sobota, 1 listopada 2014

12. "Zgoda i odsłoń ciepełko, Black"

W poprzednim rozdziale:
Ogółem dzień z życia Ślizgonek, ale pokazany oczami Evallyn Black. Była kłótnia Evallyn-Narcyza-Bellatrix-Andromeda. Pojawiła się impreza w Pokoju Wspólnym Slytherinu (ogólnie libacja alkoholowa, rozpierducha i nie dawanie ludziom spać). Rozmowa z Edwardem Zabinim, która da trochę do myślenia naszej Ev.


*Pokój Wspólny Slytherinu*

— Pieprzona szlama! — warknął rozdrażniony brunet, chodząc, w tą i z powrotem, po PW Ślizgonów. Przypomniał sobie zdarzenie z przed dwóch dni i strasznie się zdenerwował. — Zasrana Evans i jej ciągłe wpierdalanie się wszędzie gdzie jestem!
Wszyscy zebrani przewrócili oczami. Za każdym razem, kiedy Lily Evans pojawiała się, gdy on realizował swoje niecne plany, które ściśle mówiąc nigdy nie wypalały, to on odchodził z niczym, zawsze tak samo wkurzony. Jak on nienawidził, gdy ta mała szlama, uważała się za wysoce sytuowaną arystokratkę. Większość mieszkańców Domu Węża śmiało się z zaistniałej sytuacji, a Wspaniały i Niepokonany Regulus Black dostawał białej gorączki. Nie znosił, kiedy ktoś był od niego lepszy, a taka właśnie była Lily. Zawsze wiedziała co powiedzieć i jak mu dopiec, bo wtedy on nie miał zielonego pojęcia, jak jej na to odpowiedzieć. Niechętnie musiał przyznać, że ta głupia Gryfonka zawsze umie mu dopiec, a to go najbardziej irytuje.
— Czyżby panna Evans znowu zgasiła niezniszczalnego Regulusa Blacka? — Brunet usłyszał, dobrze znany mu, głos za sobą, więc natychmiast odwrócił się w tamtą stronę. Nie, no jeszcze zakonnicy tu brakowało!
— Jak miło cię widzieć, Snape — Regulus uśmiechnął się kpiąco, patrząc z wyższością w oczy Severusa. Jak on nienawidził tego brudasa. — Szkoda, że mój nos nie może powiedzieć tego samego… Kiedy ty się ostatnio myłeś, człowieku?
Nozdrza drugiego Ślizgona niebezpiecznie zadrgały, a on sam wyprostował się jak struna. Nie znosił, kiedy ktoś obrażał jego wygląd, mimo że był w Slytherinie to nie należał do zamożnych ludzi. Nienawidził, kiedy ktoś patrzał tylko na jego stronę zewnętrzną, bo to było co najmniej niestosowne. Matka kiedyś mu mówiła, że „nie ocenia się książki po okładce”, a tak właśnie większość ludzi robi. Zwykle na sam koniec przejeżdżają się na tej swojej wysoce inteligentnej opinii, a ta brzydka czy gruba osoba okazuje się naprawdę wartościowym człowiekiem, przynajmniej to zauważył w jakichś głupich mugolskich filmach. Pokręcił lekko głową, odganiając myśli, a potem spojrzał w oczy swojemu wrogowi.
— Wiesz co, Black? — parsknął drwiąco. Już on, Severus Snape, mu pokaże, gdzie jego miejsce. — Nadawałbyś się bardziej na Gryfiaka, bo zachowujesz się jak taka cipa, a nie jak prawdziwy facet. Kto by pomyślał, że ty jesteś arystokratą…
Tego było już za wiele dla biednego Regulusa, który w tym właśnie momencie wyciągnął swoją różdżkę z wewnętrznej kieszeni szaty. Był wściekły, a rzadko kiedy tak było, bo na ogół ten chłopak tryskał spokojem. Tyle że nie teraz, miarka się przebrała. Żaden pół-krwisty brudas i śmierdziel nie będzie mu zarzucał takich rzeczy. Myślał, że ujdzie mu to płazem? Jeśli tak, to grubo się pomylił. Co ten frajer od siedmiu boleści sobie wyobraża? Myśli, że jak jest Ślizgonem, to może mu się stawiać? Dobre sobie… Szkoda tylko, że gdy Lucjusz jest w pobliżu, to ten siedzi jakby mu ktoś usta zaszył. Szkoda, że mu nie jest tak wesoło jak Snape’owi.
— Słuchaj ty… — zaczął Black, ale przerwało mu głośny krzyk pewnej brunetki, która właśnie weszła do Pokoju Wspólnego. Obydwoje spojrzeli na siebie ze strachem, wiedząc co się zaraz szykuje.
— Czy wyście do końca zdurnieli, durnie jedne?! — krzyczała na nich Evallyn Black, stojąc naprzeciwko nich i patrząc z przyganą na obydwóch. — Co wy sobie w ogóle wyobrażacie?! Mówiłam wam przecież, że nie macie się do jasnej cholery kłócić, więc ty chowaj różdżkę, a ty w tej chwili masz przestać go kopać! Zachowujcie się gorzej niż w Magarcie*! Powinniście się za siebie wstydzić, bałwany jedne! Teraz kara dla was, durnie! Ty masz iść pocałować Dorcas Meadowes, a ty marsz do łazienki umyć włosy! I bez żadnego „ale”! Czy ja mówię po chińsku?! MIGIEM!


