piątek, 28 marca 2014

2. "Pociąg odjechał." Cz. I

Pociąg ruszył, a uczniowie wykrzykiwali ostatnie pożegnania do rodziców. Pewne uczennice siódmego roku siedziały w przedziale i rozmawiały.
-No, ale Lilś! -zawołała Dorcas, padając przed przyjaciółką na kolana.
-Nie.
-Lileńko!
-Nie!
-Liluniu!
-NIE!
-Ruda!
-Dobra...
-Kocham cię! -pisnęła Meadowes i przytuliła Lily.
-Kto tym razem? -zapytały wszystkie jednocześnie.
-Ale nikomu nie wygadacie? -zapytała z sarkazmem.
-Jaja sobie robisz? -odpowiedziała tym samym tonem Marlena.
-No dobra... -Mruknęła do siebie. -Ruda ja wiem, że ty mnie zabijesz.
-No mów! -warknęła na nią Lily.
-Okej, okej. To... -Przerwała na chwilę. -Black.
-NIE! -wrzasnęła Ruda. -Zabiję cię!
-Mówiłam... -Zaśmiała się tylko Czarna.
-Ja... nie... mam... zamiaru... gadać... z... Potterem... -wysyczała przez zaciśnięte zęby.
-Słońce, nie masz wyboru. Zgodziłaś się! -zawołała wesoło Dorcas.
-No to mamy razem z tobą latać za Huncwotami?
-Dokładnie, Ann!
-To był sarkazm, idiotko! Ty dobrze wiesz co czuję do Remusa i jak się przy nim zachowuję! -zaprotestowała blondynka.
-Zrobisz to dla mnie? -zapytała ze słodkim uśmiechem Meadowes.
-Głupie pytanie! -prychnęła, a na twarzy przyjaciółki pojawił się olśniewający uśmiech. -Oczywiście, że nie! Co ty w ogóle sobie myślisz, debilko? Mam dość ciebie i tego twojego dziecinnego zachowania! Zmieniasz chłopaków jak rękawiczki i zaczyna mnie to denerwować!
Wszystkie jak na zawołanie wybuchły głośnym śmiechem i nie mogły się opanować. Ann tak je rozśmieszyła, że z rozbawienia zaczęły boleć je brzuchy i zrobiły się całe czerwone na twarzach. Jako pierwsza opanowała się Lily i natychmiast przybrała minę pokerzysty.
-Co dostanę w zamian? -zapytała zbolała, a dziewczyny od razu zrozumiały o co jej chodzi i zaczęły śmiać się jeszcze głośniej.
-Możesz wziąć... wziąć sobie Jammiego! -wysypała rozbawiona Meadowes.
-No chyba coś cię boli! Weź, kobieto... Nie chcę się zrzygać. -Warknęła oburzona Ruda.
-James jest przystojny! -stwierdziła nagle Alice.
-Jest także moim przyjacielem! -dodała zwoje trzy knuty, Dor.
-Sorry, Dor, ale ty wiesz jak my się nienawidzimy. Zdajesz sobie też sprawę, że z przyzwyczajenia jest dla mnie obleśny! -Wyznała Lily, patrząc w oczy przyjaciółce.
-Wiem, wiem, ale to nie zmienia faktu, że mam zamiar zdobyć największego casanovę jakiego Hogwart widział. Strzeż się Black! -roześmiała się serdecznie Dorcas, a przyjaciółki spojrzały na nią rozbawione.
-Bo Dor zakręci tylko tyłkiem, a on jest jej wierny! -zawołała z sarkazmem Ruda. -Choć to mój przyjaciel, to muszę przyznać, że Meadowes go usiedli!
-Jeszcze się zdziwisz... -Powiedziała do siebie Czarna i uśmiechnęła się wesoło.

