— Ej, gdzie ci idioci? — zapytała z uśmiechem Dorcas. — Jeszcze przed chwilą tu byli.
— Kto tam ich wie! — zaśmiała się głośno Lily, kładąc głowę na ramieniu przyjaciółki. — Dori? Co to było w pociągu?
— Ale co masz na myśli? — dziewczyna udawała, że nie wie o co chodzi.
— Weź mnie nie denerwuj! Prawie całowałaś się z Blackiem! — warknęła Evans. Jak ona nie znosi, gdy nie mówi się jej prawdy.
— Zaczęłam realizować plan. A ty mi lepiej powiedz... Co to było z Potterem? — zapytała z wielkim uśmiechem dziewczyna.
— A co miało być? Zadanie — powiedziała zirytowana Lily.
— Taaa, jasne... — mruknęła z figlarnym uśmieszkiem Merlena.
— O co wam do cholery jasnej chodzi?! Przecież ja go nienawidzę! — warknęła dziewczyna. Nie kłamała, ona naprawdę go nie znosiła.
— Oczywiście. Tak, tak. Wierzymy ci Lileńko!
— Co was na Merlina wzięło?! Dziewczyny, to co się wydarzyło nie miało żadnego znaczenia! Musiałam to zrobić, nie pamiętacie? Jeśli bym się w nim zakochała, albo chociaż polubiła, to bym wam o tym powiedziała! — warknęła Evansówna, posyłając im zimne spojrzenie.
— Dobrze, już, dobrze! — zawołała Dorcas, nadal się uśmiechając. — My tylko żartujemy, słońce. Ruda! Ty go nienawidzisz i on ciebie też, więc co się tak rzucasz?
— Bo mnie to denerwuje. Wmawiacie mi to czego nie ma! — mówiła dalej obrażona.
— Chyba ktoś tu ma trudne dni... — mruknęła Marlena.
Na te słowa, Ann parsknęła w rękaw swojej szaty, a Lily dała przyjaciółce kuksańca w bok.
— Czy mi się wydaje, czy ktoś tutaj za dużo pije Ognistej? — zastanowiła się na głos rudowłosa.
McKinnon wybuchła perlistym śmiechem.
— Co prawda, to prawda! — zawołała wesoło, posyłając przyjaciółce figlarny uśmiech. — Ale ja szybko wytrzeźwieję, a twoje normalnienie będzie trwało trochę dłużej.
— Aleś ty wredna, a mówią, że to ja jestem Wredotą Roku w Hogwarcie! — zaśmiała się Ruda.
— Może i jestem mądra, ale o co chodzi? — zapytała zaskoczona Ann.
— Sweet Bitches* się stały! — pisnęła rozradowana Meadowes.
— Aaa! Już kumam — powiedziała bardzo mądrze dziewczyna. — I one śmiały się to powiedzieć? Niech ja je tylko zobaczę, to wygarnę im wszystko co o nich myślę...
— Masz teraz okazję, słońce... — Marlena zdążyła tylko tyle powiedzieć.
Gdy wysiadły z powozu podeszły do nich trzy blondynki. Wszystkie były ubrane w krótkie czarne miniówy, czerwone koszulki z głębokim dekoltem i dwudziestocentymetrowe szpilki w tym samym kolorze. Miały bardzo wyzywający i mocny makijaż i pełno bransoletek na rękach.
— O, kogo my tu mamy? — zapytała najwyższa z nich - Ronnie, przystawiając rękę do ust. — Ruda szmata, dziwka Meadowes, Cnotka - Niewydymka Ann i puszczalska McKinnon.
Jej dwie przyjaciółki zaczęły głośno chichotać, a potem stało się coś czego żadna z nich wszystkich się nie spodziewała - Lorenh spoliczkowała Cruel.