*Dormitorium numer 12, pokój Huncwotek*

Panna Evans szła właśnie w stronę swojego dormitorium, miała zwieszoną głowę w dół. Była załamana i smutna, ale mimo tego mówiła, że jest dobrze. Nie chciała pokazać nikomu, jak bardzo jest jej źle z powodu kłótni z Syriuszem. Zawsze trzymali się razem, od początku pierwszej klasy, już w pociągu do Hogwartu. Dobrze pamiętała jak zaczęła się ich wspólna przygoda, a miało to miejsce w znanym wszystkim przedziale Huncwotów. Weszła tam, bo James zabrał jej na peronie chustkę, którą tak lubiła. Była naprawdę wściekła w tamtej chwili i, pierwsze co jej przyszło do głowy po wejściu do środka, uderzyła okularnika w twarz. Dzięki niej zyskał ślad, który nie zniknął mu z twarzy przez trzy dni. Za to Syriusz miał z tego taką polewkę, że spadł ze swojego siedzenia i podskakiwał jak jakiś oszalały orangutan na podłodze. Następnym co pamiętała, to było jej kpiące pytanie.
— Z cyrku się urwałeś czy co?
Black wtedy spojrzał na nią zaciekawiony, ale dalej tarzał się po ziemi ze śmiechu.
— Nie wiem co to jest za rodzaj smyczy, ale tak. Preferuję jednak te mięciutkie, żeby nie obtarły mojej delikatnej szyi.
Rudowłosa dziewczynka parsknęła wtedy cicho, patrząc na niego z identyczną ciekawością, co on przedtem.
— Cyrk to takie miejsce, gdzie występują zabawni i utalentowani ludzie, czy zwierzęta — powiedziała z wesołym uśmiechem, obserwując go swoimi zielonymi oczami. — Pierwszy raz spotkałam się z psem, który gada.
Syriusz przewrócił swoimi szarymi oczami, uśmiechając się promiennie.
— Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Ruda — zaśmiał się, wyciągając rękę w jej stronę. Lily uniosła wysoko brwi.
— Jeśli myślisz, że pomogę ci wstać, to jesteś w błędzie.
Brunet tylko się zaśmiał. Mimo że panna Evans nie wiedziała o co mu chodzi, to uśmiechnęła się wesoło.
— Eee, tam! Nie o to mi chodzi! — parsknął głośno, ukazując szereg białych zębów. — Syriusz Black jestem!
— Lily Evans — wyszczerzyła się dziewczynka, podając mu rękę. Chłopiec miał jednak inne plany, pociągnął więc zielonooką w swoją stronę, a sama rudowłosa wylądowała obok niego zdezorientowana.
— Bardziej pasuje ci Ruda — zaśmiał się, szturchając ją ręką. 
Uwielbiała go i jego żarty, kochała tego idiotę jak brata, którego nigdy nie miała. Niestety, życie było dla niej okrutne, bo miała siostrę tak głupią, że szkoda gadać. Nie znosiła Petunii, oczywiście ze wzajemnością. Mimo że były siostrami, to nie znosiły się jak najwięksi wrogowie. Świetnie pamiętała każdą jej i Syriusza z Końską Tunią. On umiał jej dopiec jak nikt, tak samo było z nią i Regulusem. Panna Evans zawsze wiedziała co mu powiedzieć, żeby siedział cicho. Ona i Syriusz razem świetnie się dopełniali, byli najlepszymi przyjaciółmi. Bardziej od Petunii, Lily nienawidziła tylko Sweet Bitches, Severusa Snapea i Jamesa Pottera. Tak bardzo pragnęła, żeby pogodzić się z Łapą i pójść polatać na miotle. Chciała, żeby on pomógł jej doszkolić się na jutrzejsze eliminacje do drużyny. Co z tego, że kolejny raz go broniła, jeśli on jej w tej chwili nienawidził? Nawet jeśli to ona powinna być na niego zła, to rudowłosa nie miała już mu nic za złe. Chciała tylko odzyskać przyjaciela, czy to tak dużo? Nie będzie się słaniać jak powalona i nie będzie go błagać, żeby znowu zaczęli się przyjaźnić, bo aż tak nisko nie upadła. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że Syriusz nie znosi swojej kuzynki, Evallyn, ale nie musiał tak reagować. Mógł być bardziej spokojny, opanowany, ale nie musiał pierdzielić jej kazania na ten temat. Ona sama wiedziała, czy kolegowanie się z tą Ślizgonką było odpowiednie, czy jednak nie. Nie potrzebowała niańki, bo wiedziała co jest dla nie dobre, a co złe. Nie miała dwóch lat i sama wiedziała, jak powinna postępować. Syriusz zdecydowanie przesadził, on nie będzie jej ustawiać. Mimo że dobrze wiedziała, że jej przyjacielem kierowała zazdrość i wściekłość, to nie usprawiedliwiało to jego zachowania. Nawet jeśli on nienawidził swojej kuzynki, nie znaczyło to, to że może zabronić Lily kolegowania się z tą dziewczyną. Nie była nikogo własnością, więc nikt nie miał prawa jej rozkazywać. Łapa nawet sobie nie wyobraża, jak bardzo wkurzyła się w tamtym momencie. No, ale cóż… Sam zaczął tą bezsensowną kłótnię, która do niczego nie prowadziła.
Lily westchnęła głęboko, wchodząc do swojego, pustego dormitorium. Rozejrzała się dookoła i uśmiechnęła się delikatnie, dobrze pamiętając jak pierwszy raz weszła do tego pokoju. Od razu rzuciła się na swoje łóżko i nie chciała z niego wstać, nawet jak Dorcas zaczęła rzucać w nią swoimi glanami. Pamiętała, jak zaczęła się na nią drzeć, że te jej buty są twardsze od cegły, a panna Meadowes uśmiechnęła się dumnie. Bardzo dobrze znała Dorcas i wiedziała, że zgrywa tylko taką łatwą, a tak naprawdę była zranioną i wrażliwa dziewczyną, która kryła się za pewną siebie, wyniosłą i gotową na wszystko dziewczyną. W Hogwarcie była uznawana za seks bombę i sama starała się o tą opinię, zachowywała się trochę ździrowato jak Afrodyta z serii o Domie Nocy. Jednak, kiedy przyjeżdżała na wakacje do Lily (spędzała w jej domu większą połowę letniej przerwy) to ubierała się zupełnie inaczej – po swojemu, tak jak lubiła. Nosiła wtedy spodenki, koszulki z zespołami i glany albo trampki. Jednak, kiedy pannę Evans odwiedzali Huncwoci, to ta natychmiast zmieniała się w tą samą osobę co w Hogwarcie. Każdy kto kiedykolwiek całował się z Czarną twierdził, że się z nim pieprzyła, ale prawda była taka, że Dorcas Meadowes nie spała z żadnym z nich. Nie to, że Lily twierdziła, że brunetka była dziewicą, co to, to nie. Jednak jej pierwszy raz nie był fajny, cudowny czy świetny – warto by wiedzieć, że właśnie Dorcas została zgwałcona w wieku dwunastu lat. Nikt oprócz dziewczyn o tym nie wiedział, nawet James, który był jej przyjacielem. Panna Meadowes nie należała do osób, które użalają się nad sobą. Zawsze pogodna, wesoła i tryskająca życiem osoba, nie przejmująca się niczym. Raz nawet się im przyznała, że nigdy jeszcze nie płakała, przynajmniej odkąd pamięta. Za to bardzo szybko się irytuje i denerwuje – jest żywiołowa, pełna energii, prawdomówna, irytująca, chamska, arogancka, cyniczna – te cechy bardzo często wprowadzały sią w kłopoty. Ta arystokratka zdecydowanie była osobą wartą poznania.
W następnej chwili usłyszała pukanie do drzwi i omal nie dostała zawału, bo wystraszyła się tego dźwięku jak jasna cholera. Podskoczyła przerażona, a zaraz potem opadła na swoje łóżko z mocno bijącym sercem. Jak ona się dowie co za bawola dupa straszy ją na śmierć, to zemści się i to naprawdę mocno.
