na mnie.
Ślizgon zamrugał kilkakrotnie najwyraźniej zaskoczony jej słowami, ale odsunął się od niej tak, jak kazała. W głębi duszy czuł jednak satysfakcję, widząc Evallyn jak zareagowała na jego bliskość.
— Nie próbuj czego? — zapytał z zadziornym uśmiechem na ustach, przekrzywiając głowę na bok. Polubił się z nią droczyć i nie miał zamiaru stracić tak świetnej okazji jak ta.
— Tego, Zabini! — warknęła na niego, mrużąc wściekle oczy. Boże, jak on ją irytował. — Po prostu zamknij się i siedź cicho.
Edward cicho parsknął, ale Leen chyba tego nie usłyszała, bo powróciła do czytania książki. Chłopak nie rozumiał, co może być ciekawego w książce od eliksirów, ale okay.
— Dlaczego? — zapytał prosto, robiąc przy tym nadąsaną minę.
— Bo tak! — podniosła głos, na co parę osób aż podskoczyło. Jego pytania były po prostu głupie i denerwujące. Miała ochotę zepchnąć go z tej kanapy i jeszcze kopnąć w dupę na "Do widzenia".
Zabini przewrócił oczami i uśmiechnął się z rozbawieniem. Kto by pomyślał, że Evallyn Black ma uczucia? Dużo się w niej zmieniło po kłótni panien Black.
— Drzyj się głośniej, a na pewno wezmą cię za normalną — zaśmiał się, a sekundę później ona mu zawtórowała. Był to ciszy, delikatny chichot, który on chciałby słyszeć przez całą wieczność.
— A co jeśli już mają mnie za normalną? — zapytała ze zwycięskim uśmiechem i wesołością w oczach. Zachowywała się tak zwyczajnie i naturalnie, że aż szok.
Odpowiedział po chwili parsknięciem i błyszczącymi oczami:
— To znaczy, że wtedy oni są nienormalni.

*Pokój Życzeń*

Siedem dziewczyn stało w czymś, co przypominało w jakimś stopniu krąg. Dwie Ślizgonki i pięć Gryfonek. Były zdetermionowane do działania. Znajdowały się na łące, dookoła nich była bujna trawa, piękne, różnokolorowe kwiaty, zwierzyna leśna, wielkie i stare drzewa. Było już ciemno, a na niebie pojawiły się już gwiazdy. Młodym czarownicom to jednak nie przeszkadzało, bo trzymały zaciśnięte w dłoniach zapalone różdżki. Wiał lekki chłodny wiaterek. Cały ten widok i wszystko inne było tajemnicze i dostojne, jakby dokładnie wiedziało, co zaraz się wydarzy.
— Zaczynamy? — zapytała, przerywając tę słodką ciszę, Andoromeda. Pozostałe dziewczyny tylko pokiwały głowami, dalej delektując się widokiem, stworzonym przez siebie i Pokój Życzeń. — Wiecie co robić? — To pytanie skierowane było do Gryfonek, które przewróciły oczami, nawet nie odpowiadając.
Evallyn podniosła brew, parskając przy tym cicho. A mówią, że Gryfoni są odważni...
— To wiecie czy nie? — zapytała chłodno, patrząc na nie z pogardą. To, że zaraz złożą tą całą przysięgę, nie zmienia faktu, że ona w dalszym ciągu są wrogami. Teraz to tylko chwila tolerancji...
— Nie, wiesz? Nie wiemy, pojebko — stwierdziła sucho Dorcas. Patrzyła przy tym na Leen ze zirytowaniem w oczach. — Po prostu zaczynajmy ten zasrany rytułał, bo zaczynasz mnie wkurwiać, Black.
Ev pokręciła głową z rozbawieniem, ale nie odezwała się. Chwilę później na nowo były spokojne, skupione i opanowanie. Naprawdę chciały już skończyć tą całą ceremonię i odejść, wiedząc, że te drugie nic nie będą mogły zrobić, żeby je skompromitować i ośmieszyć. Przekręciły delikatnie różdżkami i zgasiły je cichym "Nox". Pierwsze odezwały się Ślizgonki.
— My, uczennice Slytherinu, Domu Węża, pragniemy złożyć przysięgę Odważnego Bazyliszka — Po tych słowach wokół nich pojawiła się ledwo widoczna zielona poświata.
— My, uczennice Gryffindoru, Domu Lwa, pragniemy złożyć przysięgę Odważnego Bazyliszka — Gdy wypowiedziały te słowa, to wokół Gryfonek zajaśniała identyczna poświata, tyle że czerwona.
W oczach wszystkich dziewczyn, oprócz Evallyn, pojawiło się zaskoczenie. Z tego, co wyczytała w tamtej książce, wiadomo było, że ów przysięgę zwykle składały tylko dwie osoby, więc nie było dziwne, że w tej oto chwili było tu tak czerwono i zielono. Żadna się jednak nie odezwała ani słowem, przekręciły różdżki jeszcze raz. Następne słowa wypowiedziały wszystkie razem.
— Przysięgamy przestrzegać zasad, które same stworzyłyśmy, mieć do siebie nawzajem szacunek i starać się być miłym. Jeśli nie wywiążemy się z umowy, to czeka nas kara, która również zostanie przez nas same wybrana — powiedziały, a ów poświaty złączyły się w jedno, a potem wpłynęły do środka kręgu.
Andromeda wyciągnęła nóż ze swojej torebki. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie należał do zwykłej osoby. Był to nóż arystokraty, który na sto procent miał w sobie magię. Andi przejechała sobie ostrzem po dłoni, a rana zaczęła krwawić. To samo zrobiły pozostałe dziewczyny. Następnie wszystkie
— Jesteśmy dla siebie miłe, to co od siebie usłyszymy nie może wyjść spoza naszego kręgu, w sprawę nie można wtajemniczać osób z zewnątrz, jeśli reszta tego nie zatwierdzi — powiedziała na jednym wydechu Alice, była nadzwyczaj poważna. — Nie ma żadnego podwalania sobie świń, jesteśmy uczciwe i szczere. Jeśli złamiemy którąś z zasad, będziemy mogły wyznaczyć sobie karę nawzajem. Trzy rzeczy do wyboru - pocałowanie wroga, powiedzenie McGonagall, że jest głupią, starą, popieprzoną i pomarszczoną kretynką, oświadczenie się Dumbledoreowi. A teraz musicie wyrazić na to zgodę..
— Zgadzamy się! — powiedziały od razu, patrząc na siebie z determinacją. Chciały to już mieć z głowy.
W następnej chwili czerwień i zieleń je oślepiła, a one padły na ziemię.

-------
Witam Was, kochani!
Mam nadzieję, że nie dostanę od was Cruciatusem za brak rozdziałów. Nie pisałam, bo nie miałam czasu, a wena rozwalała mnie od środka. Poza tym brak laptopa też zrobiło swoje... But, but... Mam ferie i dużo, dużo czasu na pisanie, więc rozdział w tym miesiącu się pojawi na sto procent, a może nawet dwa. Jednak morze jest wielkie i szerokie, a ja nie umiem dotrzymywać obietnic, więc wiecie...
Dedykuję ten rozdział mojej siostrzyce Angie, a także Ass, standardowo kochanej siostrzyczce PaKi i może Amy, która jest zbyt leniwa, żeby skomentować. <3
Spóźnione Wesołych i Szczęśliwego Nowego, :3
Rozdziały u Was nadrobię, ale dajcie mi trochę czasu, kochani. c;