~*~

U Huncwotów odgrywało się podobne przedstawienie, tylko Black rozegrał to lepiej.
-Stary, jest taka super piękna dupa... -Zaczął.
-I jak znam życie, Huncwoci mają pojawić się w jej poukładanym, nudnym życiu i sprawdzić by jej przyjaciółki ich polubili, a potem wielki, łóżko, ślub i gromada bachorów panoszących się w mojej chacie. -Powiedział rozbawiony James. -Co to, to nie!
-Dobra, zamknij się i tak wiem, że się zgodzisz. -Powiedział wymijająco. -Teraz to zaczyna się problem... Przyjaciółka tej super laski jest twoim wrogiem!
-Smarkerus?! -wrzasnął nagle przerażony Potter. -Zakochałeś się w Evans?!
-Popieprzyło cię na stare lata?! -zawołał oburzony Syriusz. -To moja przyjaciółka! Weź, co by było gdyby ten twój powalony mózg miał rację?!
-No to jeśli nie Evans, to kto? Bo tylko ona... NIE! -wrzasnął i padł na kolana. -Błagam tylko nie ona! Powiedz, że to nie Dorcas!
-Zdenerwujemy Smarka... -Zaczął Syriusz.
-NIBY JAK?!
-Wycierus jest przyjacielem Rudej. Co by się stało, gdyby Lily zaprzyjaźniła się z przystojnym Jamesem Potterem?
-Zmieniłeś orientację, czy co?
-Nie o to chodzi, ale N-I-E! Smark by się wkurzył, może nawet by osiwiał i wtedy nie miałby tłustych włosów...
-Nie marz, Łapo. Nie marz... -Westchnął Potter z lekkim uśmiechem.
-Czyli... Wchodzisz w to? -zapytał Syriusz.
-Jasne!
-A wy? -zadał kolejne pytanie, spoglądając na resztę przyjaciół.
-To nie jest dobry pomysł, ale ktoś musi was pilnować. Prawda, chłopaki? -odezwał się Remus.
-Tak! -zawołał Peter.
-Co? -zapytał zamyślony Frank.
-No! Franeczkowi też pasuje! -zaśmiał się Łapa i poklepał przyjaciela po głowie.
-Zostaw idioto! -warknął oburzony Longbottom, ale Syriusz nie miał zamiaru, bo dobrze się bawił.

~*~

Dziwnym trafem Huncwoci przyszli do przedziału dziewczyn właśnie w chwili gdy one otwierały kremowe piwa.
-Hej, Ruda! -zawołał głośno Syriusz i zabrał jej butelkę, mocno z niej pociągając.
-Łapo! -warknęła dziewczyna i palnęła go z otwartej ręki w głowę.
-Ała! Moje włosy! -krzyknął oburzony i natychmiast poprawił fryzurę.
Dorcas, widząc to bez zastanowienia powiedziała.
-Zachowujesz się jak gej!
-Ja? No chyba cię coś powaliło, Meadowes! -odpowiedział obrażony. -Jakbyś nie zauważyła lecę na dziewczyny.
-Taa. Trudno nie zauważyć... Dobra mniejsza z twoją głupotą, Black... Co tam u ciebie, James?
-Łeb mnie trochę boli, ale tak to jest spoko.
-Na pewno mózg ci się przegrzał przez natłok myśli...
-Nie ignoruj mnie, Meadowes!
-Jejku, James, a co się stało?
Zawołali w tym samym momencie.
-Do jasnej cholery! Nie wszyscy na raz! -zaśmiał się rozbawiony okularnik.
-Nie rządź się, Potter! -warknęła Lily, zakładając nogę na nogę.
-Uważaj Evans, bo ci żyłka pęknie!
-Czy ty zawsze musisz denerwować tych normalnych?
-Ty? Normalna? Evans, nawet jeśli powiedziałem, że jesteś niezła, to nie znaczy, że normalna!
-Fajnie wiedzieć... Oj, czekaj! Powiedzieć ci coś o tobie? Jesteś narcystycznym palantem, który myśli, że może wszystko. Dla ciebie najważniejszy jest wygląd, a to co człowiek ma w środku jest tylko mało ważnym dodatkiem. Jesteś taki żałosny. Wiesz może bym cię polubiła, gdybyś był przystojny!
-To takie wzruszające. Aż się łezka w oku kręci...
-Ty...

*****************************
Tak jak Ala mówiła rozdział jest i to do tego w moje urodziny xD
Przepraszam, że taki krótki. Możecie mnie zaavadować, ale nie mogłam się wyrobić ;p
Dedykuję rozdział Elfik Book z [ KLIK ]


niedziela, 23 marca 2014

1. "Peron 9 i 3/4"

Z okazji urodzin Paulli i Gabi chciałabym zadedykować ten rozdział im <3

Paulla życzę Ci:
Życzeń moc.
Galeonów cały stos.
Ognistej lejącej się litrami.
By blogi rozwijały się.
Byś każdym dniem cieszyła się.
Syriusz przed tobą na golasa.
Będzie odwalał taniec czacza.
Na "Kosogłosa" bilet dostała.
I filmem cholernie się jarała.
Trybutką zostać pragniesz.
Więc dalej, olej wszystko i zapierdalaj na 69 Igrzysko.