— Umarłam! — krzyknęła stłumionym głosem przez poduszkę. Usłyszała cichy, gardłowy śmiech, który od razu rozpoznała.
— Nie sądziłem, że jest z tobą aż tak źle! — Dało się słyszeć jego rozbawiony głos, co ją jeszcze bardziej zdenerwowało. To niech on się zastanowi czy są przyjaciółmi, czy wrogami, bo ona nie ogarnia o co chodzi. — Mogę wejść, Ruda?
— Przepraszamy, nie ma takiego numer. Skontaktuj się później z znajomymi osoby, do której się chciałeś dodzwonić, bo ona aktualnie nie chce z tobą rozmawiać — stwierdziła obojętnym tonem, zakopując się pod kołdrę. Może i zachowywała się jak małe dziecko, ale Syriusz naprawdę ją wkurzył.
— Ym… Co?
Lily przewróciła oczami, uśmiechając się głupkowato. Dlaczego jej do nie zdziwiło? Rudowłosa bardzo często zastanawiała się czy Syriusz czasami nie farbuje włosów z blond na brązowe. Czasami zachowywał się jak dwuletnie dziecko i to dosłownie.
— Nie chce mi się z tobą gadać! — warknęła lekko zirytowana, zupełnie tuszując rozbawienie. W końcu była na niego zła, nie?
— Ale powiedz o co ci chodziło prędzej! — powiedział proszącym głosem i była pewna, że gdyby na niego teraz patrzyła, to zobaczyłaby minę osła z Shreka. Rozbawiło ją to, ale nie chciała dać tego po sobie poznać, więc prychnęła głośno.
— Właśnie o to, Black! — krzyknęła zdenerwowana, powstrzymując się od śmiechu. Nie była już na niego obrażona, przeszło już jej, a nawet zaczęło ją to bawić. — Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać!
Usłyszała głośne westchnienie i dźwięk otwieranych drzwi. Czy ona pozwoliła mu w ogóle wejść do środka? Oj, Black, Black… Grabisz sobie, chłopie.
— No weź już na mnie nie złość, Ruda — poprosił ze smutkiem w głosie. Syriusz zrozumiał, że znowu palnął coś bez przemyślenia i zranił tym przyjaciółkę. Było mu z tego powodu naprawdę głupio.
— A ty mogłeś się na mnie złościć, gdy powiedziałam wam o twojej kuzynce — stwierdziła, wychylając głowę spod kołdry. Wydęła usta w niemym niezadowoleniu, przyglądając mu się.
Łapa przewrócił oczami. Jakie te baby bywają dziwne! Raz wkurzają się o byle gówno, a raz o coś, o co naprawdę powinny się obrazić. Niech one się zastanowią, co chcą. Czasami zastanawiał się, czy świat nie byłby prostszy bez dziewczyn. One ciągle tylko we wszystkim widzą problemy, zawsze narzekają, te ich huśtawki nastrojów. Jednak bez nich, to już nie byłoby to. Zawsze są, gdy oni potrzebują pomocy, przytulą, pocieszą i będą wspierać. Mimo ich wad, to mają jakieś zalety, więc lepiej gdyby były, niż jakby ich nie było. Jednak jedno go wkurzało aż za bardzo, ciągłe problemy i obrażanie się o byle gówno.
— Może dlatego, że nie znoszę suki — stwierdził lekko zirytowany. On już miał po dziurkę w dupie tej swojej rodziny. — Myślałem, że jak będziesz się z nią trzymać, to zrobisz się taka jak ona.
Teraz to i panna Evans się zirytowała. Syriusz, jako jej przyjaciel, powinien wiedzieć, że ona nigdy by się od niego nie odwróciła, prędzej wolałaby zginąć. Zrobiło jej się przykro, bo zrozumiała jak brunet mało o niej wie, mimo że ona zna go na wylot.
— To lepiej nie myśl, bo nie jest to twoja najmocniejsza strona — podpowiedziała mu obojętnym tonem, a mu zrobiło się jeszcze bardziej głupio.
On miał się z nią godzić, a nie jeszcze bardziej denerwować, ale co mógł poradzić na to, że chciał by znała prawdę. Nie było w tym raczej nic dziwnego, zważywszy na to, że jeszcze nigdy jej nie okłamał. W przyjaźni chyba chodzi o to, żeby mówić sobie prawdę, nie? Ale co on tam wie? Każdy z nich od małego miał kogoś z kim mógłby pogadać, a on nie. Dopiero w Hogwarcie poznał tych kilkoro uczniów, którzy chcieli by został ich przyjacielem. Teraz nie może stracić jednego z nich.
— Wybacz mi, Ruda — poprosił błagalnie, patrząc jej w oczy ze smutkiem. Nie wiedział, co ma powiedzieć, żeby ją odzyskać, gdy nagle… Bingo! Prawda! Musiał po prostu mówić prawdę. — Wcale nie chciałem tego powiedzieć. Wiesz, że często gadam głupoty albo powiem coś nieprzemyślanego i wtedy żałuję swoich słów. Szczerze mówiąc, nie wiem co we mnie wstąpiło. Chyba po prostu byłem zazdrosny o ciebie. Zawsze byłaś przy mnie, gdy tego potrzebowałem i naszła mnie taka myśl, że kiedy zaczniesz się z nią przyjaźnić, to wtedy zabraknie cię dla mnie. W mojej głowie była tylko jedna rzecz, myślałem, że cię stracę. To przysłoniło wszystko inne i nie umiałem racjonalnie myśleć, za wszelką cenę chciałem cię od niej odciągną, jakoś zniechęcić. Tak naprawdę, przez te głupoty, które pieprzyłem, tylko straciłem przyjaciółkę. Byłem na siebie wściekły, rozwaliłem pół dormitorium, a chłopaki się nieźle wkurzyli. Tyle że ta cała złość nie pomagała mi w odzyskaniu tej przyjaźni. Przez cały dzień siedziałem i myślałem, czy uda mi się sprawić, że znowu będzie jak przed kłótnią. Bałem się, że już nic nie da się zrobić i po prostu mnie znienawidzisz. Na dodatek stanęłaś w mojej obronie w kolejnej potyczce z Regulusem, co mnie jeszcze bardziej dobiło. Ja cię wyzywam od najgorszych, krzyczę na ciebie, sprawiam ci przykrość, a ty co? Stajesz obok mnie, bronisz mnie i dowalasz Blackowi jak nikt inny. Potem wpadłem na pomysł, który sprawi, że się pogodzimy. Tylko to nie będzie łatwe, bo nigdy tego nie robiłem, ale teraz wiem, że powinienem. Zostałem wychowany na arystokratę – zepsutego, zesranego, kapryśnego, durnego, bogatego, zidiociałego, rozpuszczonego bachora – który nie wie co znaczy pewne słowo. Słowo daję, Ruda, że nigdy tego nie robiłem i to jest pierwszy raz, więc nie śmiej się jak mi nie wyjdzie. Przepraszam, Lily. Za to co powiedziałem, wtedy we Wspólnym i za każde słowo, które cię zraniło.
Lily podniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej, spoglądając na przyjaciela z niedowierzając. Ten jednak patrzał na nią wręcz błagalnym wzrokiem. Pierwszy raz widziała go takiego niepewnego, jakby całe jego życie zależało od tego, co ona zaraz powie. Syriuszowi naprawdę zależało na ich przyjaźni, on pierwszy raz w życiu kogoś przeprosił, a to było wielkie osiągnięcie. Panna Evans bez zastanowienia zerwała się z łóżka i rzuciła się Łapie w ramiona, mocno go przytulając. Zaczęła ryczeć jak małe dziecko, które zgubiło gdzieś mamę, a on głaskał ją po głowię, uspokajając przyjaciółkę. Czuł, że wszystko wróciło do normy i było takie jak kilka dni temu. Za to, rudowłosa dziewczyna cieszyła się tak bardzo, że w końcu pogodzili się ze sobą.
— Czyli zgoda? — zapytał niepewnie. Ocierał jej łzy, płynące po policzkach, kciukami,  ona wtulała głowę w jego tors. Oboje cieszyli się, że to już koniec kłótni i że mogą spokojnie rozmawiać.
—Zgoda… — wyszeptała, uśmiechając się promiennie.