— Ty ścierwo! Jak śmiesz obrażać moje przyjaciółki?! Aż tak ci brak czyjegoś łóżka, że odzywasz się do normalnych ludzi? Jak byś nie zauważyła, to wy macie sylikonowe cycki, tonę makijażu na gębie, kilometrowe tipsy i ubieracie się jak dziwki. Poza tym bardzo mi miło, że znasz moje imię, ale tylko przyjaciele mówią do mnie "Ann". Dla innych jestem Annabell. A teraz spieprzaj stąd za nim wytłumaczę ci to ręcznie!
— Za wysokie progi na twoje nogi! — prychnęła tylko, nadal zaskoczona Ronnie.
— To chyba będę musiała położyć się na ziemię! — zaśmiała się zimno Ann i poklepała blondynkę po policzku. — Aleś ty żałosna, Cruel.
— Jak śmiesz, wywłoko?! — krzyknęła, sprowadzając tym samym uwagę innych uczniów.
— Ronnie, słońce, zjedz Czekoladową Żabę, bo zaczynasz strasznie gwiazdorzyć! — powiedziała to z tak słodkim uśmiechem, że połowa chłopaków, którzy na to patrzyli, zrobiło maślane oczka.
— A ty przyczep sobie kłódkę do gaci, bo taka puszczalska, to na każdym kroku musi je ściągać! — zaśmiała się, a na jej twarzy wykwitł perfidny uśmieszek.
— To zastanów się czy jestem dziwką czy Sztywną Dziewicą Panią Prefekt!
— Może czymś pomiędzy...? A teraz odejdź stąd!
— To ty się przywlekłaś, więc ty stąd odejdziesz albo ci w tym pomogę — mówiąc to popchnęła blondynkę, a ta potem odeszła z dumnie uniesioną głową wraz ze swoją świtą.
Ann otoczyły jej przyjaciółki i wszystkie wybuchły niekontrolowanym śmiechem.
— To było mistrzowskie! — zawołała Dorcas, a Sweet Bitches spojrzały na nią z pogardą.
— Genialne!
— Ale jej dowaliłaś!
— Żebyś widziała jej minę!
— Widziałam jej minę! — wyszczerzyła się Lorenh. — A wiecie co było w tym najlepsze?
Dziewczyny spojrzały na nią z jeszcze większym zaciekawieniem.
— No mów! — ponagliła ją Meadowes.
— Że... — ktoś jej przerwał.
— Nie zaczyna się zdania od "że"! — powiedziała zirytowana Marlena.
— Chcesz usłyszeć? — kiedy jej przyjaciółka kiwnęła głową, Ann kontynuowała. — To siedź cicho, kochana. A więc... NIE PRZERYWAJ MI, MARLENO! — Dziewczyna mruknęła coś w stylu "wcale nie miałam zamiaru". — Ta wredota sama odeszła i do tego mogłam jej obić tą plastikową twarzyczkę!
— Masz rację. To było zajebiste i ten tekst z reklamy Czekoladowych Żab! — zawołała zadowolona Alicja.
— Szczerze? Cholernie mnie zaskoczyłaś, ale miny tych idiotek były jeszcze lepsze! Wyglądały jakby w nie piorun trzasnął i z rozdziawionymi gębami czekały na zbawienie — powiedziała z wesołym uśmiechem Lily.
— Tak wiem... Nie powinnam się tak zachować i na nie naskoczyć, ale to gromadziło się we mnie przez ten cały czas. Ja jeszcze nigdy nie użyłam tylu wulgaryzmów w tak krótkiej wypowiedzi, zwykle to było proste "idiotka" czy "szmata", ale nigdy jeszcze nie jechałam po nich tak mocno. Teraz pewnie myślicie, że to inna Ann i że się zmieniłem, ale to mi się chyba podoba... — Ann naprawdę było teraz wstyd za jej zachowanie.
— Co ty pieprzysz dziewczyno?! To było GE-NIA-LNE!
— Dorcas, nie pocieszaj mnie.