Gabi życzę Ci:
Choć wiem, że się spóźniam i jestem okropna.
To mam nadzieję, że od Ognistej dostałaś kopa.
Prezentów pełen stos w twoim dormitorium.
Słodycze poszły pewnie w cycki, a teraz do odsypki.
Dużo Galeonów i sumów sto.
Ślicznego jednorożca i zdrowia hipogryfa.
Jamesa ci pożyczę.
Miłego tańca z nim tobie życzę.
By nikt nigdy cię nie zranił.
Dumbledore będzie go za to ganił.
Wiem, że rymy mi się nie udają.
Przynajmniej myśli się dobrze mają.

Za to, że nie zaprosiłyście mnie na urodziny, to macie rozdział krótki :*

Lily pakowała rzeczy do pełnego już kufra, a na podłodze leżał jeszcze stosik ubrań, obok niego trochę większy kosmetyków, a trzeci był to wielki stos biżuterii i dodatków. Panna Evans nie była rozpuszczoną lalą, ale lubiła pokazywać, że jest ładna i że dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Choć była czarownicą to ubierała się w bardzo modne, mugolskie rzeczy. Jej mama uważała, że jej kochana córeczka nie może chodzić jak jakiś obdartus, więc ciągle przegląda strony internetowe i kupuje Lily nowe ubrania. To chyba nawet lekka obsesja, bo gdy Ruda przyjeżdża na wakacje czy święta, to jej szafa na nowo była pełna. Mogło się wydawać, że Evans jest wielce zadowolona z takiego obrotu spraw, ale tak naprawdę ona tego nie potrzebowała. Choć były tego plusy... Jej siostra zazdrościła jej wszystkiego. A to magii, a to wyglądu, a to talentu, a to ubrań, a to miotły. Kiedyś Lily i Petunia były nierozłączne, ale te czasy minęły z chwilą gdy ta pierwsza poszła do Hogwartu. Rudowłosa miała dość zazdrości siostry i od tamtego czasu rozmawiała z nią tak samo "miło" jak tamta z nią.
-Lily! Zaraz jedziemy! -usłyszała krzyk ojca.
-Na brudne gacie Merlina! -pisnęła zdenerwowana i zaczęła jeszcze bardziej upychać rzeczy, skacząc w kufrze.Przecież ona się nawet nie zdążyła ubrać. -To... gówno... nie... chce... wejść...!
Co za debil wymyślił takie małe kufry?!
Nagle dziewczynie zaświtało. Przecież ma tą torbę od Dorcas, na którą rzuciła zaklęcie zmniejszająco-zwiększające. Szybko podbiegła do szafki nocnej, otworzyła ją i wygrzebała zgubę. W pośpiechu wyrzuciła wszystko z kufra i wepchnęła do torby, a tak samo zrobiła z resztą jej rzeczy. Do szkolnego kufra włożyła gitarę, książki, pamiętnik i kilka butelek Kremowego Piwa. Chyba zaliczyła jakiś rekord świata, bo po paru minutach była zwarta i gotowa by iść się ubrać. Wzięła rzeczy i wbiegła do łazienki, trzaskając drzwiami. Po dziesięciu minutach wyszła z niej z wielkim uśmiechem na twarzy.
No! Może jeszcze zdążę na ten pociąg!
Weszła z powrotem do pokoju, zabrała kufer i torbę, a potem zeszła na dół.
-No! W końcu zlazłaś! -zawołał wesoło tata. -Teraz weź coś zjedz, bo dostaniesz anemii!
-Cześć, tato! Ciebie również miło widzieć, tato! Tak, bardzo ładna pogoda, tato! -powiedziała rozbawiona Lily, klepiąc ojca po ramieniu.
-Eee, tam! Wcale nie taka ładna, słońce. Deszcz pada! -zaśmiał się i poczochrał córce włosy.
-Ej! -krzyknęła oburzona dziewczyna, poprawiając ręką włosy. -Dobra, już idę.
-Nie można tak od razu? -zapytał z uśmiechem pan Evans.
-Nie! -zaśmiała się jego córka, posyłając mu wesoły uśmiech.
Weszła do kuchni i porwała z talerzyka dwa tosty z czekoladą, a mama spojrzała na nią z westchnieniem.
-Córuś, ale ty szybko rośniesz... -Powiedziała z leciutkim uśmiechem.
-Szybko? Mamo, ja jestem kurduplem! -wyżaliła się Ruda.
-Oj tam zaraz kurduplem... Mówią, że małe jest piękne. -Pocieszyła ją pani Evans.
-To dlatego Petunia jest taka wysoka... -Powiedziała do siebie dziewczyna.
-Lily!
-Tak! Znowu głośno myślałam! -zawołała, wpychając sobie kolejnego tosta do buzi.
-Och, już dobrze.. -Mruknęła gospodyni, a po chwili lustrowania córki powiedziała -Ale ty dziś ładnie wyglądasz!
Panna Evans miała na sobie zieloną sukienkę z koronką, czarne szpilki, a włosy opadały jej falami na plecy.