*Błonia, Huncwotki na spacerze*

Po południu Huncwotki wyszły na błonia, by trochę odpocząć od tego cholernego hałasu, który zaczął im przeszkadzać. Nie żeby coś, ale one często wolały przebywać tylko w swoim towarzystwie. Czuły się wtedy bardziej sobą i mogły robić co tylko się im chciało, bo żaden nauczyciel nie kręcił się nigdy po błoniach. Lubiły się razem śmiać, dogryzać sobie, żartować i rozmawiać, a to wszystko było na luzie. Często w takich chwilach wymyślały świetne kawały, które mogłyby odwalić McSztywnej lub Filchowi. Nawet nie można było sobie wyobrazić, jak bardzo, one uwielbiały wspólne spacery. To było coś zupełnie innego niż zwykle, coś niezwykłego. Niby małe wyjście, ale gdy wracały to zawsze były roześmiane i pełne energii.
— Więc pogodziłaś się z Blackiem? — zapytała, ni z gruchy, ni z pietruchy, Dorcas. Ciekawiło ją to, mimo że nienawidziła Syriusza Blacka z całego serca.
— Sama nie mogę w to uwierzyć! — roześmiała się rudowłosa, ukazując szereg białych zębów. — Jeszcze dzisiaj rano chciałam go zabić, a teraz?
Panna Meadowes, mimo tej wielkiej niechęci do Łapy, uważała, że przyjaźń jego i Rudej jest naprawdę cudowna. Dobrze go rozumiała i wiedziała, że Black nie chciał by Lily była też kogoś innego przyjaciółką. Dziwiło ją tylko jedno, a mianowicie to, że nigdy nie miał problemu do przyjaźni jej i Evansówny. Nie okazywał zazdrości, gdy, razem z Ann, Mary i Alie, stały się Huncwotkami. Tylko Evallyn Black mu przeszkadzała, a to było dość dziwne, ale… Na gacie Merlina, że też nie wpadła na to prędzej! Black bał się, że jego kuzynka coś na niego nakłamie i Lily się od niego odwróci. Teraz go wreszcie rozumiała! I to niby dziewczyny są trudne do rozszyfrowania?
— Jutro są eliminacje do drużyny — powiedziała nagle Ann, przyglądając się swoim dłoniom. Nie lubiła przekazywać komuś czegoś od kogoś, bo czuła się wtedy jak sowa, która musiała zanieść do kogoś list. — Miałam przekazać ci od Jamesa, bo ten nie ma ochoty z tobą rozmawiać. Użył gorszych słów, ale uznałam, że nie będę go cytować, bo jeszcze nigdy nie użyłam tylu przekleństw w jednej wypowiedzi.
Lily machnęła tylko beznamiętnie ręką, dając znać, że gówno ją obchodzi to, co ten idiota o niej mówił. To był Potter, czyli najmniej interesująca ją osoba w całym świecie. Miała gdzieś to, co o niej myślał i mówił, jednak gdy to robił publicznie, to wtedy już ją to obchodziło. Nienawidziła, kiedy ktoś obrażał ją publicznie, więc odpłacała się tym samym, tyle że była w tym lepsza. Jamesa Pottera zgasiłaby nawet przez sen, a już jutro zdobędzie zapas alkoholu właśnie od niego. Ach… Jak ona uwielbiała wygrywać zakłady, ale jeśli z największym wrogiem to ta wygrana była dla niej jeszcze lepsza.
— Nawet nie wiesz, ja bardzo mnie to cieszy, Ann — powiedziała z wielkim uśmiechem na usta, a to sprawiło, że dziewczyny wytrzeszczyły na nią oczy. Zwykle wściekała się na każdą zmiankę o Potterze, uśmiechała się tylko wtedy, gdy mogło stać się mu coś złego. — Już ja mu pokażę, jak wygląda prawdziwa gra w quidditcha, a nie dziecinna zabawa, jaką w zeszłym roku zaprezentował ten bezmózg Tresh.
Dziewczyny parsknęły śmiechem, przypominając sobie jak ów chłopak przywalił w słup na ostatnim meczu quidditcha, kiedy myślał, że za nim chowa się kafel. Takiej głupoty, to chyba wszyscy Ślizgoni razem wzięci nie zrobili. Za każdym razem wpadały w wesołość na choćby wzmiankę o takim chłopaku jak Tresh Drive. Rozmawiały i śmiały się na przemian, ale dobry humor ich nie opuszczał. Rozsiadły się pod swoim ulubionym drzewem i gawędziły dalej, a ich dźwięczne głosy rozbrzmiewały po całych błoniach. Kiedy usłyszały głosy, to od razu ucichły, nasłuchując w napięciu. Słyszały zbliżające się odgłosy stawianych kroków, a także szepty. Zaraz potem ujrzały dwie dziewczyny, które od razu rozpoznały. Były to Evallyn i Andromeda Black, które teraz stały naprzeciw nim.
— Hej, możemy się dosiąść? — zapytała niepewnie Andromeda, uśmiechając się do nich delikatnie. Była naprawdę nieśmiałą dziewczyną jak na Ślizgonkę i chyba właśnie to je przekonało.
— Ym… Jasne — odpowiedziała lekko zdziwiona Mary, odwzajemniając uśmiech.
Tak więc dwie Ślizgonki usiadły przodem do pięciu Gryfonek. Gdyby ktoś na nie teraz spojrzał, to powiedziałby, że to na pewną nie są mieszkanki Domu Węża, tylko przebrane dziewczyny z Gryffindoru. Wyglądały tak przyjaźnie i miło, że w pierwszej chwili Huncwotki zapomniały z kim mają doczynienia.
— A teraz mówcie o co wam chodzi — powiedziała podejrzliwym głosem Dorcas, która przyglądała się im ze zdziwieniem. — Tak same z siebie nie usiadłybyście z Gryfonkami.
Evallyn uśmiechnęła się wesoło, dając znak, że rozbawiło ją to stwierdzenie. One wcale nie były takie złe na jakie wyglądały, były wręcz miłe. Może wszystkich zniechęcało to, że były bezpośrednie, chamskie i mówiły prawdę prosto z mostu. Tym razem przyszły w pokojowych zamiarach, nie miały w zanadrzu jakichś głupich gierek. Chciały na spokojnie porozmawiać, tak postanowiły po obgadaniu paru istotnych faktów. Ktoś naznaczył je na Śmierciożerczynie, one tego nie chciały i postanowiły stanąć po tej dobrej stronie.
— Mimo że gówno o mnie wiesz, Meadowes, to twierdzisz, że nie usiadłabym obok ciebie bez żadnej intencji. Pacz, a jednak siedzę i chcę normalnie porozmawiać — stwierdziła Evallyn z pewnym siebie uśmiechem na ustach.
Oczywiście Dorcas się nie zawstydziła, wręcz przeciwnie. Rozluźniła się i uśmiechnęła się lekko, co kompletnie zbiło z tropu dwie Ślizgonki. Wpatrywały się w nią, zaskoczone jej nonszalancką postawą. Zresztą nie tylko one, bo przyjaciółki brunetki były tak samo zdzwione jak one. Jej zachowanie było naprawdę dziwne, bo w tej chwili panna Meadowes odpowiedziałaby coś chamskiego i kopnęłaby je w dupy na „do widzenia”, a tak siedzi i głupkowato się uśmiecha. Normalnie jak nie-Dorcas.
— Masz rację, gówno o tobie wiem — przyznała. Teraz dziewczyny już w ogóle nie wiedziały, co się dzieje. Ta dziewczyna jeszcze nigdy nikomu, nieważne kim tam by był, nie przyznała racji, więc nie można się było im dziwić, że były takie zaskoczone. — Więc mów.
Nie, no bez jaj. Teraz to ktoś naprawdę musiał podmienić TĄ Dorcas na kogoś innego, bo ona się tak nie zachowuje. Nie jest miła dla Ślizgonów, nawet jeśli oni byli tacy dla niej. Jednak panna Meadowes miała w tym swój cel, ale o tym to już nikt nie musiał wiedzieć.
— To może ja zacznę mówić, bo Ev czasami naprawdę głupio gada — powiedziała lekko Andromeda, uśmiechając się ufnie do dziewczyn, którym od razu przypadła do gustu. — Chodzi o to, że chciałybyśmy zrobić kawał Bellatrix i Narcyzie, a wiemy, że wy nie macie w tym sobie równych. Prosiłybyśmy was o pomoc, mamy nadzieję, że sprawicie, iż zapamiętają ten kawał na bardzo długo.