— Wcale nie mam zamiaru. Dlaczego w ogóle miałabym to zrobić? Przecież, to dzisiaj jest ten legendarny dzień, w którym Annabell Ann Mądrala Lorenh pierwszorzędna i poukładana Pani Prefekt dowaliła i postawiła się tym kretynkom!
Na te słowa, dziewczyna cicho się zaśmiała.
— Masz rację, Dor. Nikt już nigdy więcej nie nazwie mnie Mądralińską Panią Prefekt! Rzucam tę robotę! — zawołała radośnie, a przyjaciółki spojrzały na nią z przerażeniem.
— Ann, nie o to mi chodziło!
— Przecież wiem! Aż tak ze mną nie jest źle, żeby rezygnować z bycia Prefektem — prychnęła i przy tym zabawnie zmarszczyła nosek.
— A ja myślałam...
— Dorcas Meadowes myśli?! - zapytała, udając cholernie zaskoczoną. — To ona w ogóle ma mózg?!
— Ha ha ha! Bardzo śmieszne! — zawołała z przekąsem.
— Ale prawdziwe... — mruknęła z wielkim uśmiechem Ann.
— Osz ty!
— Co, słoneczko?
— Ja ci dam "słoneczko", ale na dupie!
— Weź, bo zaczynam się ciebie bać, Czarnulku!
— To wy się tu kłóćcie, a my pójdziemy do Hogwartu. Na Ceremonię Przydziału — powiedziała Lily, dobrze wiedząc co się teraz stanie.
— Prawie bym zapomniała! Och, muszę lecieć! Gdzie jest Remus jak go trzeba?! No to McGonagall mnie zabije! Mięliśmy odprowadzić pierwszorocznych do Hogwartu, bo Hagrida dzisiaj nie będzie! Wyjechał na jakieś wakacje, czy coś... — gadała jak nakręcona, chodząc dookoła nich.
— Ej, ej, ej! Spokojnie, bo dziurę nam tu wykopiesz! — zaśmiała się Marlena i złapała przyjaciółkę za ramię. — Remus już wszystko załatwił, a Ruda tylko przypomniała, że jesteśmy już w HOGWARCIE!
— Nie piszcz tak dziewczyno, bo zaraz tu się jakieś robactwa nazlatują! — powiedziała Alicja i zatkała sobie uszy.
— Nazlatują? — Dorcas uniosła do góry jedną brew. — A nie przylecą? Alie, myślałam, że kto jak kto, ale ty myślisz...
— Bo myślę! — oburzyła się dziewczyna, ale się uśmiechnęła. — Już człowiek nawet nie może się pomylić, bo panna Meadowews już wychodzi z gębą!
— Ej! Wcale nie!
— Wy się lepiej zamknijcie i chodźcie w końcu na tą zasraną ceremonię, bo McGonagall odejmie nam punkty na poczekaniu! — warknęła zirytowana Evans.
— Okej... — mruknęły w tym samym momencie, a potem się zaśmiały.
Rozejrzały się dookoła. Nikogo oprócz nich już nie było, tylko one stały przed wrotami do zamku. Z uśmiechami na twarzach weszły do środka, a potem skierowały się w stronę Wielkiej Sali. Niestety przed wejściem stał Severus Snape, który od razu podbiegł do Lily.
Jakie to żałosne… Niech on się w końcu ode mnie odwali!
— Cześć, Lily. Ja wiem, że ty nie chcesz ze mną rozmawiać, bo cię strasznie zraniłem i straciłem twoje zaufanie, ale… — Dziewczyna nie dała mu dokończyć.
— Idź stąd, Snape, bo śmierdzi… — mruknęła i razem z dziewczynami przeszła obojętnie obok niego i weszły do sali. — A! — zawołała i odwróciła się w jego stronę. — I nie odzywaj się do mnie.