-Dziękuję, ale mamo? Ja się tak zawsze ubieram. -Powiedziała lekko rozbawiona Lily z uśmiechem.
-Nie widzę cię przez prawie rok!
-Jeju, mamo... Przyjeżdżam zawsze kiedy mogę! -powiedziała lekko zirytowana. Co roku to przerabiały, a z roku na rok zaczynało denerwować ta rozmowa.
-Ale dla mnie to stanowczo za mało! -zawołała oburzona.
-No chyba nie będę kłócić się z Dumbledorem, bo moja mam chce żebym częściej przyjeżdżała. Na pewno się zgodzi, nie? -zaśmiała się sarkastycznie.
-Oj, no już dobrze! -pani Evans warknęła z irytacją. -Po prostu chciałabym porozmawiać z tobą częściej. Tak jak z Petunią...
-Nie wiedziałam, że jest tak źle! Muszę chyba pogadać z tym dyrektorem. -Powiedziała Lily, udając poważną.
Do kuchni weszła niezadowolona wysoka brunetka i zajęła miejsce na przeciwko matki.
-A ty jeszcze nie jechałaś do tej swojej szkoły dla wariatów? -warknęła do siostry Petunia i wzięła tosta z dżemem.
-Ślepa jesteś czy co? Siedzę tu, więc nadal nie jechałam do Hogwartu. -Odpowiedziała nadzwyczaj spokojnie Lily.
-Zamknij się dziwolągu! -zawołała brunetka.
-To ty się lepiej zamknij koński ryju i zmień teksty, bo zaczyna się to robić nudne. -Powiedziała, a na potwierdzenie słów ziewnęła.
-Mam nadzieję, że już tutaj nie wrócisz. Mam nadzieję, że zdechniesz! -wywarczała z jadem Petunia Evans wrednie się uśmiechając.
-Też cię kocham siostrzyczko! -wysyczała z sarkazmem Lily.
-Spokój! -krzyknęła pani Evans. -Jeśli zaraz się nie zamkniecie to Lily nie pojedzie do Hogwartu, a Petunia dostanie zakaz spotykania się z Vernonem!
-Że co proszę?! -zawołały w tym samym momencie.
-To co słyszycie. -Odpowiedziała mama z uśmiechem.
-Lily! Jedziemy! -usłyszeli krzyk pana Evansa.
-Już lecę! -odkrzyknęła mu córka, porywając ostatniego tosta i mocno przytulając się do mamy.
-Będę tęsknić mamo... -Wyszeptała jej w ramię i pocałowała w policzek.
-Ja też... -Odszepnęła pani Evans i również ucałowała córkę.
-Do nie zobaczenia Petunio! -warknęła i wyszła z kuchni.
Ojciec Lily był już w samochodzie i czekał na nią. Podróż najęła im dobrą chwilę, ale zdążyli pojawić się na Kings Cross o godzinie 10:45. Panna Evans rzuciła się tacie na szyję.
-Zobaczymy się na święta, tato. -Powiedziała cicho z uśmiechem. -Będę tęsknić!
-Pisz do mnie, Lilka i znajdź sobie w końcu tego księcia z bajki... -Mruknął jej do ucha pan Evans z wielkim uśmiechem.
Przytulili się ostatni raz i Lily przeszła przez barierkę i znalazła się na peronie 9 i 3/4, zderzając się z osobą stojącą po drugiej stronie.
-Uważaj jak łazisz, Potter! -warknęła chłodno Ruda.
-To ty na mnie wlazłaś! -odwarknął jej, wstając.
Chłopak chciał już odejść, ale Lily mu na to nie pozwoliła. Złapała go za kostkę, a on leżał z powrotem na ziemi.
-Evans! -zawołał zdenerwowany.
-Wiem jak się nazywam. -Odpowiedziała tym samym tonem ze słodkim uśmiechem. -A teraz pomóż mi wstać!
-A co ja jestem? Twój skrzat?! -zapytał chłodno, oburzony i wstał.
-Odwal się od skrzatów, Potter! -warknęła Lily i z gracją wstała. Zdenerwował ją, znowu. -Chłoszczyć!
Lily na powrót była czyta, ale jej włosy były całe poplątane. Z westchnienie ponownie machnęła różdżką i jej włosy były znowu ułożone. James również wstał z ziemi i oczyścił się zaklęciem, a potem przeczesał ręką włosy. Chłopak teraz miał okazje przypatrzyć się Lily i to co zobaczył miło go zaskoczyło. Od ostatniego ich spotkania była urosła, włosy trochę pojaśniały, kobiece kształty zaokrągliły się gdzie trzeba. Innymi słowy zrobiła się z niej niezła laska. To nic jednak nie znaczyło, on dalej jej nienawidzi i to się nie zmieni.
-Wyrobiłaś się! -powiedział z lekkim uśmiechem James. Nie miał pojęcia co go do powiedzenia tego podkusiło.
-Kpisz sobie ze mnie? -zapytała z sarkazmem.
-Gdzieżbym śmiał! -odpowiedział z szelmowskim uśmiechem. -Ale nadal jesteś tą samą denerwującą i irytującą idiotką!
-I vice versa, gnoju! -warknęła z prawie niewidocznym uśmiechem.
-Czyli uważasz, że jestem przystojny? -zapytał z podniesioną jedną brwią.
-Co? Nie. Fuj! -krzyknęła od razu. Jaki on jest bezczelny! -Mam nadzieję, że nie będę musiała często oglądać cię przez ten rok...
-Też nie chcę cię widzieć, Evans!
-Potter!
-Wiem jak się nazywam, słońce. -Odpowiedział z uśmiechem. Wiedział, że tym zdenerwuje ją najbardziej. Jak ja uwielbiam ją wkurzać!
-Wal się, Potter! -warknęła z irytacją Lily.
-Z tobą zawsze! -zaśmiał się, posyłając jej Huncwocki uśmiech.
Evans walnęła go ręką w głowę.
-Mam się na ciebie zrzygać, czy co? -jak on ją denerwuje.
Niby się nienawidzą, ale coś ich do siebie ciągnie... Lily bez pożegnania poszła do przyjaciółek. Były tak samo ubrane jak panna Evans, różniło je tylko kolor sukienek. Dorcas miała niebieską.