Huncwotki zamrugały i patrzały na nie jak na kosmitki, które opowiedziały im jakąś niestworzoną historię. Czy to się dzieje naprawdę? Jedne z najgorszych Ślizgonek proszą je o pomoc w zrobieniu żartu swoim przyjaciółkom. Tego jeszcze nie było.
— Dlaczego właśnie im? — zapytała zdzwiona Alie, patrząc raz na jedną, raz na drugą. Nie mogła ich rozgryźć, a nie lubiła ludzi, którzy byli tajemniczy.
— W Slytherinie jest taka zasada, że jeśli się chce pokazać, że jest się czyimś wrogiem trzeba wypowiedzieć tej osobie wojnę — wytłumaczyła Evallyn z groźnym błyskiem w oku, ale w dalszym ciągu się uśmiechała. — Jedni, najczęściej faceci, po prostu naparzają się pięściami, aż któryś padnie, mdlejąc. Drudzy, tu częściej rządzą dziewczyny, poniżają się i sprawiają, że przyszli wrogowie staną się pośmiewiskiem dla wszystkich. Regulus i Severus się pobili, Narcyza ośmieszyła Lucjusza, a my chcemy sprawić, że przez długi czas Bellatrix i Narcyza będą wyszydzane przez cały Hogwart.
Huncwotki pokiwały głowami, dając znak, że rozumieją to, co powiedziała do nich Ev. Andromeda mimo sceptycznej miny, wyglądała na zdecydowaną. Zasady w Slytherinie były trochę głupawe, przynajmniej tak uważały Gryfonki. Po cholerę im „wypowiedzenie wojny”, jeśli mogą po prostu walnąć tekst typu „Od teraz jesteśmy wrogami” czy „Już się nie przyjaźnimy, teraz się nienawidzimy”. Po pierwsze, to by było o wiele łatwiejsze, a po drugie, komu by się chciało robić takie cyrki. Odpowiedź była prosta, to był Slytherin i tutaj panowały inne zasady niż w innych domach. Jednego były pewne, pomogą im, ale to nie znaczy, że chcą wdepnąć w naprawdę śmierdzącą kupę.
— Czysto teoretycznie, jeśli zrobimy im ten kawał, to co będziemy z tego miały? — zapytała ze znaczącym uśmiechem Dorcas. No chyba nie myślały, że będą pomagać Ślizgonkom bezinteresownie. To nie jest Dzień Litości dla Zwierząt, więc nie będą litować się nad oślizgłymi wężycami.
Dziewczyny przewróciły oczami, uśmiechając się. Zachowywały się tak, jakby były pewne, że ona to zaraz powie. Huncwotki lubiły robić kawały, tyle że nigdy nie afiszowały się z tym tak jak Huncwoci. Może warto by było zrobić takie wielkie powitanie, ogłoszenie tego, że ci wielcy i niepokonani figlarze mają konkurencję, w postaci pięciorga dziewczyn. Oczywiście jeśli ludzie mieliby wybierać, to byłoby pół na pół, bo połowa facetów stanęła by po stronie dziewczyn (ze względu na wygląd itepe, itede), a reszta za tymi głąbami (głupia solidarność plemników), jedne laski stanęłyby po stronie tych orangutanów z dżungli rodem, ale reszta byłaby z Huncwotkami (Jeah! Niech żyje solidarność jajników!). Wracając do tej jakże interesującej pogawędki wrogów.
— Czemu mnie nie dziwi, że właśnie to powiedziałaś, Meadowes? — zapytała kpiąco Evallyn, unosząc wysoko brew. Ta dziewczyna jest taka przewidywalna. — Odpowiedź jest prosta, czarnulku. Dostaniecie to, czego chcecie.
Panna Meadowes prychnęła pogardliwie. Ona przewidywalna? Jeszcze przed chwilą wszystkie się dziwiły, że jest miła dla Ślizgonek, a teraz przewidywalna. Musiała jednak przyznać, że te dwie żmije miały rację, myśląc że właśnie takie padnie pytanie.
— No i taka odpowiedź mi się podoba, Black — stwierdziła z rozbawionym uśmieszkiem, który kolejny raz zbił je wszystkie z tropu. — Zapytam, żeby się upewnić… Ten kawał ma je ośmieszyć, poniżyć i najlepiej zniszczyć towarzysko?
Dwie dziewczyny spojrzały na siebie, potem na Huncwotki, a następnie kiwnęły ochoczo głowami.
— Tak! — wyszczerzyły się, a oczy im zaiskrzyły.
Jaka przyjaźń jest słaba… Przez tyle lat były najlepszymi przyjaciółkami, a potem tak się nienawidzą, że zniżają się do tego, żeby prosić wroga o pomoc. Mówią, że przyjaźń jest wieczna, ciekawe tylko do kiedy ta „wieczność” trwa. Tak łatwo zawrzeć przyjaźnie na wiele lat, ale wystarczy tylko małe zło i „puff!”, a ów uczucie znika, tak szybko ja się pojawiło.
— To dobrze trafiłyście — powiedziały w tym samym momencie Huncwotki, uśmiechając się figlarnie. Coraz bardziej zaczynała podobać im się współpraca z Evallyn i Andromedą. Kawały to była ich specjalność i nie miały zamiaru się z tym kryć. Musiały w końcu zaistnieć i to była idealna szansa na to.
— Świetnie! — wykrzyknęła Andi, klaszcząc w dłonie z entuzjazmem. Czy już wspomniałam, że ów Ślizgonka zachowuje się czasami jak małe dziecko. Na pewno dogadałaby się z Alie, która bywa dziecinna, normalnie istna sześciolatka.
Evallyn z rezygnacją przejechała sobie dłonią po twarzy, patrząc na swoją przyjaciółkę z politowaniem. Czy ona, nawet w takich sytuacjach, musi pokazywać, że nie ma za grosz dojrzałości. Jedno musiała przyznać blondynce, było się z czego cieszyć. W końcu zakończą sprawy związane z Bellatrix i Narcyzą, wreszcie będą mogły stanąć po właściwej stronie. Nie to, że Ev zmieniła poglądy, nadal uważała szlamy za najgorsze, co może istnieć, ale robiła to, żeby pokazać, że nikt nie ma prawa decydować za nią. Ona wcale nie prosiła się o Mroczny Znak, nie błagała tego palanta o naznaczenie, a on zrobił to bez jej pozwolenia. Już ona widzi ten dzień, kiedy pozwoli komukolwiek sobą rządzić. Właśnie dlatego czasami zrażała do siebie chłopaków, na starcie mówiła im, że jeśli mają zamiar być zaborczy, to nie lepiej spadają na Bijącą Wierzbę. Właśnie to był powód tego, dlaczego tak zależy im na wypowiedzeniu wojny tym dwóm Ślizgonkom. Oczywiście Andromeda powiedziała, zanim postanowiły pójść do Huncwotek na błonia, „Spróbuj choć raz nazwać Lily Evans szlamą, a jak cię wytargam za te twoje kudły to przypomni ci się III Wojna z Goblinami!”. Jak można się było spodziewać, Panna Obrończyni Szam Królowa Andromeda postanowiła, że zaprzyjaźni się z tymi Gryfiakami, co jeszcze bardziej zirytowało Evallyn. Blondi czasami zachowuję się jakby naprawdę nie miała mózgu.
— Co będzie wam potrzebne? — zapytała, po chwili ciszy, Ev. Jednego się bała, a mianowicie tego, że spłata tego długu będzie je dużo kosztować i nie chodziło tu o galeony, bo ich miały aż nadto. Pewnie wymyślą coś upokarzającego i będą musiały to odwalić, a tego jej się za cholerę nie chciało.
— Wpierw musimy obmyśleć plan tego całego kawału, a dopiero potem zajmiemy się całą resztą — stwierdziła spokojnie Ann, uśmiechając się lekko. Ta cała współpraca z Ślizgonkami wydawała jej się naprawdę ciekawa i interesująca. To nie znaczy, że im ufa, co to, to nie. — Myślę, że z większością same się uporamy, ale pewnie niektórych rzeczy nie uda nam się załatwić.