— Ja tu kolejny raz chcę cię przeprosić, a ty jesteś do mnie tak nastawiona! — warknął i spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
— Ale ja nie potrzebuję twoich przeprosin. Jesteś żałosny i zaczynasz mnie nudzić. Ciągle tylko „Przepraszam, Lily” „Tak mi przykro, Lily” „Wybacz, Lily”… Wesz jakie to nudne? Bla, bla, bla. To już chyba wsadzić łeb w kibel i spuścić wodę, bo to jest bardziej ciekawe niż twoje ględzenie! — powiedziała zirytowana Evans i poszła zająć swoje miejsce przy stole.
Rozejrzała się w poszukiwaniu Syriusza, tylko on umiał ją w takich sytuacjach pocieszyć. Niestety, nie było go, z resztą nie było żadnego z Huncwotów. Lily już wiedziała co się święci, a na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.
No to będzie przedstawienie!
Do WS weszła profesor McGonagall z przestraszonymi pierwszoroczniakami. Na stołku stała już Tiara Przydziału i otwierała już ”usta” z cwanym uśmieszkiem.
My to Huncwoci.
Lubimy się psocić.
Po to właśnie tu jesteśmy,
By was bawić no i śmieszyć.
Irytka uwielbiamy.
Filcha do szału doprowadzamy.
Wszystko dla nas możliwe jest
i pani Noriss o tym wie!
Ognista to dla nas zbawienie,
A impreza zabawieniem.
Ślizgoni zawsze z drogi spieprzają,
Bo wiedzą, że nas do szału doprowadzają.
Dumbledore nas uwielbia, prawie tak jak Dropsy.
Za to McGonagall ze zdenerwowanie właśnie wyrywa sobie włosy.
Tylko nie punkty pani profesor,
Możemy zamiast tego dostać karę mycia sedesów.
Jednak prosimy, błagamy, by nie dostać kary!
Nie będziemy robić kawałów przez miesiąc!
Oczywiście żartujemy, bo my w śmiechu się kąpiemy.
Dziewczyny teraz nas pokochają…
Tylko niech od Remiego z dala się trzymają.
Ann wam wtedy tak naklepie, że nie chcemy być w waszej czerepie!
Nasz kochany Frank z uśmiechem, kąpie się w bagiennej rzece!
Peterek cicho siedzi, bo ma dla was dobre wieści.
Nasz wspaniały Casanova załatwił schabowe na obiad.
Potter załamuje ręce i patrzy na nas w udręce.
Pewnie myśli jak znowu pocałować Rudą,
Która jest zgrabną dupą.
Teraz pewnie dostaniemy od niej w łeb,
Ale to nasze zadanie.
Rozweselenie po wojnie ze Smarkiem.
Tylko nie boczcie się dziewczyny…
O was też coś wspomnimy.
Te pięć lasek co tam siedzi, to Huncwotki drogie dzieci!
Bójcie się teraz, bo w tym roku pomogą nam wyrzucać śmieci!
Mowa tu o Ślizgonach, hogwardzkich potworach.
Nie obejdzie się od szlabanów, a punkty też pójdą w dół.
Nie martwcie się jednak, bo panna Perfekt Agresywna
wszystko odrobi i niczyja to nie będzie wina.
Strzeżcie się Smarki i Tlenione Małpy,
Bo w tym roku będziecie martwi!
Wy też się bójcie dziewczyny…
Bo ten rok będzie dla was inny.
Huncwotki z cienia wyjdą, każdy wam to powie
I zawrócą wszystkim chłopakom w głowie.
Zaczyna się rok wariowania i rozbawiania.
Huncwoci i Huncwotki połączyli siły
I w jedną drużynę się złączyli.
Ślizgonów serdeczniej pozdrawiamy i kija im w dupy właśnie wkładamy!
Bez ryzyka nie ma zabawy, tak bardzo często powiadamy.
— To tak na zachęcenie i rozruszanie! — zawołał z wesołym uśmiechem Syriusz, a wszyscy wybuchli głośnym śmiechem. Wszyscy z wyjątkiem Ślizgonów i nauczycieli, no może profesor Dumbledore cicho chichotał w puchar.