Ann koloru czerwonego.


Alicja miała czarną.


Marlena miała ubrane na sobie białą.


Dziewczyny uwielbiały się tam ubierać, bo wtedy każdy wiedział, że są przyjaciółkami i jeśli zadrze się z jedną, to wtedy ma się na głowie wszystkie. Były dla siebie jak siostry od samego początku, od pierwszego dnia szkoły. Lily wskoczyła na plecy Dorcas, a ta głośno pisnęła.
-Ruda! -krzyknęła, śmiejąc się.
-Słucham, skarbie. -Powiedziała wesoło Evans, przytulając przyjaciółkę.
Dorcas również ją przytuliła. Niby nie widziały się przez dwa tygodnie, ale czuły się jakby to była wieczność. Do tulenia dołączyły się pozostałe dziewczyny głośno się śmiejąc. Do roześmianych przyjaciółek podeszli Huncwoci i Frank, ale dziewczyny ich nie zauważyli. Syriusz wskoczył Lily na plecy, a ta zaczęła się głośno śmiać.
-Łapo! Ty idioto! -zaśmiała się i palnęła przyjaciela w głowę.
-Ruda! Moje włosy! -zapiszczał, poprawiając szybko fryzurę. -Ty potworze!
-No przepraszam, Łapciu! -powiedziała skruszona dziewczyna.
Po chwili zastanowienia, odpowiedział.
-Wybaczam.
-No to teraz ze mnie złaź, bo lekki to ty nie jesteś! -zaśmiała się rudowłosa.
-Ranisz me serce rudy człowieku. -Powiedział z żalem. -Jak możesz?! Ja do ciebie z sercem, a ty?!
-Oj, już dobrze! Przepraszam, Syriuszku! -zawołała Lily i przytuliła się do niego.
-Ja dla mnie to możesz tak dalej mnie przepraszać... -Mruknął jej do ucha, a ona walnęła go w ramię.
-Dla ciebie wszystko... -szepnęła do niego, a on posłał jej olśniewający uśmiech.
-Remi! -wrzasnęła Lily i rzuciła się na Lunatyka, a on głośno się zaśmiać.
-Ciebie tez dobrze widzieć, Lilka! -zaśmiał się i odwzajemnił gest.
-Peter! -zapiszczała i przytuliła się do kolegi.
-Hej, Lily! -odpowiedział z lekkim uśmiechem.
-Potter. -Odezwała się zimnym głosem.
-Evans. -Odpowiedział tym samym tonem.
Wszyscy się ze sobą przywitali, a potem razem weszli do pociągu i rozeszli się do dwóch różnych przedziałów.