— Ym… Jasne — mruknęła spokojnie Andi, przyglądając się Gryfonce z zainteresowaniem. Wydawała się jej mądrą i inteligentną dziewczyną, więc starała się jej ufać, mimo że rzadko kiedy się to jej zdarza. — Wolałybyśmy pokryć koszty wszystkiego, co będzie wam potrzebne.
Blondwłosa Gryfonka kiwnęła głową, na znak, że zrozumiała to, co powiedziała do niej druga dziewczyna.
— Rozumiem — powiedziała wolno, uśmiechając się delikatnie. Ann wydawała się taka miła i fajna, więc nie było trudno wierzyć w jej słowa. — A więc… zgoda. Jeśli tak waśnie chcecie, to tak będzie.
Tym razem to blondwłosa Ślizgonka kiwnęła ze zrozumieniem głową. Właśnie o to jej chodziło, żeby się zgodziły, a dalej z kawałem pójdzie jak z płatka. Szkoda, że wtedy nie wiedziała jak bardzo sprawy się pokomplikują.
— Mam propozycję — powiedziała z uśmiechem Lily, patrząc to na jedną, to na drugą. Wyglądała na spokojną i wyluzowaną, co zupełnie odzwierciedlało to, co aktualnie czuła. — Może na czas współpracy zawiesimy broń, żeby lepiej nam się pracowało?
— Jasne! — odpowiedziały wszystkie dziewczyny z entuzjazmem i Huncwotki, i dwie Ślizgonki, nawet Evallyn, co było zaskakujące. Wyszczerzyły się, ale zaraz potem spoważniały, wiedziały co je czeka.
— Proponuję złożyć Przysięgę Odważnego Bazyliszka, która przypilnuje byśmy wywiązały się z umowy — powiedziała w końcu Alie, bo nikt inny nie raczył otworzyć buzi, mimo że każda z nich wiedziała, że będzie trzeba to zrobić. — Czy ktoś z nas tutaj obecnych nie wie na czym to polega?
Nastąpiła chwila ciszy i gdy Stace chciała kontynuować, usłyszały cichy i zawstydzony głos Marleny, która niepewnie patrzyła na przyjaciółkę.
— Ja — mruknęła, lekko speszona. — Ja nie znam tych zasad.
Alie kiwnęła głową, pokazując że rozumie. Uśmiechnęły się do siebie wesoło, a potem blondynka zaczęła opowiadać. Reszta dziewczyn, również słuchała jej z uwagą, bo warto było usłyszeć to jeszcze raz.
— Jest to swego rodzaju umowa, zawierana przez Ślizgonów i Gryfonów. W dawnych czasach to było dość popularne, więc nadali nazwę ów ślubowaniu, a mianowicie „Przysięga Odważnego Bazyliszka”. Od razu można się połapać, że chodzi właśnie o dwa znienawidzone przez siebie Domy. Odważny, bo Gryffindor, a bazyliszek, to oczywiście Slytherin i tutaj chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. Jeśli chodzi o to, jak się go zawiera i na czym polegają zasady tej obietnicy to, to nie jest wcale trudne do zrozumienia. Trzeba wypowiedzieć formułkę, stworzyć coś podobnego do kręgu i wypowiedzieć treść przysięgi. Formuła umowy jest niezmienna od wielu, wielu lat i aż dziwne, że jest jeszcze pamiętana. Brzmi ona mniej więcej tak, jeśli mówią to dziewczyny: „My uczennice Slytherinu, Domu Węża pragniemy złożyć Przysięgę Odważnego Bazyliszka. My uczennice Gryffindoru, Domu Lwa pragniemy złożyć Przysięgę Odważnego Bazyliszka”. — Potem Evallyn mruknęła coś pod nosem, co brzmiało jak „Pojebana ta cała formuła”, a wtedy Dorcas zaczęła się głupio śmiać i zgodziła się ze Ślizgonką. — Nikt oczywiście nie powiedział, że te całe obietnice, formalności i Bóg wie co jeszcze, są normalne, więc lepiej się tym wcale nie przejmować. Słowa przysięgi są jeszcze bardziej oklepane, niż to coś. „Przysięgamy przestrzegać zasad, które same stworzyłyśmy, mieć do siebie nawzajem szacunek i starać się być miłym. Jeśli nie wywiążemy się z umowy, to czeka nas kara, która również zostanie przez nas same wybrana”. Następnie trzeba naciąć sobie ręce magicznym ostrzem, które zwykle mają arystokraci, więc to nie jest trudne do zdobycia — Tu spojrzała wymownie w stronę dwóch Ślizgonek, które przewróciły oczami. — I powiedzieć zasady, które będą nas obowiązywać. Potem trzeba tylko uważać, żeby przestrzegać te cholerne zasady, by nie dostać po łbie.
Kiedy Alie skończyła, to reszta dziewczyn pokiwała głowami, dając znak że rozumieją i się na to zgadzają. Jednak był mały problem, oczywiście dla każdej, więc jako pierwsza powiedziała o nim Dorcas, którą najbardziej denerwował ten fakt.
— Wiem, że trzeba powiedzieć tą całą zasraną przysięgę, ale nie możemy zrobić tego jutro? — zapytała, stukając paznokciem o swoje kolano. Była lekko zniecierpliwiona, co bardzo często jej się zdarzało. — Jutro mam randkę z Zackiem, więc nie mogę wyglądać jak pół dupy zza krzaka.
— Zgadzam się z Meadowes — powiedziała nagle Evallyn, krzyżując ręce na piersi. — Umówiłam się z Eddiem i chcę wyglądać jak zwykle, czyli pięknie i olśniewająco.
Pozostałe dziewczyny przewróciły oczami, skąd one to znały. Ciągłe randki, nowi chłopcy, czyli panny Czarne. One się już do tego już przyzwyczaiły, więc Lily powstrzymała się przed przejechaniem otwartą ręką po twarzy.
— Ja również — stwierdziła panna Evans z błyskiem w oku, a reszta wytrzeszczyła na nią oczy. Ta zdała sobie sprawę jak to zabrzmiało, więc natychmiast się poprawiła. — Nie chodzi mi o randkę, tylko o to, że się z nimi zgadzam. Nie mam jutro czasu i muszę być pełna sił, bo mam eliminacje do drużyny quidditcha, więc żadnych przysięg do jutrzejszego popołudnia.
— Dobra, dobra. Rozumiem, więc nie musicie mi trzy razy powtarzać — odparła Alie, lekko urażona. Przecież ona też miała zamiar jutro coś zrobić i to nie tyczyło się ani randki, ani eliminacji. Jeśli randka z miotłą to jest uderzenie Longbottoma w tą głupią gębę, to tak jest to randka eliminacyjna. Chyba Evallyn nie myśli, że ona zapomniała? — Przysięga będzie jutro popołudniu, ewentualnie pojutrze. Pasuje wam to?
Dziewczyny kiwnęły głowami na znak zgody i uśmiechnęły się wesoło. To może być naprawdę zajebisty kawał, tylko muszą współpracować. Były pewne, że te dwie Ślizgonki zapamiętają to wypowiedzenie wojny na naprawdę długo. Jeśli Huncwotki gdzieś wtykają swoje paluchy, to to zawsze jest zapamiętywane.
— My musimy już lecieć — powiedziała Andromeda, spoglądając na swój magiczny zegarek. Następnie szturchnęła Evallyn, która kiwnęła głową. — Wam też radziłabym już iść, bo zaraz zacznie się cisza nocna.
Dwie Ślizgonki podniosły się z ziemi, patrząc na Gryfonki z lekkimi, ale nadal kpiącymi, uśmiechami, które one odwzajemniły. Starały się być dla siebie miłe i, mimo że nie były wrogami, to było dość trudne.
— Tak, masz rację — odezwała się Ann, również wstając na nogi. Polubiła te dwie Wężyce i nic nie mogła na to poradzić.
— To wtedy… do jutra? — powiedziała niepewnie Andi, uśmiechając się delikatnie do blondynki.
— Tak, do jutra — odpowiedziała z takim samym uśmiechem Lorenh.
Pożegnały się skinieniem głów i rozstały się w dwie różne strony. Ślizgonki poszły w stronę lochów, a Gryfonki prosto do swojej wieży. Można uznać, że te dziewczyny zawarły pokój, między nimi zapanowała zgoda.