— Huncwoci w moim gabinecie, po uczcie! — powiedziała tonem nie znający sprzeciwu, choć dało się doszukać krzty rozbawienia. — I Huncwotki też.
Dziewczyny myślały, że rozszarpią tych idiotów. Jakie do cholery Huncwotki? Co to miało w ogóle być? I jeszcze mają przez to kłopoty?! Zdenerwowana Lily nie wytrzymała.
— A dlaczego my? — zawołała z figlarnym uśmieszkiem.
— Bo złączyliście się w jedną drużynę z nimi — odpowiedziała Minewra takim tonem, jakby to było wiadome od razu.
— Ale to oni tańczyli, to oni mówili o nas. Kobieto, gdzie ty tu widzisz logikę? — warknęła Dorcas. — Gdzie ty tu widzisz w ogóle naszą ingerencję?
Potter i Black nie wytrzymali już i wybuchli głośnym śmiechem. Nie spodziewali się, że im też się dostanie. To miała być tylko propozycja, ale teraz nie było odwrotu. McGonagall wypowiedziała im wojnę, a one się nigdy nie poddają i oni to wiedzieli.
— Meadowes, trochę szacunku do nauczyciela! — krzyknęła profesorka. — Nie wydaję mi się, żebyśmy przeszły na „ty”, więc nadal wymagam od ciebie byś odzywała się do mnie per „pani”.
— Tego samego oczekuję z pani strony — odpowiedziała zimno dziewczyna. Jak ona nie znosi, kiedy się jej rozkazuje!
— Panno Meadowes! — zawołała oburzona. — Bez żadnego „ale” macie przyjść do mojego gabinetu i nie obchodzi mnie co panienka o tym sądzi!
— No to ma pani problem, bo ja nie przyjdę! — powiedziała z dumnie uniesioną głową i posyłając nauczycielce wyzywające spojrzenie.
— Przyjdziesz. Czy ci się to podoba czy nie. Poza tym odejmuję 15 punktów twojemu domowi za obrażanie i sprzeciwianie mi się.
— Pani jest jakaś nienormalna! — warknęła dziewczyna, a potem wyszła z WS, kręcąc tyłkiem.
— Po tym, jakże dziecinnym przedstawieniu… — Ktoś jej przerwał.
— W którym pani brała udział! — zirytowała się panna Evans. Nikt nie będzie obrażał jej przyjaciół. — Przypominam pani, że trochę szacunku uczniom też się należy.
— Teraz pani zaczyna? — zapytała podenerwowana Mistrzyni Transmutacji.
— Tak! — pisnęła z uśmiechem, ale wyraźną kpiną.
— To może od razu odejmę 15 punktów… — Znowu jej przerwano.
— Nie uważa pani, że bezpodstawne odejmowanie punktów, to przesada?
— Panno Lorenh! Myślałam, że kto jak kto, ale ty umiesz się zachować.
— A ja myślałam, że pani nie obraża swoich uczniów.
— Przesadziła panienka — powiedziała lekko zmieszana.
— Nie wydaje mi się. Może mi pani powie, że to co pani robi jest dobre? — zakpiła. Ta kobieta coraz bardziej działała jej na nerwy.
Chyba zrobiłam sobie dzisiaj Dzień Szczerości. Ktoś jeszcze chętny naprawdę? Błagam, tyko ty Remusie tu nie podchodź!
— Tak, to jest dobre! Nie dam tak bezkarnie podważać mojego autorytetu! — powiedziała opanowana, chociaż coś w niej wrzało.
— Jeszcze uważa pani, że kłamię? — zapytała i nie czekając na odpowiedź, wyszła z Wielkiej Sali.
— I co pani narobiła? — kolejny atak ze strony Lily.
— No właśnie nie! Nie wiem co się z wami dziewczynki dzieje. Zawiodłam się na was. Zawsze takie poukładane, grzeczne i mądre… A teraz? — zagrzmiała, a w jej oczach tlił się zawód.