**********************
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać! Miałam dużo na głowie i nie mogłam nic wyskrobać. Nadrobię wasze blogi w dwa tygodnie ;p
Kolejny rozdział w piątek, tym razem się nie spóźnię :)
CZYTAM = KOMĘTUJĘ

poniedziałek, 10 marca 2014

Prolog

Pierwszy września, początek roku szkolnego -to właśnie dzisiaj. Wiele dzieci było w drodze do szkoły, ale nie wszyscy. Na dworcu Kings Cross było bardzo dużo dziwnie ubranych ludzi z kuframi, niektórzy mięli nawet klatki z sowami, kotami czy szczurami. Londyńczycy byli przyzwyczajeni do takiego widoku, choć niektórzy nadal zerkali w ich stronę. Przecież, rok w rok, pierwszego września na dworcu pojawiają się tacy ludzie. Wśród nich były małe, jedenastoletnie siostry-rudowłosa i brunetka- z rodzicami. Na pozór wyglądali jak szczęśliwa rodzina, ale mało kto wiedział, że te dwie małe dziewczynki od jakiegoś czasu się nie znoszą. Powodem tego wszystkiego był list... list ze szkoły, oczywiście nie takiej zwykłej. Rudowłosa nie była zwykłą dziewczynką, jak mogło się wszystkim wydawać, była inna. Mogła unosić przedmioty, przesuwać coś bez użycia rąk, zmieniać kolory kwiatów, a raz nawet latała i wtedy pojawili się dziwni ludzie i sprowadzili ją na ziemię. Teraz już wiedziała, że to co się działo, nie było dziwne w świecie, który niedługo miał stać się jej życiem. Stanęli przed barierką oddzielającą perony 9 i 10. 
-Lilka ...to na pewno jest bezpieczne? -zapytał niepewnie pan Evans, stukając w barierkę palcem.
-Oczywiście, tato! -zawołała dziewczynka uśmiechając się promiennie.
-Ja tam na taty miejscu bym jej nie wierzyła. Przecież to DZIWOLĄG! -powiedziała z obrzydzeniem Petunia i uśmiechnęła się wrednie do siostry.
-Jesteś okropna. To że ty nie dostałaś się do Hogwartu, a ja tak nie znaczy, że musisz się na mnie teraz wyżywać, Petunio. A może moją winą jest to, że profesor Dumbledore nie chciał cię przyjąć? -odezwała się ponownie Ruda, ale tym razem mniej miło.
-Ty.. ty czytałaś moje listy? Jak mogłaś rudy mutancie?! To było do mnie, a ty nie miałaś prawa tego czytać!
-Ja jestem rudym mutantem? JA?! To ty wyglądasz jak najgorsza kopia końskiej mordy! 
-Lily, Petunio! Przestańcie natychmiast! Siostry, a zachowują się jak najwięksi wrogowie! To nie do pomyślenia! -pani Evans załamała ręce.
Lily sama zdziwiła się tym nagłym wybuchem, ale była przewrażliwiona jeśli chodzi o jej włosy. Ona sama je uwielbiała, za kolor, długość, za wszystko i denerwowało ją to, że NIEKTÓRZY mają z tym problem. Jeszcze pokaże Petunii... W przyszłości jeszcze ten koń będzie jej zazdrościć.
-Przepraszam mamo, ale to ona zaczęła. -Odpowiedziała Lily i z obrażoną miną spojrzała na siostrę.
Geogre Evans spojrzał na zegarek.
-Za dziesięć minut odjeżdża twój pociąg, Lilka... -Mruknął ze smutną miną.
-Też będę tęsknić, tatusiu! -zawołała i rzuciła się swojemu ojcu na szyję. Po policzkach dziewczynki popłynęły łzy.
-Nie płacz, bo oczy będziesz mieć zaryczane, a wtedy jaki chłopak zakocha się w tobie od pierwszego wejrzenia? -zapytał, poruszając sugestywnie brwiami.
-Nie ryczę... -Szepnęła Lily i odsunęła się od taty. -Kocham cię, tato!