*Pokój Wspólny Gryffindoru*

Kiedy Huncwotki weszły do PW od razu rzucili się w ich stronę zdenerwowani Huncwoci, chociaż Remus i Peter wydawali się tylko źli. Nie wiedziały o co im chodzi, więc mając ich szeroko w dupie, po prostu ich minęły. Zajęły miejsca na swojej ulubionej kanapie i zaczęły grzać nogi przy kominku, bo zdążyły im zmarznąć podczas pogaduchy ze Ślizgonkami. Zaczęły rozmowę właśnie tego zdarzenia.
— Jak myślicie, o co im chodzi? — zapytała podejrzliwym tonem Alie, która najmniej z nich im ufała.
— Jak to co? Przecież powiedziały, o co im chodzi, więc ja nie widzę problemu — odpowiedziała obojętnym tonem Lily, która nie widziała sensu w pytaniu przyjaciółki.
Ta prychnęła jak rozjuszona kotka i przewróciła oczami zniecierpliwiona. Czasami jej się wydawało, że Evansówna to małe dziecko, bo jest mało rozumująca.
— Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi, Ruda — stwierdziła Stace z lekkim zirytowaniem. — Dlaczego przyszły z tym do nas?
— Bo Huncwoci ich nienawidzą? — podsunęła rudowłosa ze śmiechem. Ona osobiście nie miała nic do tych dziewczyn, więc nie miała powodu by im nie ufać w tej sprawie.
— No dobra, to nie było dobre pytanie, ale wątpię, że tylko to całe wypowiedzenie wojny im w głowie.
— Pierniczyć je — mruknęła Dorcas, uśmiechając się błogo z zamkniętymi oczami. Czuła się wyluzowana, ale w dalszym ciągu zmęczona. — Mamy zrobić ten kawał, to zrobimy. Jednak nie mam zamiaru się zastanawiać czy to jest dobre, czy złe, bo szczerze mówiąc mam to w dupie. Będziemy się dobrze bawić i to się liczy, co nie?
Ruda się do niej wyszczerzyła, mówiąc „Zabawa zawsze najważniejsza!”. Reszta dziewczyn pokiwała rozbawiona głowami, uśmiechając się przy tym wesoło. Nagle panna Meadowes usłyszała swoje nazwisko, jednak w dalszym ciągu trwała z zamkniętymi oczami.
— Spieprzaj, Black — mruknęła pod nosem, nie przejmując się jego obecnością. Nie zmienia to faktu, że nie miała ochoty palnąć go w łeb, bo na to nigdy nie było za późno.
— Najpierw odpowiedz na moje pytanie — warknął zirytowany chłopak, patrząc na nią z pogardą. Jaka szkoda, że nie może tego zobaczyć.
— Ty o coś pytałeś? — zapytała nazbyt słodkim głosem, denerwując go tym.
— Tak, Meadowes — W tym momencie stanął tak, by zasłonić jej ciepło lecące z kominka. — Pytałem o coś.
— Odsłoń ciepełko, Black — warknęła dziewczyna, otwierając oczy. Rzuciła mu mordercze spojrzenie i kopnęła go w piszczel, jednak on w dalszym ciągu stał i uśmiechał jej się kpiąco prosto w twarz.
— Najpierw odpowiedz na moje pytanie.
— Spierdalaj, Black.
— Odpowiedz.
— Głuchy jesteś, karaluchu? — syknęła w jego z nienawistnym błyskiem w oczy. Jak ona nienawidziła, kiedy ktoś zakłócał jej spokój. Miała ochotę w takich momentach zabić tę osobę. Tym razem napatoczył się Black, upss.
— Wpierw odpowiedz, Meadowes — warknął zdenerwowany, co ją jeszcze bardziej zdenerwowało. O co temu wypierdkowi mamuta chodzi? Człowiek sobie spokojnie leży, nie przeszkadza światu. Nagle pojawia się taki debil, który zakłóca jej spokój i przeszkadza jej w odpoczywaniu.
— Myślałam, że to ty jesteś psem — parsknęła pogardliwie, patrząc na niego z kpiącym uśmieszkiem. — Dlatego nie mam zamiaru się ciebie słuchać i nie odpowiem na twoje jebane pytanie, nie ważne jak bardzo byłoby ważne.
Tymi słowami doprowadziła go do szału, a dziewczyny zaczęły się śmiać. Na szczęście pozostali Huncwoci przyszli razem z nim, więc w nich miał wsparcie. Jak na zawołanie usłyszeli cztery prychnięcia. Dorcas jednak nijak się tym przejęła i po prostu zaczęła się z nich naśmiewać, jak to miała w zwyczaju.
— Posłuszne zwierzaczki — powiedziała z aprobatą, uśmiechając się kpiąco. — Ile Black wam płaci żebyście robili to, co on wam każe?
To jeszcze bardziej zirytowało Syriusza. Co ta suka sobie wyobraża? Myśli, że może go denerwować? Myśli, że ma jakiekolwiek prawo go krytykować? Jeśli tak, to się cholernie pomyliła. Żadna pusta idiotka nie ma nic do gadania i ona dobrze o tym wie.
— Nic nie muszę im płacić, bo moi przyjaciele nie są ze mną ze mną dla pieniędzy — powiedział, obrzucając Dorcas pogardliwym spojrzeniem. — Ale ty to co innego, nie Meadowes? Nadal gnijesz w tej całej swojej jebanej rodzince i nie masz zamiaru z niej odejść. Nie stać cię na to, jesteś zbyt tchórzliwa, nie ma w tobie nawet grama odwagi, żeby odejść od nich. Tutaj mówisz, że ich nienawidzisz, a w swoim pałacyku pewnie zabijasz mugoli.
Jego słowa podziałały na nią jak płachta na byka. Nienawidziła, kiedy ktoś wypominał jej to, że dalej mieszka w domu Meadowesów. Najbardziej wkurzało ją w tym to, że on miał rację, miał cholerną rację. Nie umiała od nich uciec, zbyt bała się swojej matki, a może raczej jej Cruciatusów, które były naprawdę mocne.
— Taa… — mruknęła drwiąco, patrząc mu w oczy z nienawiścią. W tym momencie nienawidziła go bardziej niż zawsze i zdawała sobie z tego sprawę. — A potem biorę sobie ich ciała do kufera i chowam pod łóżkiem w swoim dormitorium. Mam tam sporą kolekcję, nawet jednego hipogryfa, którego na początku chciałam wszamać na obiad. Chcesz zobaczyć? Dziewczyny już to widziały i nie miały nic do tego, że to robię, nawet planowałyśmy podać go na jednej z naszych piżamówek.
A go zatkało, a dziewczyny wybuchły głośnym śmiechem. Ona serio chciała zjeść biednego hipogryfa… Biedactwo, co z niej za barbarzyńca.
— Jak mogłaś chcieć zeżreć tego biednego hipogryfa?!
To było dla niej za dużo, po prostu spadła z kanapy i zaczęła się śmiać jak jakaś chora na umyśle idiotka. Czy Syriusz Black jest naprawdę takim debilem na jakiego gląda? Reszta również się śmiała, ale rozbawienie Dorcas pobiło wszelkie rekordy. Ona wiedziała, że ten głupek zasługuje na miano Idioty Roku, ale nie wiedziała, że jest z nim aż tak bardzo źle.
— Black... — zaczęła z politowaniem, ocierając łezkę z policzka. Głupszego człowieka od niego jeszcze nie spotkała. — Ty jesteś takim idiotą czy tylko udajesz?
Że też niektórzy ludzie uważają go za inteligentnego człowieka. Nie to, że nie może nim być, zawsze kiedy się pomylił to umiał, tyle że on rzadko kiedy też potrafił. Nienawidziła go, chciała jego porażki, śmierci, że mu się coś stało. Z jednej strony tego pragnęła, ale z drugiej wiedziała, że nie może tak myśleć, bo Lily się z nim przyjaźniła, tak samo jak z nią, więc to jest troszkę niestosowne. Jednak Ruda nigdy jeszcze nie wtrąciła się  ich kłótnie, bo uważała, że to ich sprawa.
— Uczę się od ciebie, Meadowes — parsknął rozbawiony, uśmiechając się do niej kpiąco. — Przyznaję, że nie było to trudne, bo twój mózg nie potrafi dużo przyswoić. Nie mam pojęcia, jak ty ogóle zaliczyłaś tamten rok.
Dorcas rozwaliło to stwierdzenie, riposta pierwsza klasa, ale podstawówki. Czy tego człowieka nie było stać na nic lepszego? To ona tu mówi wszystko, co jej ślina na język przyniesie, a on jest wręcz dla niej miły. Coś tutaj nie gra i ona już się dowie o co chodzi...
— Ja pierniczę, Black — powiedziała, akcentując jego nazwisko. — Skąd ty bierzesz te posrane teksty? Walburga płaci ci żebyś to mówił czy co?
— Nie zniżam się do twojego poziomu, Meadowes — stwierdził z uśmiechem.
— Szczerze mówiąc, gówno obchodzisz mnie ty i twój poziom IQ równy zeru. Najlepiej zniknij z mojego życia raz na zawsze i nigdy nie wracaj. Rób co chcesz, ale z dala ode mnie. Kumasz?
Syriusz parsknął cicho, patrząc na Dorcas z rozbawieniem w oczach.
— Nie jestem pewien, ale to chyba miała być groźba — Mówiąc to, o mało nie przewrócił się ze śmiechu. — Meadowes, przestań się denerwować, bo będziesz wyglądała jak moja matka.
— Nie strasz mnie, bo jeszcze zacznę się jąkać — parsknęła rozbawiona. — Ty już się lepiej zamknij, Black, bo gorszych tekstów nawet moja matka na trzeźwo nie gada.
— Powiedzieć ci coś, Meadowes?
— Nie.
Dziewczyny parsknęły śmiechem. Po co miała udawać, że interesuje ją to, co ten imbecyl miał jej do powiedzenia.
— Jesteś jak kot.
— Taka urocza?
— Nie, taka owłosiona.
— Ha ha ha, bardzo śmieszne — zakpiła, uśmiechając się wrednie. — A ty jesteś jak troll i tutaj nie trzeba niczego mówić, bo każdy wie, co to znaczy.
— Nie tak ostro, Meadowes — Uniósł ręce w geście obronnym z wesołym uśmiechem na ustach. — Każdy wie, że jestem najprzystojniejszym facetem w Hogwarcie, a może na Ziemi, więc nikt nie uwierzy w to, co mówisz.
— Ja pierniczę, jaki z ciebie narcystyczny dupek — zaśmiała się, wywracając oczami. Boże, ona myślała, że to jej były chłopak Peter był największym narcyzem na świecie, ale się pomyliła. — Jakbym chciała zająć cię czymś na następny rok, to po prostu postawiłabym przed twoją twarzą lustro.
— Uznam to za komplement — powiedział z uśmiechem Syriusz.
— Tyle że to nie był komplement — warknęła w jego stronę Dorcas i kopnęła go mocno, co spowodowało, że chłopak odsunął się od kominka.
— Dobra, spokój, dzieci — powiedziała Lily, uśmiechając się do obydwojga. Tyle że i panna Meadowes i panicz Black dobrze wiedzieli, co ten uśmiech oznaczał. Rudowłosa mówiła im, żeby trochę przystopowali.
— A ty co, Evans? — zaczął James z błyskiem w oku, patrząc z wyczuwalną pogardą w stronę dziewczyny. — Ich niańką jesteś, czy co?
— Ty to byś się mógł czasami zamknąć, Potter, bo jak palniesz coś głupiego, to nawet pingwiny się z ciebie śmieją — odpowiedziała z kpiącym uśmiechem, który znaczył „sam zacząłeś, więc się nie dziw, że jestem wredna”.
— Lepiej mówić same głupoty, niż nie powiedzieć nigdy nic mądrego, co nie Evans?
— Wiesz co, Potter? — zapytała z pogardą w swoich zielonych oczach. — Nie mam zamiaru rozmawiać z kimś, kogo poziom IQ jest równy temu, który posiada pingwin śmiejący się z ciebie.
— Bardzo ciekawa teoria, jednak moje IQ i tak jest wyższe od twojego — powiedział ze zwycięskim uśmiechem na ustach.
— Przysięgam, że wydrapię ci oczy, kiedy tylko wszyscy sobie pójdą — warknęła w jego stronę z nienawistnym błyskiem w oku.
— Cóż… — zaczął z huncwockim uśmieszkiem. — Każdy ma swoje urozmaicenia erotyczne, ale twoje są po prostu obrzydliwe, Evans.
— Jak ja ci zaraz…!
— Dobra, koniec! — zawołali Ann i Remus w tym samym momencie, a potem spojrzeli na siebie ze zdenerwowaniem. — Jest późno, idziemy wszyscy spać!
— Nie będziecie nam rozkazywać! — warknęli Dorcas, Syriusz, Lily, James, Marlena i Peter. — Co wy sobie wyobrażacie?!
— Cosiezieje? — usłyszeli jak ktoś mruczy niezrozumiale.
Osiem par oczu zwróciło się w tamtym kierunku i ujrzeli Alice śpiącą na Franku. Wyglądali tak uroczo, więc tamci się natychmiast zamknęli. Mimo że Alie i Frank ze sobą nie byli, to pasowali do siebie i ich przyjaciele dobrze zdawali sobie z tego sprawę. Tak więc okryli ich kocem i poszli się położyć spać, każde z nich zasypiało z tą samą myślą. „Z Stace i Longbottoma byłaby niezła para!”.