— Pani twierdzi, że jesteśmy głupie i niewarte?! — zawołały w tym samym momencie oburzone panny Evans i McKinnon, a potem opuściły WS.
— Jak pani śmie?! — Alicja również nie miała zamiaru przebywać dłużej w Wielkiej Sali.
Kobieta głośno odchrząknęła i zaczęła ceremonię, a gdy skończyła, odezwał się dyrektor, który nadal miał lekki uśmiech.
— Witam was w Hogwarcie! Jak zawsze godnie przywitali nas Huncwoci, a teraz dodatkowo Huncwotki i Tiara Przydziału. Potem małe przedstawienie, a na sam koniec przyjęcie pierwszorocznych do domów. Jak co roku wstęp do Zakazanego Lasu jest absolutnie zakazany. Proszę też w imieniu profesor Sprout, żebyście nie niszczyli Wierzby Bijącej, bo jest naprawdę uroczym drzewem. Posadę nauczyciela zajmującego się Obroną Przeciw Czarnym Mocą zajmie w tym roku profesor Loren Ertquike. Zaszczyt bycia Prefektami Naczelnymi mają… -Profesor Dumbledore zrobił chwilę przerwy. —… Remus John Lupin i Agresywna Ann Lorenh!
— Remi! Remi! Remi! — Huncwoci i Frank zaczęli podrzucać Lupina. — Remi! Remi!
Dyrektora tak rozbawił wygłup chłopaków, że zakrztusił się sokiem dyniowym, który właśnie popijał.
~*~
— Serio jej tak dowaliłyście? — zapytała podekscytowana Dorcas. Zawsze to ona stawiała się wszystkim profesorom, tylko do Dumbledore’a miała wielki szacunek, a teraz jej przyjaciółki.
Moja krew! Normalnie muszę zapisać to w kalendarzu i postawić im butelkę Ognistej!
— Nie na niby! — zironizowała Lily z wielkim uśmiechem. — Żebyś widziała jej minę! Normalnie jakby ducha zobaczyła…— Dziewczyny uniosły jedną brew. — No w świecie mugoli się tak mówi.
— Ale, że nawet Ann? — nie dowierzała brunetka.
— Tak, a bo co?
— Nic, słońce. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do twojej diabelskiej zmiany! — wyszczerzyła się dziewczyna.
— Takie to dziwne, nie? Nie uwierzysz, ale ta moja jak ty to mówisz „zmiana”, to chyba tylko dzisiaj! — Ann również się uśmiechnęła.
— Ja tam lubię twoje każde wydanie. Czy wredna jak diabeł czy dobra jak anioł.
— Jaka z ciebie poetka, Alie!
— Nie? — zaśmiała się blondynka z szerokim uśmiechem.
— I tak chciałabym widzieć jej minę… — rozmarzyła się Meadowes.
— Kogo?
— Mary, coraz bardziej wątpię, że ty myślisz… No jak to kogo? McGonagall! Widzieć jak ona się na was wkurza, to istny cud!
— Czarna, jaka ty jesteś wredna! — zaśmiała się Ann.
— Ty nie chcesz widzieć mnie wrednej, kotku — wyszeptała z szyderczym uśmiechem.
— Weź mnie nie strasz! Przecież to ja jestem Hogwardzką Wredotą! — naburmuszyła się Lily i skrzyżowała ręce na piersi.
— Oj, no! Przecież żartuję, nie zabiorę ci tego miana! — wytłumaczyła się szybko z jeszcze większy uśmiechem. — Ani nie zabiorę Ann miana Agresywnej.
— I dzięki Bogu, słońce! — pisnęła uradowana dziewczyna.
— Od kiedy my w ogóle jesteśmy jakimiś Huncwotkami? — wybuchła nagle Evans. — My się nienawidzimy! Znaczy ja nienawidzę Pottera, a Dorcas Łapy…
— A może oni chcą to zmienić… — odparła Ann z olśniewającym uśmiechem.
— Ann… Remi już dawno jest twój! — powiedziała z politowaniem Meadowes. — Musimy się na nich zemścić za to wrobienie i ja już mam pomysł!