-Ja ciebie też, Lily. Ja ciebie też. 
Rudowłosa podeszła do mamy.
-Masz wszystko zabrane? Ubrania, książki, sowę, różdżkę? -zapytała Emily Evans z zatroskaną miną, a gdy córka kiwnęła głową trochę się uspokoiła. -A gitarę wzięłaś?
-Tak mamo! Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. Niedługo się spotkamy...
-Niedługo?! Dopiero na święta!
-No mówię przecież, że niedługo. Mniejsza z tym... Będę tęsknić, mamusiu!
Przytuliła się do rodzicielki i jedna łezka spłynęła po jej twarzy.
-Ja za tobą też, córeczko... -Wyszeptała i ucałowała Lily w policzek. 
Ta odsunęła się od swojej mamy podeszła do siostry.
-Nawet jeśli bardzo mnie denerwujesz i zachowujesz się jak małe dziecko, to i tak jesteś moją siostrą, więc do zobaczenia Petunio. -Powiedziała na jednym wydechu i wyciągnęła rękę.
-Nie będę cię dotykać, DZIWOLĄGU! -zaskrzeczała brunetka. -Ale niech będzie... Do widzenia. Nigdy!
Nie podała ręki siostrze.
-Nie to nie, łaski bez... -Mruknęła Lily, zabrała kufer i sowę. -Do zobaczenia!
Uśmiechnęła się do rodziców i przeszła przez barierkę. Niestety po drugiej stronie ktoś stał, a biedna Lily na niego wpadła.
-Uważaj jak łazisz, idioto!
-Uważaj jak łazisz, debilko!
Dwoje jedenastolatków dało się słyszeć na końcu peronu. Lily spojrzała na czarnowłosego chłopca w okularach.
-Aleś ty głupi... -Mruknęła rozmasowując swoje cztery litery.
-Ty jeszcze bardziej, wiewiórko! -warknął okularnik, który również podniósł się już z ziemi.
-Chcesz w gębę, matołku? -zapytała wojowniczo dziewczynka.
Gdyby ojciec ją teraz widział byłby pewnie dumny. Mała Lily była do niego taka podobna, że niektórzy myśleli, że to rodzeństwo.
-Już się ciebie boje, Evans! -zakpił.
-Skąd wiesz jak się nazywam? -zapytała podejrzliwie.
-Na kufrze masz napisane.
-No tak... To nie zmienia faktów, Potter, że i tak ci wklepię! 
-Skąd ty wiesz...?
-Kufer, idioto.
-Aaaa! Ty mi wklepiesz? Dziewczyna?!
-Masz z tym jakiś problem? Ja nie mówię, że wyglądasz na największego kujona i ciamajdę na świecie!
-Ja kujonem? Ja ciamajdą? Kobieto, jesteś nienormalna! Czy ty nie widzisz moich mięśni?
-Chodzi ci o te witki?
-Witki? Witki?! To są prawdziwe i męskie mięśnie! Patrz, patrz... -Chłopak zaczął pokazywać swoje muskuły.
-No przecież mówię, że witki... 
-Zamknij się, Evans.
-Oj biedny Potter się wkurzył i co on teraz zrobi? Pobiegnie do mamusi po chusteczkę czy do tatusia żeby mu nosek wytarł.
-Jesteś głupia, Evans.
-Nie, to TY jesteś głupi, Potter!
-Idiotka z ciebie!
-Fajnie.
-Fajnie.
-Super!
-Super!
-Ekstra! -krzyknęła i weszła do pociągu.
Lily nienawidziła przemądrzania i wywyższania, a ten chłopak zajął w tej kategorii, prawdziwie i niezaprzeczalnie, pierwsze miejsce. Była tak podobna do ojca, że aż trudno było w to uwierzyć. Zachowywali się prawie tak samo. Tak samo zabawni, wyluzowani, cięci, utalentowani, a nawet lubili to samo. Panna Evans była inna niż dziewczynki w jej wieku i nie chodzi tu o magię, była ognista jak jej włosy. Kiedy coś jej przeszkadzało to zawsze mówiła co i nigdy jeszcze nie skłamała. Szła korytarzem, szukając jakiegoś wolnego przedziału, ale jak na złość wszystkie były zajęte. Lekko zirytowana weszła do przedziału w którym siedziały cztery dziewczynki.