                                                                 

Magarcie* - to jest coś jak u nas przedszkole 

-------------------
Dzień dobry wieczór! <3
Jak mija wam weekend? Mam zapalenie uszu i nie wiem co się dzieje, więc przepraszam jeśli jakaś część rozdziału jest mało zrozumiała XD
Zważywszy na to, że tak rzadko dodaję rozdziały, to będę dodawać na początku rozdziałów, skróty poprzednich ;)
Mam nadzieję, że w szkole jest u was spoko, bo ja mam ochotę zabić swoją matematyczkę. Serdecznie panią pozdrawiam <3 
Ten rozdział dedykuję:
Assarii, która jest równo trzepnięta jak ja *jak fajnie rozpisujesz się w komentarzach, Gollumie :')* 
Eveneth, która jest wredną małpą i zmusiła mnie żebym dodała ten rozdział dzisiaj *też Cię kocham <3*
Adzie, która zawsze jest *nawet nie wiem jak ze mną wytrzymujesz :D*
PaKi, która jest najlepsza i to chyba wystarczy *kurde, nie zabiłam mojego kota! Pojmij to, hanysie -,-*
Werze, która ciągle wysłuchuje moich głupich pomysłów i znosi to co w ogóle gadam *nie mam pojęcia jak ty to robisz XD*
Do napisania, skrzaty :*

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. A teraz czekam na ten pierwszy komentarz, małpo! <3

      Usuń
  2. Boziu! *_*
    Mówiłam już,że uwielbiam cię za twoje rozdziały? Nie? To teraz mówię! Dziewczyno! Zarąbisty ten rozdział!
    Kocham Ev :D Evanllyn jest zajebiaszczą postacią! To znaczy nic nie zastąpi mojej Lilki i Jamesa,ale Eva jest od razu po nich ^^
    Ich pogodzenie się *_* Po prostu cud miód palce lizać :3
    A! I teraz muszę cię opieprzyć za to,że tak rzadko dodajesz rozdziały! Co to ma znaczyć?! Następny będzie w grudniu? Przecież ja nie dożyję ;___; Chcesz mieć na sumieniu Gollumka? ;-;
    Ciekawe co wymyślą Huncwotki na ten żart *myśli* (Co tam,że mózgu nie mam i tak myślę XD) Ja chcę już kolejny! Mogę ci dać rybkę... Chcesz? Ja jej nie pogryzę ;-; Zgubiłam swoje zęby kiedy ją łowiłam,a mój maka-paka jeszcze nie poruszył wszystkich kamieni XD To chcesz tą rybkę czy nie? XD
    O ja pierdziu! Ja już czekam kiedy będą zakochani *_* Kiedy to będzie? Nie powiesz mi? ;-; Och... Poczekam...
    Myślisz,ze Lilka podzieli się alkoholem? XD Zawsze chciałam spróbować kremowego piwa... (Ej bo już zapomniałam one dostają kremowe piwo czy ognistą? XD)
    Jeżeli pomożesz mi z moją od niemca to ja jako Gollum mogę zawsze coś zrobić twojej od matmy ^^ Ależ nie,skąd przypuszczenie,ze jestem agresywna? Ja? Ja przecię jestę grzeczne dziecię XD
    O kurna! Żartujesz sobie? *czyta kilka razy* Naprawdę?! Kurna dziękuję! *rzuca ci się na szyję* Naprawdę?! Dziękujędziękujędziękujędziękujędziękujędziękujędziękuję! Rozpisuję się? Ten będzie krótki ;-; Przepraszam ;-; Nie mam już nic co mogę ci ofiarować ;-; Pierścienia nie oddam! Chociaż... Nie! *jej głos zamienia się na Golluma* My precious! *kaszel* Gollum!
    Ale serio! Kurna,ale ci dziękuję za dedykację! :*
    No,no to czekam na kolejny (jeżeli nie będzie go jeszcze w tym miesiącu to zobaczysz co to gniew golluma! XD) i zapraszam,bo gdybym nie zaprosiła nie byłabym sobą nie?
    Gollum,Yuri,Assarii,Ass,Asa,Ri,Sai-masz ksywek do wyboru do koloru XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Druga i jutro będzie właściwy kom :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczęłam dopiero czytać i się zakochałam. Mam czekać na rozdział do grudnia? Co??? Dałaś mi tyle czasu, żebym zdążyła się powiesić, czy jak?
    Super, że Lilka wreszcie się pogodziłą z Łapą, ale ja czekam na nowinki o księżniczce! Przyznaję, że mnie tym wyjątkowo zaintrygowałaś.
    Wiesz, dochodze do wniosku, że mimo iż do grudnia mam miesiąc, to chyba nie zdążę się przez ten czas powiesić. Za dużo myślenia. No bo to trzeba pomyśleć, gdzie, kiedy, jak? Myślisz, że powinnam zostawić list porzegnalny? A może wcześniej złoję komuś skurę? O, tak... Trochę potorturuję ludzi, zanim się powieszę. A może zbić twoją babkę od matmy? Chcesz... Nie ma problemu załatwione :P
    Czekam na kolejny rozdział. Może do tego czasu świat jeszcze nie eksploduje od moich durnych pomysłów :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super mogłabym czytać cały czas ale już koniec :( nie mogę się doczekać kolejnej części. A i wracaj do szkoły bo nudno bez ciebie. Dzięki za dedykację :-D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No, no z nich to by była niezła para =) I z Dor i Łapy i z James'a i Lilki. Śiczaśnie! Boże, jak ja kocham Andi!
    Całusy!

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  8. Ann i Remus <3
    http://huncwockamagia.blogspot.com/
    /Huncwotka K.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nadawałbyś się bardziej na Gryfiaka, bo zachowujesz się jak taka cipa, a nie jak prawdziwy facet. Kto by pomyślał, że ty jesteś arystokratą…

    SKISŁAM XDXDXDXDXDXD

    Super :D Jak zwykle uśmiałam się do łez <3

    OdpowiedzUsuń