— Co robimy, siostro? — zapytała z figlarnym uśmieszkiem Ruda, a w jej oczach były iskierki podniecenia.
— Kawał, siostrzyczko.
— Już mi się podoba! — powiedziały w tym samym momencie, a potem wrednie się zaśmiały.
— Huncwotki muszą zaistnieć, czyż nie? — zapytała ze słodkim uśmiechem Marlena.
— Dzisiaj w nocy przed dwunastą zaczynamy akcję o nazwie „Kobiece Farbowanie” — zaśmiała się cicho Dorcas, a reszta kiwnęła głowami z uśmiechami.
Nagle usłyszały krzyki dochodzące z WS.
— Remi! Remi! Remi! Remi! Remi!
Meadowes zaśmiała się głośno, a jej perlisty śmiech odbił się echem po korytarzu.
— Albo dał im alkohol, albo chcą go zabić! — powiedziała z wesołymi iskierkami w oczach.
— Wchodzimy tam! — zawołała ochoczo Lily, a przyjaciółki spojrzały na nią jak na kosmitkę. — Nasz kochany Lupinek ma jeszcze zadanie do wykonania!
Na to stwierdzenie dziewczyny pokiwały ochoczo głowami, a Rudowłosa dodała:
— Wchodzimy tam dumnie, ale zobojętniałe i z urażonym wzrokiem spoglądamy na McSztywną, a potem siadamy i dowiadujemy się o co chodzi!
— Dobra! — zgodziły się i Dorcas otworzyła wrota do WS.
Kiedy weszły do środka inni zaczynali już jeść, a one zrobiły jak mówiła, a gdy ich wzrok powędrował w stronę opiekunki domu i zobaczyły to przepraszające spojrzenie, to omal nie zaczęły się śmiać. One nie były wcale na nią złe, ale chciały pokazać, że wcale nic złego nie zrobiły. Usiadły przy swoim stole i od razu napotkały rozbawione spojrzenie tych stalowo-błękitnych i orzechowych tęczówek.
— Co się tak darliście? W całej szkole was słychać — zagadnęła Alicja.
— Nasz Remi jest Prefektem Naczelnym, a my się tak cieszymy, że nasz chłopiec dorasta! — powiedział Syriusz i otarł niewidzialną łzę.
— A kto jest drugim Prefektem Naczelnym? — zapytała z zainteresowaniem Ann.
Black chciał coś powiedzieć, ale Potter kopnął go pod stołem, więc udał, że kaszle.
— Evans — powiedział z lekkim uśmiechem James, wkładając do buzi kawałek ziemniaka.
— CO?! — krzyknęła na całą salę, krztusząc się sokiem.
— Też się zdziwiłem, no bo… Ty i Prefekt? A potem Łapa na Ministra Magii — zakpił Czarnowłosy z ironicznym uśmiechem.
— Ej! — zawołał oburzony Black.
— Spokojnie, Łapciu… Po Syriuszu spodziewałabym się tego o wiele szybciej niż po tobie, Potter — odpowiedziała z przesłodzonym uśmiechem.
— Masz rację, Evans… Ja jednak po tobie nie spodziewałbym się nawet tego — szydził dalej. — Przecież ty na miotle dobrze usiąść nie umiesz.
— A założymy się? — zapytała z kpiącym uśmiechem.
— O co?
— O to, że dostanę się do drużyny - będę Ścigającą. Jeśli wygram, to dostaję od ciebie butelkę Ognistej Whisky i dziesięć butelek Kremowego Piwa, a jeśli przegram… — przerwała, by się zastanowić. — …pocałuję cię.
I nagle dotarło do niej co powiedziała i wytrzeszczyła oczy. Z przerażeniem spojrzała na szczerzącego się Pottera i równie przerażone jak ona przyjaciółki.
— A jeśli, to ja wygram – co dostanę? — zapytał z cwanym uśmieszkiem na twarzy.