-Cześć. Lily Evans... -Mruknęła dziewczynka i rzuciła się na wolne siedzenie.
-Dorcas Meadowes. -Powiedziała niemiło brunetka.
-Witaj, Ann Lorenh. -Przywitała się blondynka i podała rękę Rudej.
-Hej, jestem Marlena McKinnon! -zawołała kolejna blondynka i przytuliła Lily.
-Cześć, nazywam Alicja Stace! -Odezwała się szatynka, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
-A ty Meadowes co taka oschła? -zagadnęła Lily po chwili ciszy.
-Może po prostu nie chcę z tobą gadać... -Tu spojrzała na kufer Rudej. -...Evans. 
-A to niby dlaczego?
-Twoi rodzice są mugolami? -Dorcas zmieniła szybko temat.
Lily kiwnęła potwierdzająco głową.
-Właśnie dlatego nie mam zamiaru z tobą gadać. Nie chcę mieć później problemów w rodzinie.
-Jesteś jakaś walnięta! Nie chcesz ze mną rozmawiać tylko i wyłącznie dlatego, że jestem mugolskiego pochodzenia. To jest żałosne, wiesz?
-Sama jesteś żałosna, psycholko!
-Aha, dobrze wiedzieć. Nie masz nic innego do powiedzenia tylko "sama jesteś..."? Boże, jest z tobą gorzej niż myślałam!
-Zamknij ten zasrany ryj! -warknęła dziewczynka i rzuciła w Lily Czekoladową Żabą.
Rudowłosa złapała słodycz w rękę i zjadła. Brunetka patrzała na to z obrzydzeniem, ale i podziwem.
-Panna Meadowes się wkurzyła. Trzeba dać jej coś na uspokojenie, może jakaś miksturka?
-Morda, idiotko!
-Sama jesteś idiotką, idiotko!
-Trzymajcie mnie, bo zaraz jej trzepnę! -krzyknęła do koleżanek, zaciskając pięści.
Lily podeszła do Dorcas z rządzą mordu wypisaną na twarzy i wystawiła rękę.
-Przyjaciółki? -zapytała wesoło.
Ta spojrzała na nią z pogardą.
-Jasne! -zawołała i uścisnęła dłoń nowej przyjaciółki.
Zaimponowały sobie nawzajem i od tego czasu zawsze trzymały się razem, wszystkie pięć. To była przyjaźń nie do złamania.
Lily pamiętała ten dzień już do końca życia, bo właśnie w tego dnia poznała swoje przyjaciółki. Od tego wydarzenia minęły cztery lata, ale prawie nic się nie zmieniło. Evans i Potter dalej się nie znosili, Dorcas, Ann, Alice, Marlena i Lily dalej były przyjaciółkami, a Lily została tą samą wyszczekaną, ciętą, prawdomówną, zabawną i czasami wredną Wiewiórką. Miała nawet przyszywanego braciszka -Syriusza Blacka i dobrych przyjaciół Remusa i Petera. Potter, Black, Lupin i Pettigrew byli przyjaciółmi i wiecznymi figlarzami, na których mówiono Huncwoci. Chłopcy przyjaźnili się także z Frankiem Longottomem, ale on nie należał do Huncwotów, choć blisko mu do tego.
Oto oni i ich przygoda. Dziesięcioro wspaniały. Era Huncwotów. Zupełnie inna historia, która jest jeszcze nikomu nieznana, nawet autorce. To opowieść nie z tej ziemi! O miłości, nienawiści, przyjaźni i pokonywaniu własnych słabości. Tyle w niej przygód, że można się pogubić. Najważniejsze jest to, że Lord Voldemort tu nie zagości!

*****************************
No i jak? Podoba się? :)
Pierwszy rozdział pojawi się raczej we wtorek, ale nie jestem pewna.
Jeśli coś wam się nie podoba w tym wpisie, to piszcie! Każde słowa mile widziane, byle tylko nie obrażały :)
Dedykacja: Paulla K z [ KILK ]