— To ci w zupełności wystarczy, kretynie — syknęła.
— Aż tak ci się podobało, Evans? — zapytał z flirciarskim uśmiechem, ale po chwili powiedział. — Zgoda!
— No to mamy już alkoholik dla nas wszystkich! — wyszczerzyła się — A ty Remi masz zadanie do wykonania!
— Myślałem, że zapomnisz… — mruknął z rezygnacją.
— Ja?
— No dobra, dobra… Ale nie mogę jutro? — spojrzał na wszystkich błagalnie.
— Nie! — zawołali.
Jaka zgodność! Żeby czasami piorun „niechcący” ich nie strzelił.
— Ale ja nie mam kwiatów i pierścionka! — wyszczerzył się.
— A to nie problem — powiedziała Evans i z uśmiechem wyczarowała bukiet czerwonych róż i plastikowe pierścionki.
— Ale kwiaty nie powinny być białe? — Chłopak chłapał się ostatniej deski ratunku.
— Idź już do cholery! — warknęła Marlena.
— Dobra, już, dobra… — mruknął.
Chłopak wziął do ręki kwiaty i pudełeczko, a potem podszedł z ogromnym uśmiechem do stołu Ślizgonów. Padł przed zaskoczonym Snapem na kolana.
— Sev, ja wiem, że ty chcesz się ukrywać, ale ja dłużej tak nie mogę. Rozumiesz? Pragnienie i pożądanie niszczy mnie od środka. Niech cały świat wie, że ja Remus John Lupin kocham cię bezgranicznie i nie mogę bez ciebie żyć! — wołał z uczuciem, a gdy zobaczył przerażoną minę Smarka, to ledwo powstrzymywał się od śmiechu. Wyciągnął rękę z otwartym pudełkiem. — Wyjdziesz za mnie, skarbie?
Jego przyjaciele, którzy od początku powstrzymywali śmiech – nie wytrzymali. Było ich słychać w całym Hogwarcie, Hogsmade i Bóg wie gdzie jeszcze. Syriusz cały czerwony na twarzy spadł z ławki i trząsł się cały na ziemi. Obok niego po chwili pojawiła się załzawiona Lily. James i Dorcas leżeli na stole i walili rękami o blat. Peter i Marlena wylądowali pod stołem głośno rechocząc, a Ann ledwo co trzymała się na ławce. Uczniowie i nauczyciele, którzy dotąd patrzyli na to z przestrachem, a nawet obrzydzeniem, teraz śmiali się głośno, wiedząc, że to żart. Remus tez już nie wytrzymywał. Wsadził szybko pierścionek na palec Severusa, mocno go uścisnął i wrzasnął na całą salę:
— TEŻ CIĘ KOCHAM, MÓJ MYSIU - PYSIU!
Potem zaczął się głośno śmiać, że aż przewrócił się na ziemię. I tak właśnie zakończyła się Uczta Powitalna, ale to nie koniec atrakcji na dziś, a może raczej na jutro. Niejakie Huncwotki w głowach miały teraz świetny plan, który miał rozbawić całą szkołę.
Sweet Bitches* — są to trzy dziewczyny, które nienawidzą się z Huncwotkami. Wymyśliłam je na potrzeby bloga i są to w stu procentach postacie wymyślone przeze mnie. Ich nienawiść zaczęła się już na pierwszym roku, a że mają dormitoria położone bardzo blisko siebie, to nie znoszą się jeszcze bardziej. Te dziewczyny namącą trochę w życiu Ann, Alicji, Marleny, Dorcas i Lily. Nie bójcie się… Też ich nie lubię :)
--------------------
No hej skrzaty! :*
To chyba najdłuższy rozdział na tym blogu i czuję się dumna. Trochę się działo nie?
Rozdział za tydzień i czy tylko ja nie mogę doczekać się tej zemsty? :D
Dziękuję za komentarze, za wyświetlenia, za to, że jesteście <3
Zgredek ♥